- Jakie tumany.
- Nie najbystrzejsi ci twoi przyjaciele Martusiu.
- No niezbyt - uwiesiłam mu się na szyi - To gdzie teraz?
- Do pałacu.
- Znowu zima. Chyba się nie przyzwyczaję.
Wróciliśmy do "letniego" domku i dosiedliśmy koni. "Znajomi" Ediego pojechali już wcześniej. Wzięliśmy płaszcze. Jechaliśmy spokojnie. Nagle zaczęło padać. No tak granica ciepło - zimno. Pogoda musi bzikować. Edi zatrzymał się zsiadł z konia i uniósł twarz do góry. Patrzyłam na niego.
- No dosyć tego - powiedziałam - Jedziemy dalej.
Zaśmiał się i wrócił na siodło. Wjechaliśmy na zimne tereny. Jechaliśmy tak chwilę, rozmawiając. Dawno się nie widzieliśmy. On nie zmienił się wcale. Ja - nie licząc klątwy - też. Było jak dawniej. On mnie kochał, ja go lubiłam. I tyle. Ale teraz go wykorzystam, co przysporzy mu troszkę przyjemności, a potem go załamię i pewnie się pokłócimy. Trudno. Ja i tak zawsze będę w nim widzieć przyjaciela. Przeklęta byłam bliska zadurzenia się w nim - wzdrygnęłam się na tę myśl - ale teraz jestem z powrotem nieczującą. Może jednak się nie obrazi. Ten mój "syreni śpiew". Zostaniemy przyjaciółmi.
- Może małe wyścigi? - zaproponowałam.
- Czemu nie?
I ruszyliśmy. Galopowaliśmy po stromych stokach.





- Dziękuję za przejażdżkę - powiedziałam i dałam mu całusa.
"Bleeee...."pomyślałam. Jeszcze gorzej gdy się wie, że to tylko podstęp. Jak on mnie, to przynajmniej wiem, że szczerze. Ale jak ja dla jego radochy i podstępu. Aż rzygać mi się chce. Nie dałam jednak tego po sobie poznać i uśmiechnęłam się słodko.
<Masz te 9 linijek Edi XD jeśli pamiętasz o co chodzi>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz