poniedziałek, 24 marca 2014

Od Shell

Gdy do jadalni weszła ta elfka, pomału kończyłam jeść śniadanie. Zmierzyłyśmy się wzrokiem, po czym zwróciła się bezpośrednio do Lokiego.
 - Panie, przybyłam - powiedziała, dygając lekko.
 - Witaj, Elune - Kłamca przygryzł wargę. Chyba do końca nie wiedział, co ma z nią zrobić. - Usiądź proszę, pewnie jesteś głodna.
 - Dziękuję, panie - odrzekła i jak cielaczek usiadła koło Lokiego. Nalała sobie szklankę wody, ale jedzenia nie ruszyła.
 - Nie smakują ci potrawy Jouthenhaimu, elfko? - zapytałam, dopijając białe wyrafinowane wino.
 - Nie tym się żywię, ale dziękuje za troskę… - zająknęła się, nie wiedząc, jak mnie tytułować. Byłyśmy przecież razem w załodze, dlaczego nie nazwała mnie kapłanką jak reszta? - Nie jesteś już kapłanką - rzekła, jakby czytała moje myśli. Zapowietrzyłam się i wzniosłam blokadę. Poczułam zgęstnienie powietrza, Loki musiał wzmocnić ochronę w całym pałacu.
 - A kim w takim razie jestem? - pisnęłam niekontrolowanie, zaskoczona i jednocześnie wzburzona.
 - Jakby to wytłumaczyć… - zaczęła Elune, wciąż z tym samym nieobecnym wyrazem twarzy. - Jesteś w duchem w ciele, tak jak pan Loki.
 - Każdy człowiek jest duchem w ciele - prychnęłam.
 - Ale ty już nie jesteś człowiekiem - jej oczy przewiercały mnie na wylot. Kłamca spuścił głowę.
 - Więc czym jestem?
 - Jakby… - nie wiedziała, na ile może sobie pozwolić. - jakby boginką, jaśnie pani.
Syknęłam i wstałam. Ręce mi się trzęsły. Niedorzeczność! Ja boginią, równą Lokiemu, Hel i Najjaśniejszej! Bluźnierstwo! Prychnęłam jeszcze raz. Spojrzałam na elfkę raz jeszcze, tym razem dokładniej - nie miała skóry, biła od niej dziwna siła. Była bezcielesna, duch w powłoce, niczym eliksir w probówce. Nie powinno jej tu być, takie jak ona żyły w niebycie. Kto ją wskrzesił?
 - Jeśli będziesz czegoś potrzebował, gospodarz, jestem u siebie w komnacie - wyszeptałam drżącym głosem i skierowałam się na górę.
 - Nie pozwoliłem ci odejść, Shell - powiedział, ale nie zwróciłam na to uwagi. Usłyszałam jeszcze, jak woła moje imię, zanim zamknęłam drzwi.
W pokoju szybko rozpaliłam kadzidła i zasłoniłam zasłony. Narysowałam na podłodze krąg, uklękłam w nim i zaczęłam wprowadzać się w trans. Musiałam skontaktować się z Kirke, dowiedzieć się o co tu chodzi. Ale wizje nie przychodziły. Roztrzęsiona, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam lekko szlochać w poduszkę.

niedziela, 9 marca 2014

Od Annamarii

W gardle mi zasychało, a mięśnie bolały potwornie. Cisza na morzu to najgorsza z możliwych rzeczy. Stałam za sterem próbując ruszyć statek z miejsca, ale nic z tego. Na pokładzie rozbrzmiało głośne - puk - puk. To kapitan opuścił swoja norę. Z drewnianą nogą wyglądał na o wiele mniej pewnego siebie. Podszedł do burty gdzie stałą Tora. Przyglądałam się im z zaciekawieniem. Szybko się tym znudziłam i przeniosłam wzrok na horyzont. Floryda była naszym celem, chodź nie byłam pewna czy go osiągniemy. Ostatnio dużo się wydarzyło. Ta cała Hel.... Skrzywiłam się mimowolnie.
- I w butelce rum... - zakołysałam się w takt melodii, która wyryła się w mojej pamięci.
Wtem wszystko uległo zmianie. Kapitan zaczął coś krzyczeć. Kazał zejść wszystkim do wioseł.
- A ster?! - krzyknęłam ze swojego miejsca.
- Do wioseł! - nie ugiął się w swoim zamyśle.
Niechętnie opuściłam mostek i zeszłam pod pokład. Wszyscy siedli do wioseł i zaczęła się mordęga. Mięśnie i tak mnie bolały, ale teraz palił je żywy ogień. Włosy szybko zaczęły zlepiać sie od potu i straciły cały swój urok. 
- Cholera - zaklęłam pod nosem, czując pot spływający mi po skroniach.
Wkładałam w wiosłowanie całe swoje siły, ale nie miałam pojęcia przed czym uciekamy. Mogliśmy przecież spokojnie zaczekać na wiatr. Chyba, że...... Szybko wyrzuciłam tę okropna myśl z głowy i ze zdwojoną siłą przyłożyłam się do wiosłowania. 

Od Hel

Loki obudził mnie o brzasku. Świat zalał rumieniec wschodzącego słońca a do mojego pokoju wpadły rozbawione bliźniaki. Ubrałam się i zeszłam z nimi na dół. Nikogo jeszcze nie było. Ragnar uznał, że zjadłby czekoladę i pobiegł do kuchni. Ja i Daenerys przysiadłyśmy na schodach. Nagle w głowie rozbrzmiała mi dawno zapomniana melodia. Zaczęłam cicho śpiewać. http://www.youtube.com/watch?v=qZ7wgDLZYqw . Dziewczynka przyłączyła się do mnie. Nie wiedziałam skąd zna tą piosenkę. Może Loki ją nauczył? Ragnar wrócił a chwilę po nim przybył Daeron. Potem zjawił się Loki i Shell. Alicja przyszła ostatnia chowając do kieszeni narzędzia.
-Więc któż taki się zjawi...- zaczęłam ale drzwi otworzyły się i dzieciaki wyciągnęły mnie na zewnątrz. Przezornie zrezygnowałam z butów na obcasie i ciężkich sukni. Naprzeciwko wejścia stała elfka, o ile się nie myliłam ta sama, która pracowała dla mojego brata. Dzieci zaczęły wykrzykiwać jej imię. "Elune, Elune"- skandowały. Poprawiła kołnierz szarego płaszcza i poluźniłam pasek torby.
-Witaj Elune. A więc jednak udało ci się przeżyć?- zapytałam.
-Nie można powiedzieć tego o Val- zauważył Daeron.- Wyłowiłem ją z morza.- elfka westchnęła i zaczęła się tłumaczyć ale jej nie usłyszałam bo bliźniaki ciągnęły mnie już w stronę lasu. Tak jak poprzednio dotarliśmy do domku na drzewie. Smoczątko przywitało nas cichym wrzaskiem i łopotem małych skrzydeł. Wyjęłam z torby pieczone mięso i przydzieliłam porcję każdemu z nas. Daenerys siedziała z Drogonem (bo tak nazwaliśmy smoka) na kolanach ale Ragnar wydawał się bardziej zafascynowany książką o podróżach, którą mu podarowałam.
-A wiesz?- zaczęła dziewczynka.- jak Drogon urośnie to będę na nim latała. Latałaś kiedyś na smoku?- pomyślałam o tym razie gdy władając ciałem Aarony wsiadłam na smoka, którego potem zabiła Marta. Z radością odpłaciłam jej tym samym. Choć właściwie taki mieliśmy układ. Uśmiechnęłam się do swoich myśli i do Dany.
-Nie złotko, nigdy nie latałam na smoku.- przeniosła wzrok na zwierzę z satysfakcją. Po czasie najedzony Drogon ułożył się na stercie koców a ja w hamaku. Bliźniaki położyły się obok mnie.
-Opowiesz nam coś?- zapytał Ragnar.- Coś o rycerzach.
-O księżniczkach. Opowieści o księżniczkach są fajniejsze.
-O rycerzach!
-Dobrze! Opowiem o księżniczkach i rycerzach.- dzieci równocześnie pokazały sobie języki i wybuchnęły śmiechem. Drogon wdrapał się po ścianie i ułożył obok Dany. Opowiedziałam im baśń. Ciągnęłam ją długo a gdy skończyłam zorientowałam się, że po części przedstawia moją historię.
-To smutna opowieść.- zauważyła dziewczynka gdy powiedziałam o śmierci ukochanego głównej bohaterki.
-Smutna ale niesie ze sobą mądrość. Bo zaczynamy doceniać to co mamy dopiero gdy to stracimy. A tak nie powinno być.- Dzieci zasnęły a ja zabrałam smoka i usiadłam w fotelu. Przeszywał mnie wzrokiem. Oczy miał jak siedem kręgów piekielnych. Każdy bardziej gorętszy od poprzedniego.- A więc zwojujecie świat?- zapytałam go szeptem. Z nozdrzy buchnął mu kłąb czarnego dymu. Wiedziałam co powiedzieć, ale czy nie był za młody? Wyszłam ze smokiem na dwór i zeszłam po drabinie. Usadłam na ziemi sadzając go sobie na kolanach zwróconego do mnie tyłem.- Dracarys- Wyszeptałam. Smok rozwinął skrzydła i jakby zakaszlał cicho. Potem z jego pyska wystrzelił stożek ognia. Pogłaskałam go po głowie i wróciliśmy do środka.

Od Jack'a

Cisza na morzu. Brak wiatru. Los nam nie sprzyja. Martwi nie opowiadają bajek.
Siedziałem w swojej kajucie i obracałem w palcach kamień. Nigdy nie wątpiłem w moce nadprzyrodzone i wyglądało na to, że coś chce nas powstrzymać. Czyżby była to cisza przed burzą? Schowałem błękitny kamyk pod koszulę i wyszedłem na pokład. Nadal nie mogłem oswoić się z myślom, ze nie mam nogi. Odszukałem wzrokiem Torę i podszedłem do niej.
- Dawno nie rozmawialiśmy - rzuciłem, opierając się o burtę - Czy coś jest nie tak?
- Nie.... - wpatrywała się w horyzont - Tak wyszło.
- Coś czuję, że nie dopłyniemy bez przeszkód na Florydę.
Przygryzła wargę.
- Ej. Ja też nie jestem zadowolony z utraty załogi. Nasze grono się zmniejszyło. To nie jest wcale optymistyczna wizja.
- Wiem. Nic nie da się zrobić, prawda? - spuściła wzrok na swoje dłonie.
- Jeszcze będziemy się śmiać, zobaczysz - dałem jej lekkiego kuksańca w ramię.
Nie odpowiedziała. Zamilkliśmy wpatrując się w spokojną wodę. Niebezpiecznie spokojną.
- Musimy zacząć wiosłować - wymamrotałem po części do siebie, po części do niej - Coś mi mówi, że nie możemy tu stać.
- Za mało ludzi - wyglądała na niewzruszoną.
Odszedłem od burty kilka kroków.
- Załoga do wioseł! Wszyscy! Pod pokład! Pod pokład!
- Co się stało?- Tora odwróciła się do mnie nic nie rozumiejąc.
- Obawiam się moja droga, że za niedługo dowiesz się co...... Niebawem wszyscy się dowiemy.
Wyjrzałem niepewnie przez burtę, obawiając się tego co tam ujrzę. Skrzywiłem się, gdy ujrzałem ciemną plamę pod nami. Dalej woda była przejrzysta. Skopiłem się na ciemności pod nami i ujrzałem błysk białka.
- Już niebawem wszyscy się dowiemy..... - wymamrotałem i pobiegłem do steru.


Od Elune

Ciemność. Oplatająca mnie, rozrywająca na strzępy i dostająca się we wszystkie zakamarki mojego ciała i umysłu Ciemność. Ból na zewnątrz i w środku, niczym nie zmącona Cisza. Czy tak wygląda Piekło? Nie, Piekła nie ma - musiałam być w Niebycie, czekać na wskrzeszenie przez jakiego Boga. Byłam elfką, nie wierzyłam w Piekło. Ale jednak to miejsce kipiało Cierpieniem, rozlewało się na wszystkie strony. Istniałam w jednym ciele i jednocześnie byłam rozbita. A wokół mnie jak dzwon rozbrzmiewały słowa Upadłych: "Zdradziłaś ich!" oraz "Zabiłaś!".
Nie wiem, ile czasu wisiałam w Niebycie, między Sklepieniem a wymiarem zwanym Ziemią. Któregoś razu - bo dni się tam nie liczy - usłyszałam głos, niby błyskawica przecinająca czerń nocnego nieba. Głos stworzenia, przejmujący mnie do szpiku niewyczuwalnych kości. Głos męski, głęboki i aksamitny, przemawiający w nieznanym mi języku. Poczułam, jak Ból ustępuje, a moje ciało z powrotem nabiera kształtu, wypełnia się Energią. Nie byłam już istotą, o nie - stawałam się Cieniem, Duchem, jednym z Upadłych. Nie miałam materialnej postaci, jedynie zarys, kontur.
Zaczęłam spadać w dół, jak niegdyś przed czasem, zanim trafiłam do Niebytu. Czułam, jak przenikałam przez warstwy, które oplatały mnie jak folia. Powłoki, które pozwalały mi egzystować na Ziemi. Były ciasne, niewygodne i sztuczne, ograniczały moją Energię. Nie było to tradycyjne ciało, miało kolor nieba.
Uderzyłam głucho w trawiastą ziemię. Poczułam lekki ból, rozchodzący się wzdłuż moich pleców. Dopiero teraz otworzyłam oczy - świat wokół mnie był wyraźny. Widziałam energię emanującą z drzew i roślin, świetliste oczy dzików i innych zwierząt w głuszy. Znajdowałam się w lesie. Niebo miało fioletowy odcień, mnóstwo gwiazd zaczynało błyszczeć - trwał zmierzch.  Spojrzałam na swoje dłonie - gładkie, błękitne, z równymi paznokciami, delikatnie objęte niebieską poświatą.
Spróbowałam wstać, o dziwo nie kręciło mi się w głowie. Rozmasowałam sobie krzyże, ale nic to nie pomogło - byłam skazana na ból. Skrzywiłam się na samą myśl Niebytu. Gdzie właściwie się teraz znajdowałam? To nie była Ziemia, ona nie była taka piękna jak to miejsce.
Ruszyłam w głąb lasu. Szłam bezszelestnie, nie budząc zasypiających stworzeń. Puszcza żyła własnym życiem, a po zmroku było tu szczególnie niebezpiecznie. Znalazłam bystry strumyk, wokół którego zbierały się błędne ogniki. Nie rozpierzchły się, gdy podeszłam - stworzone z Energii, tak jak ja. Nie byłam głodna, ani spragniona, moja uwagę przyciągnęło krystaliczne odbicie - dziewczyny z długimi uszami i aksamitnie czarnymi włosami, splecionymi w finezyjne wzory i puszczonymi na ramiona. Elfka miała czyste, jarząco zielone oczy i wyglądała, jakby płakała Aurą. W okolicach mostka widniało Znamię w dziwnym kształcie - Runa Naznaczonej. Wiedziałam, że kolejne mam między biodrami. Słyszałam opowieści o Okaleczonych, ale stać się jedną z nich… - wzdłuż karku przeszedł mnie lekki dreszcz.
O świcie doszłam do pałacu. Widziałam go w pełnej okazałości, ale na pewno większość była ukryta przed wzrokiem postronnych. Gdy zbliżałam się do drzwi, one otworzyły się. Zamarłam - stanęłam naprzeciwko kobiety i dwójki małych dzieci, dziewczynki i chłopca. Dama była zaskoczona, a malcy uśmiechnęli się od ucha do ucha.
 - Elune! - powiedziała dziewczynka. Podeszła do mnie i zaczęła oglądać mnie ze wszystkich stron.
 - To nie było jej imię - wtrącił chłopiec.
 - Ale już jest! - pisnęła mała z radością, po czym zaczęła skakać dookoła mnie. - Elune! Elune!
Stałam jak skamieniała. Kobieta zaczynała dochodzić do siebie, i zapytała:

Nowa!


Witamy Elune!

Od Shell

Po przejściu Hel siedzieliśmy z Lokim jeszcze chwile. Krew sączyła się lekko przez bandaż, ale zbagatelizowałam to - zaraz powinna zaschnąć. Ciekawiło mnie, co robił teraz Jack i reszta załogi, jak sobie bez nas radzili…
 - Ja chyba już pójdę - powiedziałam, po czym spróbowałam wstać, tym razem uważając na sukienkę. Zachwiałam się.
 - Zaczekaj, odprowadzę cię - zasugerował, podtrzymując mnie za zdrową rękę. Nie chciałam od niego pomocy. Sam fakt, że przypominałam mu jego żonę, denerwował mnie.
Zaprowadził mnie do mojej komnaty - sama na pewno zgubiłabym się w tych korytarzach. Już miałam wejść do pokoju, gdy zatrzymał mnie, obracając w swoją stronę za ramię.
 - Wiesz, nie chciałbym, aby moje konszachty z aniołami zostały ujawnione reszcie…
 - Rozumiem - rzuciłam krótko, po czym otworzyłam drzwi. Loki został po drugiej stronie, wydawało mi się, że słyszę zgrzytanie jego zębów.
W moim pokoju panował półmrok. Zaczęłam się rozpakowywać, zmieniając w komnacie co jakiś czas drobne szczegóły. Przywołałam też parę unoszących się w powietrzu kul światła, co na pewno nie uszło uwadze gospodarza.
W pewnym momencie wszystko zgasło. Na moim łóżku zmaterializował się kształt - najpierw zbroja, potem zmierzwione czarne włosy i jarzący się na czerwono płomień, na końcu białe skrzydła.
 - No proszę, sądziłem że wyląduje koło Lokiego - powiedział anioł, patrząc na mnie jasnymi oczami. - Najwidoczniej ty przyciągasz mnie bardziej…
 - Shell. Jestem Shell. Loki znajduje się…
 - Za twoimi drzwiami - dokończył przybysz. Z niedowierzaniem wyjrzałam na zewnątrz, ale nikogo tam nie było. Moja komnata też była pusta, a kule świeciły jak wcześniej. Jedynie na łózko leżało małe, lekko przejrzyste piórko.
Tej nocy miała dziwne sny - Loki przykuty do kamienia i ja, trzymająca czarę nad jego głową, do której kapała dziwna zielonkawa ciecz. Wielki pożar, bitwa między olbrzymami a ludźmi. Anioł z ogniem na policzku i w oczach, dzierżący zapalony miecz. Biała Sama stojąca na klifie, patrząca na rzeź. Pieśń rozbrzmiewająca dookoła:

Ruszacie w bój
Tam gdzie wasze miejsce
Daleko stąd
Dalej niż me serce

Obudziłam się zlana potem. Wstawał świt. Usłyszałam pukanie - nie, walenie do drzwi.
 - Shellie, wstawaj! - to był Loki, robił dzienny obchód. - Wbijam za pięć minut, masz być uszykowana i schodzić na dół. Mamy gościa!
Podniosłam się i na krześle zobaczyłam kolejną sukienkę, tym razem związaną w talii, w głębokim fiolecie. Wzdrygnęłam się na myśl, że Loki mógł tu wejść i obserwować, jak miotałam się w koszmarach… Szybko się uszykowałam, a pióro schowałam między warstwy dekoltu. Gdy zeszłam na dół, byli tam już gospodarz, Hel i Daeron. Czekaliśmy na Alicję.