niedziela, 29 grudnia 2013

Zmiana kapitana!

Uprzejmie informuję, że Perła po raz kolejny zmienia właściciela. Marta oddała ster bratu. Oddała go, bo umierała. Nie ma jej już z nami. Ściągnijcie kapelusze z głów na znak szacunku. I wypełnijcie jej ostatnia wolę...
Bo odeszła. 

Od Jack'a

Nie miałem serca zostawiać jej tam, wraz z truchłem smoka. Ale o to prosiła. Zebrałem nasze załogi i kazałem wrócić na brzeg. Siedzieliśmy cicho. Kazałem im przenieść najpotrzebniejsze rzeczy na Perłę. Sam siedziałem, grzebiąc patykiem w ognisku. Nie chciałem rozmawiać z Aaroną. Alicja już z nią rozmawiała. Może trochę przesadziła, ale ja się nie wtrącałem. Po kilku godzinach nie było nic do roboty.
- Jutro nastanie nowy rok towarzysze. Ja nie mam ochoty świętować. O świcie ruszymy stąd. Jeżeli będziecie nalegać, zatrzymamy sie gdzieś na noc, byście mogli się upić i postrzelać. To zależy od was.
Przetarłem oczy.
- Dobranoc tym  co śpią i przyjemnej nocy tym co nie śpią.
Usiadłem z dala od nich z butelką rumu w ręku. Jeszcze dziś śmiałem się z Torą z filozoficznych rozważań. Ba! Wczoraj to śmialiśmy się z Martą! Upiłem kolejny łyk słodkiego trunku.
- Nie powinieneś topić smutków w butelce. To nie pomoże, tylko zanęci twój umysł.
Nie odpowiedziałem, a rozmówca usiadł obok mnie.
- To nie koniec świata....
- Jeszcze. Ale jak ona nie żyje to rzeczywiście ten koniec nadchodzi. Rzadna włócznia Ponce de Leona temu nie zaradzi......
  

Od Alicji

Strzeliła
Marta upadła na ziemię po czym podbiegł do niej Jack. Nadal patrzałam na dziewczynę. Kiedy uświadomiła sobie co zrobiła nienawiść zniknęła z jej twarzy. Teraz była przestraszona.
-Czuję.... zimno.....-ledwo szeptała Marta
Wiedziałam jak musi się czuć. Było jej zimno. Powoli traciła czucie z każdego kąta ciała. Potem pozostaje ci tylko świadomość, żę zaraz odejdziesz z tego świata. Sama kiedyś poczułam smak śmierci czającej się w czeluściach Hadesu.
-Ja...-zaniemówiła Aarona. Upuściła broń na ziemię.
Spojrzałam na siną Martę i odwróciłam się do dziewczyny.
-Co? Co ty?-spytałam
-Nie wiem co we mnie...
-Może to bydle?!-spytałam wyzywająco
-Ale...-nie dokończyła ponieważ podeszłam i obiłam jej pięścią twarz . Upadła da kolana i wypluła krew.
-Ma...-zaczęła. Wypluła kolejną dawkę krwi
-Nie chciałam-jęknęła trzymając się za nabrzmiały brzuch.
-I co? Kobieta w ciąży zabiła moją przyjaciółkę bo miała taki kaprys? Impuls?
-Nie chciałam!
-Ależ chciałaś! Zabiłaś ją-kopnęłam ją ciężkim butem w ramię. Rozległ się gruchot łamanego obojczyka po czym upadła na plecy. Przewróciła się na zdrowe ramię jęcząc z bólu.
-Boli? Teraz widzisz jaki można zadać komuś ból!
-Zostaw ją- podbiegł jej chłoptaś próbując mnie niezdarnie ugodzić w głowę. Zostawił mnie i podbiegł do łkającej z bólu ciężarnej.
Podeszłam do leżącej Marty i ujęłam jej rękę.
-Wszystko zrobię jak zaplanowałaś-wyszeptałam
Postanowiłam, że pójdę z Jackiem jak reszta. Przecież to on zawsze wiedział co chciała jego siostra. Nie mogłam zawieść Marty. A Aarona może urodzić te swoje dzieci jeśli jeszcze będą żywe po tym co im zgotowałam. Nie interesuje mnie to.

Od Marty

Wszystko we mnie zawrzało, gdy zobaczyłam ta dziewuchę z załogi brata przy smoku. Znałam sie na potworach. Morze bardziej na morskich, ale smoki mnie interesowały. Wiedziałam, gdzie maja słabe miejsca. Wyrwałam pistolet z ręki tej całej Val co mnie przed chwila powstrzymała. Podeszłam do pięknego smoka i po prostu strzeliłam w spód jego szczęki, a potem w odsłoniętą szyję i fragment brzucha. Trzy strzały i smok leżał martwy. Zdmuchnęłam dym unoszący się z lufy pistoletu.
- Coś ty zrobiła?! - wydarła się Aarona.
- Co konieczne. Załoga bała sie tego czegoś. Tej poczwary.
- To coś to smok i ma uczucia!
- Nie nazywaj TEGO smokiem. Ty nie widziałaś jeszcze smoków - odgryzłam sie.
Aarona nie wytrzymała tego. Chwyciła mój pistolet i strzeliła mi w serce. Cofnęłam sie o krok. Na mojej koszuli pokazała się czerwona plama. Podbiegł do mnie Jack.
- Aa! Coś ty najlepszego zrobiła?! - wydarł się.
- Jack - przyciągnęłam jego ucho do swoich ust.
- Wynocha! Na plażę! - krzyknął na obie załogi.
- Kal! - krzyknęłam jeszcze do I oficera - Słuchasz Jack'a!
I zniknęli pomiędzy drzewami.
- Pa braciszku. Zaopiekuj się Perełkom do mojego powrotu.... I załaduj ją dla mnie skarbem Ponce de Leona. I nie pozwól jej znaleźć mojego smoka.
Zrobił zdziwiona minę. Wyszeptałam mu coś na ucho.Przytulił mnie. I powiedziałam ostatnie słowa.
- Czuję..... Zimno.....

Od Aarony

Pokłóciłam się z Daeronem w pewnych kwestiach i wrócił na statek. Ja poszłam do lasu. "Powinniśmy znaleźć sobie jakiś mały, przytulny domeczek"- co mi po małym, przytulnym domku?! Ja muszę przeżywać przygody! Szłam przez las. Nikt nie zauważył mojego zniknięcia tak jak i Daerona. Szłam ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i zmarszczonymi brwiami. Byłam wściekła. Miałam ochotę krzyczeć! Po pewnym czasie straciłam rachubę. Równie dobrze mogłam iść 5 minut jak i kilka godzin. Nagle znalazłam się nad ogromnym klifem. W ostatniej chwili zatrzymałam się przed krawędzią. Cofnęłam się i odetchnęłam z ulgą. I wtedy to usłyszałam... Ryk przecinający powietrze niczym rzucony sztylet. Przerażający, budzący respekt i... tęskniący. Odwróciłam głowę w prawą stronę i zalała mnie fala czerwonego blasku. Promienie słoneczne odbijały się w szkarłatnych łuskach. Z góry spływały smugi pary. Smok patrzył na mnie oczami, w których widziało się rzekę złota. Zrobił krok w moim kierunku. Normalny człowiek byłby przerażony i uciekał gdzie pieprz rośnie ale ja wyciągnęłam rękę w jego kierunku. Smok znowu zaryczał. Zatrzymałam się na chwilę i ruszyłam dalej. Smok schował obnażone kły i wtulił w moją dłoń. Biło od niego niewyobrażalne ciepło. Spojrzał na mnie wzrokiem, którego nie mogłam zrozumieć. Położył się. Przeszłam wzdłuż jego długiej szyi i wsiadłam na grzbiet. Wstał. Od ziemi dzieliło mnie jakieś 2 metry. Trzasnęły wielkie skrzydła i odlecieliśmy. W duchu dziękowałam bogom za lekcje jazdy konnej, których udzielił mi Jack. Może chociaż trochę się przydadzą. Wzbiliśmy się ponad czubki najwyższych drzew. Mogłam ich dotknąć. Moje ubrania łopotały na wietrze. Zauważyłam, że są nieco podarte (być może dlatego, że idąc kilka razy zahaczyłam o gałęzie) a przy brzegach lekko przypalone. Ogarnęło mnie uczucie niewymownej wolności. Zamknęłam oczy i oddałam się podmuchom wiatru oplatających moją twarz. Poczułam, że mój nowy przyjaciel zniża lot. Otworzyłam oczy i ujrzałam pod nami idealnie okrągłą polanę. Stali na niej ludzie. Moja załoga! Z cichym stąpnięciem wylądowaliśmy na miękkiej trawie. Zauważyłam, że Marta idzie w naszą stronę ale Val złapała ją za ramię. Wszyscy byli przerażeni. Smok zaryczał. W inny sposób niż wcześniej. Zaryczał jakby komuś groził... Jakby czegoś broni... Dotknęłam uspokajająco jego szyi i położył się. Zeskoczyłam na ziemię wciąż jednak dotykając go. Przeszłam w miejsce, w którym załoga mnie widziała. Otworzyli szerzej oczy, w których widać było przerażenie i szok. Uśmiechnęłam się. Smok wtulił się w moją szyję. Poczułam, że dodaje mi tym jakby otuchy. Warknął na ludzi znajdujących się na polanie. Uspokoiłam go i podeszłam do załogi. Smok patrzył nieufnie.

Od Marty

Ta elfka z załogi brata prowadziła nas na jakąś polanę. Nie wiem czemu wszyscy chcieli tam iść ale dobra. Niech i tak będzie. I tak dotarliśmy na ta tajemniczą polanę. Nic nadzwyczajnego. Las. Drzewa, krzewy i trawa. Prychnęłam. Jednak ta sielanka nie trwała długo. Najwyraźniej elfkę przyciągnęła magia. I to potężna. Zbyt potężna. Magia smoka. Bestia spadła na ziemię jak grom z jasnego nieba. Staliśmy jak wryci. Bo co robić w takiej sytuacji? Smok był krwisto czerwony. Jego ślepia lśniły złotem. Stara magia biła od niego niczym zapach. Magia ta miała zapach. Zapach rozgrzanego metalu. Bestia stanęła przed nami i zaryczała. Ten smok był piękny. Ciągnęło mnie do niego.  Wszyscy prócz mnie mieli przerażone miny. Elfka tego nie przewidziała. Trzęsła sie ze strachu. Podeszłam do bestii. Chciałam ją ujarzmić, lecz mi nie pozwolono. Ktoś złapała mnie za ramię.

czwartek, 26 grudnia 2013

Od Alicji

-Co?-spytałam nadchodzącą Eleniel
-Pomyślałam że to nada się na prezent
Odłożyłam ścierką nasączoną nuselem do czyszczenia broni i podniosłam wzrok. Trzymała w ręku widelec.
-Co to ma niby być? Na przetop czy co?
-To widelec Neputuna, wiesz do czego służy.
Wstałam
-Skąd go masz?
-Nie denerwuj się...Od złotej rybki
-Małe, wstrętne złodziejaszki morskie-wycedziłam przez zęby
-Co?
-A co ty myślisz? Że wzięło się to z powietrza?-wskazałam na widelec-Tę wstrętne złotołuskie wmawiają wszystkim że mogą spełniać marzenia, a tak naprawdę kradną i manipulują!
-Nie wiedziałam
-Neptun dostał cały komlet magicznych sztućców od Matki. Radze ci to oddać.
-Niby jak?-spytała
-Nie wiem i nie obchodzi mnie to. To nie na mnie spadnie gniew Naptuna-wróciłam do czyszczenia broni a Elfica odeszła ze zwieszoną głową.

środa, 25 grudnia 2013

Od Jack'a

- Wiesz co? - wskazałem na nią niepewnie palcem - To nie takie proste. Nieśmiertelność.....
Zabrzmiało to ciut melancholijnie.
- To nie tyle sława. Cóż ci to da, jeśli nie zrobisz tego co chcesz? Trzeba na wszystko sie odważyć.... Wszystkiego spróbować. Posmakować....
Zdałem sobie sprawę, że moje ręce robią dziwne, niekontrolowane prze ze mnie ruchy. Przymrużyłem oczy. I odwieczna zagadka, dlaczego wciąż brakuje rumu, rozwiązana. Oblizałem zeschłe usta. Tora patrzyła na mnie zadziwiona z nieprzekłamanym uśmiechem.
- Co daje nieśmiertelność? Wszyscy chcemy uniknąć fatum. Diabła. Sądu ostatecznego. Chcemy być tu. Robić co chcemy i nigdy nie umrzeć. Tego szuka wielu. Może nie ja. Nie... Ja z tego zrezygnowałem. Ale znam jedną.... - spojrzałem ukosem na siostrę, a Tora się zaśmiała - ....która szuka. I jesli ona umrze... To dla nikogo nie ma nadziej. Jeśli jej sie coś nie uda. Lub będzie musiała sprzeciwić się sobie. To znaczy, że  natknęła się na przeszkodę, której ani żyw, ani trup, żaden bóg, nie pokona.
- Masz o niej wysokie mniemanie.
- Znam ją od dziecka. Nieśmiertelność. Szczerze mówiąc czy juz jej nie zdobyła podczas którejś z samotnych wypraw. A może nie jest moja siostrą tylko praprababką? A urywa sie i kombinuje, by nikt tego nie rozgryzł?
Tora się roześmiała. Nawet nie zorientowaliśmy się kiedy nastał dzień. Ktoś zaproponował spacer. Wszyscy sie podnieśli. Ja z Torą też, ale nie przerwaliśmy naszych rozważań. Powinniśmy je zapisać i później na trzeźwo przeczytać. Chociaż co ja gadam? Ja nigdy nie jestem trzeźwy!

Od Cinder

Marta wręczyła mi ogromny kapelusz i lunetę. Nie wiedziałam o co chodzi ale nagle przypomniałam sobie o świętach. Moją twarz rozpromienił szeroki uśmiech. Natychmiast założyłam kapelusz. Pasował jak ulał! Spojrzałam przez lunetę na Martę. Błysnęły białe zęby z ciut za małej odległości. Odsunęłam się od urządzenia i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-Może kiedyś ci się uda.- mrugnęła i odeszła. Padłam na piasek i spojrzałam przez lunetę na gwiazdy, które powoli już gasły. Kal i Val się obudzili. Łapali się za głowy. Nie zazdroszczę im. Zastanawiałam się co przyniesie nowy dzień.
Kilka godzin później gdy słońce już wstało a załoga leniwie krzątała się po plaży a ja i Kal kończyliśmy robić bałwana z lasu wyszła Eleniel.
-Słuchajcie, w lesie jest piękna polana. Co wy na to żebyśmy zrobili mały spacerek? Całą ekipą?- Wszyscy z optymizmem przyjęli propozycję elfki.
-Ale ktoś musiałby zostać w obozie.- powiedziała Marta.

-My zostaniemy.- Powiedział John. Za nim leżała Kath ściskając w ramionach zawiniątko. I tak ruszyliśmy do lasu.

Od Tory


Po chwili milczenia wpadła mi do głowy pewna myśl.
- W sumie... Nieśmiertelność nie jest jednoznaczna.
- Co masz na myśli? - Jack spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Można być nieśmiertelnym jak bogowie, ale można sprawić, by żyć wiecznie w pamięci świata, dokonać wiekopomnego czynu, np. znaleźć i przejąć jakiś skarb, zniszczyć kompanię, zawładnąć Anglią...
- Myślisz o jakimś konkretnym skarbie? - kapitan spojrzał na mnie z udawaną niewiedzą.
- Nie, skądże. Tylko się zastanawiam. - odpowiedziałam niewinnym tonem.
Najwyraźniej rum nadzwyczajnie mocno pomieszał nam we łbach, skoro zaczęliśmy snuć filozoficzne domysły i dodatkowo nas to bawiło. Ale cóż... Carpe diem - chwytaj dzień. Kto wie, któż pojutrze będzie żywy, a któż martwy?
Nagle Jack wstał. 

Spóźnione ale co tam...

Mam nadzieję, że Wigilia obyła się i u was bez spotkania z kompanią. Ja miałam blisko, ale sie obeszło.
Zaś skargi co do prezentów składać mi tylko szybko. Powiedziecie kogo mam połaskotać szabelką jeśli się wam nie dostało to co chcieliście!
I życzę także reszty świątecznych dni spokoju i takich bzdur jak szczęście i radość.
Życzę wam także dobrej zabawy w naszej załodze i wieluuuuuuu przygód. Bez nudy! Byście nie musieli nas opuszczać i wnieśli jak najwięcej. Ja was będę zawsze pamiętać i mam nadzieję że vice versa.
Wesołych świąt wy szczurze pomioty!!!! :)



Pirate Santa by RobbVision

Merry Christmas!

Wygląd Aa


Aarona w sukience, w której była dnia, gdy przespała się z Daeronem (tak kazała napisać xd )


Aarona na codzień 


Val na codzień 

Jużem jest

Przepraszam Was za nieobecność. Ale w święta nie miałam czasu. Już możecie brać sie do pisania ^^ Wróciłam! 

sobota, 21 grudnia 2013

Świąteczna nieobecnosć

Wybaczcie ale do 25 mnie nie będzie. Wybaczcie ale mam kuzynów na głowie ^^ Dlatego do 25 żadne op raczej się nie pojawi, chociaż może, jak mi sie uda.... Ale nic nie obiecuje. Wesołych świąt! 

piątek, 20 grudnia 2013

Od Jack'a

- I za nas wszystkich - odwzajemniłem uśmiech.
Wzięliśmy kolejny łyk.
- To co? - spytała Marta - Czyja pierwsza wachta?
Spojrzeliśmy na nią znużeni. Westchnęliśmy równo.
- Dobra, dobra. Jak tak mnie nie lubicie to znajdę kogoś innego - wystawiła do nas język.
 Na to uśmiechnęliśmy się do siebie. Zbyt zmęczeni? Nie.... Nie wiem jak to nazwać, ale na śmiech nie mieliśmy juz ochoty. Może by nie psuć atmosfery? Marta zagarnęła Feliksa i z nim objęła pierwszą wachtę. Krążyli wokół obozu. Co jakiś czas było słychać ich śmiech. Alicja zasnęła. Aa i Daeron też już wrócili i położyli się obok siebie. Kath i John tak samo. Tyle, że oni z małym bobasem.
- I co Jack?
- A co ma być?
- Sama nie wiem - zajrzała na dno butelki.
- Na dnie widzi się najwięcej, prawda?
- A żebyś wiedział.
- Wiem. Sam tak mam. Ale juz nie długo tego spokoju nam pozostało.
- A no.
Uśmiechnąłem się.
- Gdyby stu piratów....
- Marzyło przez sto dni o skarbie....
- To ich wizja wypadła by słabo...
- W porównani z tym co zgromadził...
- Ponce de Leon - dokończyliśmy równo.
- Poszukiwał wiecznego życia - powiedziałem.
- Skąd wiesz czy nie znalazł - dodała Tora.
- Każdy odwleka sąd ostateczny. Nie jednego juz takiego znam.
- A jeszcze więcej ich będzie.
- To pewne jak dwa razy dwa.
- A ile to? - zażartowała Tora.
- Tysiąc pięćset sto dziewięćset, wiesz?
- Teraz już tak. Zapamiętam.
Uśmiechnęliśmy się i westchnęliśmy głęboko.

Od Tory

Jack popatrzył na nas wzrokiem skołowanego konika morskiego z zezem.
- I widzisz? Nie rozumie! - zaśmiała się Marta. - Braciszku! Halooo! - pomachała mu ręką przed nosem. Tym razem stłumiłam śmiech i położyłam Jack'owi rękę na ramieniu.
- Kiedyś ci wytłumaczę... - powiedziałam. Znów usiedliśmy obok siebie. Tym razem nie zawachałam się oprzeć głowy o jego ramię, wcześniejszym razem nie zauważyłam żadnych negatywnych emocji. Marta wręczał właśnie Cinder jakiś duży prezent.
Biały rum wprawił mnie w lekko odurzające upojenie, ale byłam zbyt pobudzona by zasnąć. Obok nad ktoś cicho pośpiewywał. Nagle Jack mnie objął i stuknął się ze mną butelką.
- Za świat! - wyszeptał.
- Za przyszłość. - zajrzałam mu w twarz i delikatnie się uśmiechnęłam.

Święta - od Marty

Wylosowałam tom małą. Cinder. Siedziałam teraz z Jack'iem i Torą i myślałam co dla niej zrobić. Nie przeszkadzało mi to w prowadzeniu normalnej rozmowy. Postanowiłam dać jej coś oryginalnego. Wstałem od moich towarzyszy i pobiegłam na Perłę. Po chwili wróciłam z kapeluszem mojego ojca. Wielki, kapitański kapelusz. Marzenie każdego pirata. Ja mam swój. A dla młodej na zachętę się przyda. Dorzuciłam do tego lunetę, której nie używałam, bo mam nową. Podbiegłam do dziewczyny i położyłam to przed nią.
- Może kiedyś ci się  uda - mrugnęłam do niej.
Twarz jej się rozpromieniła. Wiedziała o co chodzi. Po czym wróciłam do rozmówców.
 

Od Jack'a

- No to jesteśmy! - zawołałem tryumfalnie.
Elfki już spały. Kal przysypiał. Także Cinder była senna. Reszta z Martą na czela jakoś się trzymała.
- Nareszcie! Bo by nam usnęli!
Zachichotaliśmy z Torą. Postawiliśmy skrzynki i chwyciliśmy od razu po butelce. Marta wyciągnęła dwie.
- Pijaczka - podsumowałem.
- Wiesz to od dziecka. I jeszcze się dziwisz?
Tora wybuchnęła śmiechem.
- Alkohol sprzyja wybuchom radości - podsumowała moja siostra, co jeszcze bardziej rozbawiło Torę.
- Bo tak to jest, że ten normalny płyn - Marta wstała i podeszła do Tory - Wydaje się jednak magiczny - mówiła z całą powagą - No bo jakim cudem jest idealny? - Tora łapała się za brzuch nie mogąc powstrzymać śmiechu - Smaczny, radosny i euforyjny? - Marta zrobiła minę filozofa.
- Nie znęcaj się - zażartowałem.
Aa i Daeron zniknęli gdzieś pod drzewami. Kal juz usnął z rozdziawioną paszczą. Cinder przyglądała mu się zaintrygowana. Kath i John, tak chyba się nazywał rozmawiali o czymś z ożywieniem. Natomiast Feliks i Alicja przyglądali się nam z uśmiechami szepcząc coś do siebie.
- To jak? - kontynuowała Marta - Znasz już przyczynę?
Tora się opanowała.
- Po prostu Jack coś do tego dosypuje.
Spojrzały na mnie. Ja przez chwilę ich nie słuchałem i nie wiedziałem teraz o co chodzi. Obie wybuchły śmiechem. A ja patrzyłem zdezorientowany.

Od Tory

Zahichotałam. Przez te parę dni zdążyłam poznać Martę na tyle, żeby wiedzieć iż Jack nie żartuje, zresztą sama rozumiem przywiązanie i miłość do statków.
Marta mi zaimponowała. Nie dość, że tak jak Jack radzi sobie świetnie z załogą, to ma wielki dar opowiadania.
Weszliśmy na pokład i skierowaliśmy się do "piwniczki" z alkocholem. Było tam o wiele więcej alkocholi niż na "Żałobie". Wzięliśmy ze sobą dwie skrzynki egzotycznego, białego rumu i wróciliśmy do ognia oraz załóg.

Od Jack'a

No podniesienie się było trudną, acz wykonalną misją. Usiedliśmy z Torą przy ognisku. Jeny, ta moja siostra ma dar opowiadania. Wszyscy słuchali z zapartym tchem, acz wtrącając co chwile cos od siebie. No cóż. Po alkoholu tak bywa. Tora oparła głowę o moje ramię. Marta uśmiechnęła się do mnie dziwnie. Te jej spojrzenia..... Ale po chwili Tora uniosła głowę. Chyba dla niej to nie było normalne. Wzruszyłem tylko ramionami. Dla mnie to nic dziwnego, a wręcz przeciwnie. Marta zakończyła historię, a Tora mocniej ścisnęła pustą butelkę.
- No to co załogo? - zacząłem.
- Kto się wybierze po rum? Bo mój braciszek zeświruje - dokończyła zgryźliwie Marta.
Rozejrzałem się po swoich. Co za lenie.
- Chodź Tora. Sam nie unosie tylu butelek dla leni. A chętnie się przejdę na Perełkę....
- A co to? Swojego statku sie nie ma?
- Nie ma się rumu na kradzionym okręcie - odgryzłem się.
Tora wstała i poszliśmy w kierunku Perły. Tora przyjrzała jej się uważnie. No tak. Przecież jej nie widziała. A było na co popatrzeć.
- Najszybszy okręt na Karaibach - powiedziałem.
- To czemu ona go ma a nie ty?
- A wiesz.... Nie wiem. Shell wyczyściła mi czachę i nic nie wiem. Ale wiem jedno. Jakbym spróbował się zamienić. To mimo iż jesteśmy rodzeństwem poszedłbym spać z rybkami.
Uśmiechnęliśmy się do siebie. 

Od Tory

No tak... Im starszy rum, tym mocniejszy. Zapomniałam...
- Chętnie posłucham Marty. - powiedziałam, a Jack skinął głową.
Tym razem to ja lekko się kołysząc wstałam i podciągnęłam go do góry. Objęłam go ramieniem, by nie stracić równowagi, a on złapał mnie w talii.
Miał jakiś dziwny wyraz twarzy... No cóż.
Powoli doszliśmy do pnia i usiedliśmy... Atmosfera była... magiczna. Ogień, ciepło i opowieść Marty.
Nie zastanawiając się, położyłam głowę na ramieniu Jack'a, ale sekundkę potem już ją podnosiłam - co on sobie pomyśli...

Od Jack'a

Oczy Tory dziwnie błyszczały. Nie chciało mi się wstawać, więc opadłem zupełnie na ziemię. Wychyliłem kolejny łyk z butelki i westchnąłem. Niebo było bezchmurne. Gwiazdy świeciły jasno.
- Wiesz co?
- Tak? -  spytała Tora przekręcając się na bok.
- To wszystko jest takie... udawane.
- Udawane?
- Bo co my właściwie robimy? Próbujemy przechytrzyć śmierć, diabła i inne bzdury... I ja już nic nie wiem. To takie... Skomplikowane....
- Nikt nie obiecywał, że będzie prosto - odparła z uśmiechem.
Zaśmiałem się i pokazałem zęby.
- Co prawda, to prawda.
Westchnąłem. Napotkałem karzące spojrzenie Marty i odpowiedziałem szaleńczym błyskiem. Ona tylko pokręciła głową i wróciła do ogniska.
- Chodźmy - usiadłem.
- A co? - spytała.
- Zapowiada się opowiadanie bajek - uśmiechnąłem sie wesoło.
Wstałem niezdarnie i podałem rękę Torze. Niestety nie stanąłem porządnie i gdy ona próbowała się podciągnąć przyciągnęła całego mnie. Przewróciłem sie na nią.
- Co ty robisz? - zaśmiałem się.
- Co ja robię? - uśmiechnęła sie delikatnie.
- To było tak.... - zaczęła Marta.
A my usilnie próbowaliśmy wstać. Wszyscy usiedli z powrotem dookoła ogniska. Piraci lubią bajdurzenie. A ona potrafi bajdurzyć. I kolejna próba podniesienia się spaliła na panewce.   

Od Tory

o był jedna z najszczęśliwszych chwil mego życia. Śpiew, noc, ogień, słodki rum, taniec, przyjaciele, zero kłopotów (prócz nadchodzącego końca świata) i po raz pierwszy w życiu pocałowałam mężczyznę, który... na którym mi zależy. Oczywiście nie w taki romantyczny sposób, na młot Odyna!- znów lekko się spłoniłam, odganiając takie myśli. Tańczący ze mną Jack chyba coś zauważył, ale tylko mną zakręcił i uśmiechnął się. W końcu wszyscy tańczyli wokół ogniska. Daeron pochylił się nad Aaroną, a Kal i Val wirowali ze śmiechem. Jackie popatrzył mi w oczy i już miał coś powiedzieć, ale wywrócił się o samotny kawałek drewna. Upadł na ziemię, a ja za nim.
- Upssss... Wybacz. Niechcący. - powiedział.
- Nie wątpię, że niechcący. - rozbłysły mi oczy.

Od Jack'a

Co tu dużo mówić. Od nas obojga było czuć dopiero co wypitym rumem, więc można spokojnie powiedzieć, że było smacznie. Odsunęliśmy sie od siebie.
- No to proszę - podałem jej pistolet - Chyba mam dzień szczodrości - zaśmiałem się.
- Na to wygląda - Tora odpowiedziała uśmiechem.
- No to co kochani! - wydarłem się - Do dna kamraci jo ho!
- Nie! Jack, nie to! - zaśmiała się Marta.


"Do dna, kamraci, jo Ho-Ho
Pustoszymy, porywamy, na nic nie zważamy
Do dna, kamraci, jo Ho-Ho
Jo ho, jo ho
Dla mnie życie pirata...
Wymuszamy zapłatę, kradniemy, łupimy i plądrujemy...
Diabły z nas wcielone, wyrzutki potępione
Do dna, kamraci, jo Ho-Ho
Jo ho, jo ho
Dla mnie życie pirata,
Wyrzutki potępione, 
Do dna, kamraci jo Ho-Ho"

Zabrzmiało w powietrzu. To chyba każdy zna. Nikt nie powstrzymał się od zaśpiewania. Obok mnie w dłoni butelkę ściskała Tora. Val tańczyła z Kalem. Był to doprawdy zabawny widok. Anamaria jadła ciasto Marty. Każdy coś robił. Porwałem Torę pod ramię zakręciliśmy się dookoła ogniska śpiewając. Reszta się śmiała, ale to normalne. A ja śpiewałem na cały głos spoglądając na nią co chwile.

Od Tory

Mimo, że mam mocny łeb do rumu, zawsze byłam lekką niemotą w takich sytuacjach... Przełknęłam ślinę. Ale nie ma co, nie stwierdziłam, że czułam się źle. Wręcz przeciwnie. Jack się uśmiechnął i popukał palcem w usta. Zerknęłam na trzymany w ręce kapitana pistolet. To drugi powód żeby go pocałować. A pierwszy...
Przybliżyłam się do Jacka, a on się pochylił.
- No, dalej. - wyszeptał. Przechyliłam głowę i jeszcze bardziej się przysunęłam. Naze usta dzieliły jakieś dwa centymetry. Zmniejszyłam tą odległość do zera.

Święta - Od Jack'a

Zabawa, tańce, śpiew. Było naprawdę przyjemnie. Prezentów dostałem co nie miara. Ciasteczka od Kala, statek w butelce od nowej elfki. Oj można by wymieniać. I rum! Tak! Tora dała mi idealny prezent, a oprócz tego całus w policzek. Odkorkowałem butelkę. Na co czekać? Podszedłem do Tory.
- A więc tak. Dziękuje - podałem jej butelkę, aby sama spróbowała prezentu - Poczekaj - dodałem zostawiając ja z butelką.
Na tą chwilę musiałem.
- Aarona! Chodźże tu!
Dziewczyna podeszła zdumiona.
- Mam cos dla ciebie. I uprzedzam. Prezenty to nie w moim stylu. Ale masz - podałem jej szpdę zawieszoną u mego pasa.
Zdumiała się jeszcze bardziej.
- Uciekaj i nie rób takiej miny. Ciężko mi ci to oddawać - przejechałem dłonią po włosach.
Przytuliła mnie, co mnie zaskoczyło.
- Dzięki Jack - dała mi buziaka w kącik ust i odbiegła do Daerona z moją szablą.
Wróciłem do Tory i odebrałem jej swoją butelkę.
- Chciałem dopytać się o ten drugi prezent - wtrąciłem, a ona się zarumieniła - No - popukałem palcem w usta i zbliżyłem sie do niej.
Zawahała się.
- No czekam. Wiesz. Moich policzków się nie tyka - uśmiechnąłem się - Obiecuje że coś ci za to dam.
Ścisnąłem w dłoni mój pistolet. Magiczny, po mamie. Nigdy nie pudłuje. Nawet z dużych odległości.

Jeszcze raz postukałem palcem w usta.

(nie ma w policzek XD jak się Jack'a całuje to w usta ^^ nawet Aa, która ma faceta ) 

Święta - od Tory

Co prawda, nie obchodziłam Bożego Narodzenia, ale w tradycji wikingów było tak zwane święto Jul, obchodzone w dniach 20 - 31 grudnia. Jest to najważniejsze święto w naszej religii. Oto opis tegoż święta:

"Jest to święto kiedy kończą się zimowe ciemności, a następnego dnia dzień ma być dłuższy - dlatego też Jul to święto nadziei - święto końca i początku wszystkiego. Ze świętem Jul wiąże się nierozerwalnie legenda o świetlistym bogu Baldurze, zabitym przez swego niewidomego brata Hodura, który w okresie tegoż właśnie święta ma się odrodzić. W nocy 20 grudnia bóg Frey na swym magicznym niedźwiedziu przemierza ziemię przynosząc ludziom miłość i światło, a jednooki Odyn gnał po nieboskłonie na swym ośmionogim wierzchowcu - Sleipnirze, dla którego dzieciaki zostawiają siano i cukier w pobliżu palenisk, a on w zamian za to rewanżuje się im prezentami."

A więc także w mojej tradycji miałam dawanie prezentów, czyli nie spierałm się w tej kwestii z resztą załogi, Aa także.
Wylosowałam karteczkę z imieniem Jacka, więc musiałam skombinować tylko jeden prezent, ale postanowiłam dać też coś Aaronie i Daeronowi w związku z nadchodzącym porodem.
Tak jak większość drużyny, poszłam na targ.



Byłam szczelnie owinięta płaszczem. Wolałam nie spotkać żadnego stróża prawa twarzą w twarz. Nie miałam ochoty na zabijanie i kłopoty.U boku kołysała mi się szabla, na szyi dyndał żelazny medalion, a w kieszeni ciążyła sakiewka ze złotem.
Zastanawiałam się, co mogę dać Jack'owi. Miał broń, biżuterii nie nosił... Mój wzrok padł na stragan zastawiony butelkami. Niektóre z nich wyglądały na naprawdę stare. Podeszłam bliżej. Za blatem stał uzbrojony mężczyzna w średnim wieku. Przeskanowałam wzrokiem towar, skrywając twarz w cieniu. Z cicha gwizdnęłam szcując wiek alkocholi po kolorze i stanie butelek. I już wiedziałm co dam mojemu kapitanowi.
- Co panu podać? - wychrypiał kupiec.
- To. - odpowiedziałam jak najniższym głosem i wskazałam na małą manierkę. Rum w środku wyglądał na conajmniej kilkanaście lat, jaśli nie kilkadziesiąt.
Przenikliwie się mi przyglądając, mężzyzna zapakował butelkę w szary papier.
- Dwadzieścia dublonów, ślicznotko.
Zaskoczył mnie. Mało kto mnie rozpoznawał - damy nie chodzą w zniszczonym płaszczu wraz z szablą. Mimo to, trudno mi było przykryć moje kształty. Nie okazałm zdziwienia, podałam mu monety i odebrałm butelkę.
Szybko wróciłam na plażę. Chwilę pomyślawszy, postanowiłam ułożyć piosenkę. Na kartce papieru nakreśliłam nuty i słowa. Poćwiczyłam chwilę. Piosenka opisywała pewnego szlonego kapitana...
Gdy zasiedliśliśmy przy ognisku, odstawiłm prezent od Cinder - zresztą bardzo trafiony - i podeszłam do Jacka.
- Mam dla ciebie prezent. - uśmiechnęłam się.
- Czyżby? - żartobiliwie uniósł brwi.
- Proszę. - wcisnęłam mu w ręce prezent, wspięłam się na palce, szybko pocałowałm go w policzek i umknęłam na swoje miejsce. Kapitan rzucił mi lekko rozbawione spojrzenie, ale szybko odwróciłwzrok. Spuściłam oczy w dół. Może za daleko się posunęłam? Coś zrobiłam nie tak? Rzadko tracę nad sobą panowanie w taki sposób.
Szybko otrząsnęłam się z niejasnych myśli i wstałam.
- Załogo! Mam dla was pisenkę, z dedykacją dla Jacka.
I zaczęłam śpiewać, w przerwach między zwrotkami przygrywając na flecie.

Czarnobrody nasz Kapitan był,

A zwał się Edward Teach.
W 16-tym roku do nas przyszedł, by
Z diabłem i z nami pić.

Potężna postać, dziki wzrok,
Hiszpanom śmiał się w twarz,
Rabował statki. Nim minął rok,
Dziesiąty pryz był już nasz.

Ref.: Bo Kapitan nasz szalony był,
Mówiono, że z diabłem ma pakt.
Gdy w warkocz zaplatał brodę swą,
Drżał przed nim cały świat.

Zapragnął zrobić na statku piekło,
Pod pokład spędził nas.
W trującym dymie prochu i siarki
Wytrzymał najdłużej z nas.

Na Karaibach z nami był
Marynarz - nie znał go nikt.
Nie gadał z nami, ze Starym pił,
Mówiono, że to sam Zły.

Ref.: Bo Kapitan nasz szalony był,
Mówiono, że z diabłem ma pakt.
Gdy w warkocz zaplatał brodę swą,
Drżał przed nim cały świat.

Spotswood ogłosił nagrodę za nasz bryg,
Złoto za naszą śmierć.
Więc żywy dziś nie wyjdzie nikt,
Kto Teacha pragnął mieć.

Zadano mu dwadzieścia ran,
Na pokład ciężko padł.
Dziś odwróconą losu kartą
W piekle z Czartami gra.

Ref.: Bo Kapitan nasz szalony był,
Mówiono, że z diabłem ma pakt.
Gdy w warkocz zaplatał brodę swą,
Drżał przed nim cały świat.

Święta - od Val

Wigilia zbliżała się wielkimi krokami. Nie wiedziałam co i komu mogę dać. Ostateczny wybór padł na Kala. Wiedziałam, że bardzo zależy mu na pozycji pierwszego oficera a mnie nie za bardzo. Wyjęłam z plecaka opasłe tomiszcze z wieloma rozrysowanymi mapami. Opisy różnych ciekawych miejsc towarzyszyły niektórym z nich. Podniosłam też leżące obok mnie 2 butelki wina. Podeszłam do Kala.
-Wiesz... myślę, że lepiej niż ja sprawdzisz się jako pierwszy oficer- uśmiechnęłam się. Uradowany zaczął dziękować i mówić, że nie chciał walczyć ze mną o to stanowisko.- A to drugi prezent dla ciebie.- Wręczyłam mu książkę. Z uśmiechem zaczął wertować strony co jakiś czas je wąchając. Podałam mu otwartą butelkę.- Więc wesołych świąt.- wzniosłam toast. Pociągnęłam kilka długich łyków. Potem piliśmy jeszcze więcej. Prawdę mówiąc to chyba się upiliśmy. Śpiewaliśmy (podobno brzmiało to gorzej niż wcześniej), tańczyliśmy i rozmawialiśmy (my całkiem na poważnie choć nie wiedzieć czemu wszyscy się z nas śmiali). Potem zasnęłam przy ognisku obejmując pustą butelkę. Obok leżało parę kolejnych- także pustych.

Święta - od Pubiego XD

Zadziwiał mnie zwyczaj ludzi. Wręczali sobie prezenty i cieszyli się. Więc i ja chciałem coś zrobić. Pomyślałem o tej nowej. Siedziała zagubiona.  Nazrywałem liści palm i uplotłem szkatułkę.  Dziewczyna podziękowała mi serdecznie i zmierzwiła moje piórka. Zaskrzeczałem tylko.
Poleciałem na plażę. Tam z piasku wystawało coś dziwnego. Tym czymś okazał sie naszyjnik z pereł. Jedna była czarna... Cos przemknęło mi przez myśl, ale szybko ją odrzuciłem.

Potem podleciałem do Marty. Wręczyłem jej tajemniczy naszyjnik, a ona się uśmiechnęła. Ta czarna perła wyglądała idealnie na jej szyi. Dla Jack'a miałem coś innego. Usiadłem mu na ramieniu. Gdy odleciałem ten zaklął soczyście. Mały biały prezent.....

Święta - od Anamaryi

Załoga zorganizowała prowizoryczną wigilię. Było na prawdę miło. Zauważyłam, że wszyscy robią sobie prezenty. Cóż. Martę jako kapitana skrupulatnie pominięto. Nie było to fajne. Postanowiłam to zmienić. Ulotniłam się na chwilę i zanurzyłam do wody. Przyda jej się ozdóbka i możliwość przemiany jak moja. Ujrzałam blask. Jego źródłem okazał  sie sygnet z inicjałami PdL. Ponce de Leon! To jej się spodoba. Z łatwością zaklęłam pierścień. Następnie pośpiesznie wyszłam z wody i wręczyłam drobiazg pani kapitan. Zrobiła zdumione oczy.
- Ponce de Leon - pokiwała głową.
Chyba jej się podoba. Uśmiechnęłam się i zjadłam kawałek ciasta. Nie miałam pojęcia skąd ona je wytrzasnęła. Siedziałam zagubiona, nie wiedząc  co ze sobą zrobić i tylko wpatrywałam się w prezent dany przeze mnie Marcie. 

Święta - od Cinder

Aarona zrobiła naszyjnik. Pomyślałam, że też mogę komuś coś dać. Ale nie wiedziałam komu. Przeszukałam w pamięci wszystko co wiedziałam i uznałam, że dam coś Torze. Aa wykorzystała bursztyn a wiedziałam, że Tora kocha morze więc postanowiłam dać jej coś co jest z nim związane. Pozbierałam muszelki i również trochę bursztynu. Znalazłam na pokładzie słoik. Włożyłam do niego muszelki i bursztyny i nalałam morskiej wody. Morze w butelce. Gdy otwierało się pojemnik pachniało niesamowicie. Potem wsiedliśmy na statek. Gdy dopłynęliśmy do Perły zauważyłam, że przybyło kilka nowych twarzy. Podeszłam do Tory i dałam jej prezent. Szybko się ulotniłam. Potem siedzieliśmy przy ognisku. Starsi planowali wyprawę po skarby a ja słuchałam jak Val śpiewa. Miała piękny głos. Spojrzałam ukradkiem w stronę Tory. Wąchała z uśmiechem otwarty słoik. Ucieszyłam się, że prezent się jej spodobał. Nie był jakiś bogaty ale włożyłam w niego swoje serce. W przenośni.

(Cinedr muszę cię pochwalić XD Dobrze że dodałaś "w przenośni" masz ode mnie pochwałę ^^ )

Święta - od Elienel (do dokończenia Elienel. jak wręczałaś)

Nadeszły święta. Na wyspie spadł śnieg. Jack stwierdził, że nie wyruszymy przed nowym rokiem. To i dobrze. Włączyli mnie do załogi, więc na pewno pójdę z nimi.
Siedziałam na plaży, gdy Aarona przygotowywała kolację. Myślałam, co dać Alicji w prezencie. Owinęłam się bardziej grubym kocem jakiejś Shell. Było zimno. Wtem usłyszałam ciche wołanie: "pomocy..". Wstałam, zaintrygowana dziwnym głosem. Kilka kroków ode mnie coś się świeciło. Rozejrzałam się, czy nikt mnie nie widzi i podeszłam zobaczyć.
Przede mną leżała złota rybka. Jej łuski mieniły się ciepłym, złotym blaskiem. Z koroną wyglądała jak księżniczka, a jej płetwy, cienkie w tej chwili z braku wody, lekko poddawały się silnemu wiatrowi.
 - Pomóż mi… - wyszeptała. Była sucha. Szybko podniosłam ją i włożyłam do wody.
 - Dziękuje, elficka panno. W nagrodę spełnię twoje trzy życzenia. - odparła dźwięcznym głosikiem. Faktycznie była księżniczką - Królewną Morza.
 - Wiesz co, mam taką prośbę. Właściwie dwie, ale są podobne. - uśmiechnęłam się. - Potrzebuję czegoś dla Alicji, mojej koleżanki z załogi.
 - Tej Alicji? To moja dobra znajoma! - pisknęła rybka, po czym zamachnęła się ogonem; w mojej dłoni pojawił się złoty widelec.
 - Widelec? - nie ukrywałam zaskoczenia.
 - Nie byle jaki widelec! To widelec Neptuna! Pozwala manipulować płynami, czyścić je i zatruwać, zamieniać w ciało stałe…
 - Okej… bomba. - uśmiechnęłam się. - I wiesz co, złota rybko? Moje drugie życzenie - potrzebuję coś dla naszego Kapitana Jacka, ponieważ jest dla nas taki dobry i dba o nas, i wymyśla nam nowe rzeczy.
 - Hmm… - zastanowiła się księżniczka. - A co powiesz na to? - z wody wypłynął duży, majestatyczny, trzymasztowy galeon, który zaczął się kurczyć i kurczyć, aż zamienił się w statek w butelce. Można go było wyciągnąć w potrzebie - przenośna łódź na wszelki wypadek.
 - Jest cudowny! Dziękuję bardzo! - aż skakałam z zachwytu.
 - Masz jeszcze jedno życzenie, moja droga. - przypomniała mi.

 - Naprawdę? Więc dobrze - życzę wszystkim WESOŁYCH ŚWIĄT!

Święta - od Aarony

Czas spędzałam na pokładzie w wyśmienitym nastroju. Gdy wczoraj tu przybyłam mój entuzjazm wciąż wzrastał tym bardziej, że przypomniałam sobie o świętach. Właściwie nie było to święto obchodzone przez wyznawców mojej religii ale przynajmniej był powód by dać komuś prezent. Po skończonym śniadaniu zeszłam na plażę. Zastanowiłam się chwilę i zaczęłam zbierać bursztyn. Po godzinie wróciłam na statek i chwyciłam potrzebne przedmioty. Robiąc naszyjnik zastanawiałam się komu dam moje "dzieło". Po dłuższym namyśle postanowiłam, że to będzie pierwsza osoba z załogi, którą zobaczę. Gdy już skończyłam i podziwiałam efekt mojej pracy poszłam się chwilę zdrzemnąć. Miałam sen. Kiedyś śniła mi się dziewczynka a dziś... przyśnił mi się jeszcze chłopczyk. Trzymałam dzieci w ramionach a potem wziął je Daeron. Zrozumiałam, że chyba chodzi o to, że urodzę bliźniaki! Gdy wstałam byłam rozpromieniona jak nigdy. Wszyscy patrzyli na mnie zdziwieni bo ostatnio rzadko się uśmiechałam. Wpadłam na pewien pomysł i od razu zaczęłam go realizować. Stanęłam za sterem i kazałam podnieść kotwicę.
-Jak to? Nie może my odpłynąć!- krzyczała Amber.- nie bez Jack'a!
-Nie martw się. Płyniemy właśnie do nich.- uspokoiły ją moje słowa. Po chwili już płynęliśmy. Dobrze było znów poczuć, że pokład się kołysze. Uwielbiałam to uczucie. Płynęliśmy przez około godziny. Gdy zeszliśmy ze statku zauważyłam, że przy ognisku siedzi czarnowłosa dziewczyna. Eleniel jak się później dowiedziałam. Nie widziałam jej wcześniej ale zorientowałam się, że załoga odnosi się do niej przyjaźnie. Przypomniałam sobie o moim postanowieniu. Podeszłam do niej:
-Hej jestem Aarona. Jestem z załogi Jack'a. Wie, że może to ci się wydać dziwne ale postanowiłam, że dam prezent pierwszej osobie z załogi, którą zobaczę po zejściu ze statku.- wręczyłam jej mały skórzany woreczek z naszyjnikiem w środku. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Poszłam przywitać się z resztą załogi. Jack zrobił mi małą awanturę o to, że zniknęłam ale nie był obrażony. Przytuliłam go i życzyłam wesołych świąt. Potem podeszłam do Daerona.
-A ja nic nie dostanę?- zapytał półżartem, półserio.
-Ty dostaniesz słowa.- powiedziałam. Nie zrozumiał. Nachyliłam się do jego ucha.- To bliźniaki.
a to naszyjnik dla naszej nowej :)

Święta - od Kala

Nadchodzą święta , wigilia itd. Postanowiłem pójść na targ.
Nie mogłem nic fajnego znaleźć dla Val. Zastanawiacie sie pewnie, dlaczego dla Val?
  A tuż dla tego, bo ją wylosowałem i muszę jej znaleźć prezent.
Oczywiście święta mnie tak nie cieszą jak innych, ponieważ już dawno umarła moja rodzina. Mam oczywiście znajomych ale rzadko się widujemy.
Idąc uliczką zobaczyłam znajoma twarz.
-Śmierć!-zawołałem
(To jeden z moich kolegów.)
-Kal?!-odpowiedział znajomy
-Długo się nie widzie szliśmy, ile to 100 lat?-powiedziałem
-Chyba więcej-stwierdził z uśmiechem-A tak apropo, kiedy masz zamiar umrzeć.
-Nigdy-odpowiedziałem ze śmiechem.
-Co tu robisz?-zapytałem
-Jakaś staruszka umarła-powiedział
-Masz jakiś towar?-spytałem
-Pytanie.-uśmiechnęła się-Mam srebrny zegarek, oko z kości słoniowej, trupe ciastka w zniczu, flet z kości słoniowej, itd.(wszystko to zaczarowane przedmioty)
-Mógłbym flet z kości słoniowej dla znajomej?-poprosiłem go
-Że mam dzisiaj dobry dzień dam ci go za darmo-powiedział
-A i mógł bym coś dla kapitana?
-Dam ci jedno trupie ciasteczko, zgoda?
-Zgoda.
Pożegnaliśmy sie i poszliśmy dalej w swoje strony.
I w końcu znalazłem coś dla Val.
W końcu wigilia wszyscy przyszliśmy na nią przed Jackiem żeby zrobić jemu niespodziankę . Gdy przyszedł Jack wszyscy poręczaliśmy mu prezenty (ja mu dałem trupie ciasteczko).
Gdy wręczałem Val prezent postanowiliśmy się pogodzić i ona odstąpiła mi 1'ego oficera na Perle. Wszyscy jedli ciasto od  Marty i do późna ze sobą rozmawiali 
flet z kości słoniowej - dzięki niemu uśpisz  wszystkie zwierzęta w pobliżu

trupie ciastko- jak je zjesz będziesz mogła ożywić jedną osobę (jednorazowego użytku)


Losujemy numerki

Pod cyferkami kryją sie imiona, poznaję je tylko ci, którzy wybiorą dany numerek. Będę zapisywać tu, które numerki sa już wybrane. Losujecie tyle numerków ile macie postaci.


1. Wybrany
2. Wybrany
3. Wybrany
4. Wybrany
5. Wybrany
6. Wybrany
7. Wybrany
8. Wybrany
9. Wybrany
10. Wybrany

Wszyscy już mają swoje numerki, a więc czekam na opki ;)

czwartek, 19 grudnia 2013

Qesty

Nie jestem pewna czy wszyscy zauważyli, ale pojawiła się nowa zakładka.
To ta pierwsza z dwóch obiecanych.
W razie wątpliwości co do owych Qestów pytajcie. Nie gryzę, ja połykam w całości ;)
I jeszcze raz powtórzę: Jutro mamy święta na Załodze ^^ mam nadzieję że was nie zabraknie

środa, 18 grudnia 2013

Od Tory

Usiadłam wygodnie na zwalonym pniu i zaczęłam opowiadać historię zgromadzonym:
- Mam do powiedzenia tyle:
Punkt pierwszy: byliśmy w takiej magidżnej jaskini i Shell miała wizję, a potem mnie próbowały opętać duchy. Obie widziałyśmy drugie wcielenie skandynawskiego boga zła i sprytu - Lokiego, czyli Lucjusza. Punkt drugi: Nadchodzi Ragnarök - w mitach koniec świata jaki znamy, po którym rzekoma ma nastać nowa era obfitości. Tyle że są w tym haczyki: podług legend przeżyje tylko jedna kobieta i jeden mężczyzna. A my wszyscy chcemy przeżyć. I nie wiemy czy zło jednak na zawsze nie opanuje świata. - cierpko się uśmiechnęłam. - Punkt trzeci: Według mitów Ragnarök poprzedzają trzy rzeczy: śmierć Baldura, boga dobra, piękna i mądrości, narodziny trójki dzieci Lokiego oraz Angrbordy (gigantki) oraz straszliwa zima podczas której świat pogrąży się w niemoralności, a wcszyscy ludzie wymrą, próz wcześniej wspomnianej pary. Punkt czwarty: Owymi dziećmi Lokiego będą: ogromny wilk Fenrir, bogini Hel, symbol śmierci, oraz straszliwy Wąż Midgardu, Jormungand. Punkt piąty: Podczas końca świata zginą prawdopodobnie WSZYSCY bogowie. - Na koniec powtórzyłm to co mówiłam po przygodzie w jaskini:
- Jeśli zamierzamy powstrzymać koniec świata, należy prosić bogów , oczywiście oprócz Lokiego, który musi zostać zgładzony, o pomoc. No i ich chronić przed przeciwnikami. A boga, mitycznego stwora czy półboga nie da się zabić zwykłym orężem, jedynie bronią pobłogosławioną przez jednego z nich. A na statku Ponce de Leona znajduje się taka broń. I to by było na tyle.

Od Jack'a

Rozejrzałem się dookoła. Shell nigdzie nie było.
- Shell! -wszyscy zaczęli się drzeć.
- Dobrze już dość - przerwałem - Jak nie wróci do jutra to będzie problem i....
- ona nie wróci.... - powiedziała Val - ta elfka z załogi Marty.
Spojrzeliśmy na nią.
- Zostawiła dziennik - elfka podała mi małą książeczkę.
- Chyba rzeczywiście nie wróci - powiedziałem kartkując dziennik.
- No trudno - powiedziała Marta - Z jakąś Shell, czy bez niej. Co za różnica. I o co chodzi z ratowaniem świata?
Jej załoga także zainteresowała się tym tematem. Musieliśmy im wszystko wytłumaczyć. Przecież oni nie mieli o niczym pojęcia!

Od Tory

Zakrztusiłam się owsianką, ugotowaną przeze mnie chwilę w kociołku, gdy usłyszałam słowa "skarb Ponce de Leona". Siedząca obok mnie Jess walnęła mnie w plecy, żebym nie udusiła się mleczną papką. Reszta załogi zerknęła na mnie zdziwiona.
- Skarb Ponce de Leona?! Tego Ponce de Leona? - wycharczałam przełykając resztę jedzenia.
- Taaaaaak... A co? - Jack przenikliwie na mnie spojrzał.
- Niezły traf. - pokręciłam głową z niedowierzaniem. - A propós ratowania świata - tak się składa że Ponce de Leon był ostatnim właścicielem włóczni Baldura i reszty broni bogów skandynawskich. Tylko taką można zabić boga. I to wszystko znajduje się na jego statku. - rozbłysły mi oczy.
Jack otworzył szerzej usta i bezgłośnie coś powiedział. A potem oznajmił:
- W sumie, to reszta załogi oprócz mnie, ciebie, Aarony i Shell... Właśnie! - Gdzie jest Shell?!

Od Jack'a

Kobieta się wystraszyła. Spojrzała na mnie. Potem na Martę i Kala.
- Eleniel. Elfka w waszym jezyku - powiedziała.
- A czego szukasz?
- Możliwości ucieczki stąd. 
- To na razie ci nie pomożemy. Co nie Marciu?!
- Yhym - odparła moja siostra - Mi idziemy jutro wgłąb wyspy. Do Ponce de Leona....
- Ponce... Co? 
- Taki statek - odparła oburzona niewiedzą rozmówcy Marta - A Ponce de Leon był jego właścicielem.
- A potem będę mogła się z wami zabrać? - spytała.
- Niech będzie - odparłem widząc, że Marta nie ma ochoty jej pomagać - Ale trzymaj się mnie, nie jej - uśmiechnąłem się. 
Za to przy ognisku Marta zdobyła nowego rekruta. Niejaką Anamrię. Niech i tak będzie.
- Chciałbym powiedzieć MOI drodzy, że jutro wybieramy się z moją siostrą po ten cały skarb. Kto nie chce niech zostanie. Resztę później ustalimy.

Od Elenien

Ujrzałam snop światła, kilka kroków przede mną. Przedarłam się przez krzaki, po raz kolejny rozdzierając sobie suknię. Moim oczom ukazał się głęboki, spalony dół. Na jasnym niebie błyszczała jasna Gwiazda. Przeszedł mnie dreszcz.
Obeszłam miejsce dookoła i wędrowałam dalej. Na wyspę przypłynęły statki, może mogą zabrać mnie ze sobą. Znów poczuć morski wiatr we włosach! Vilya na palcu zawirowała przyjemnie. Jest trochę podobna do kota, w ten sposób mruczy, przekazuje pozytywne emocje.
Poczułam, jak jakiś cierń zadrapał mi policzek. Po chwili na dekolt skapnęła mi ciepła kropelka krwi. Otarłam ją szybkim ruchem i zatrzymałam się.
Znajdowałam się na skraju lasu. Kawałek przed sobą widziałam obozowisko. Zauważyłam, że byli z dwóch różnych załóg, ponieważ wyraźnie oddzielali się linią ogniska. Uśmiechnęłam się i wytężyłam wzrok w poszukiwaniu kapitana. Vilya zabrzęczała niebezpiecznie. Aż podskoczyłam, gdy poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
 - Kim jesteś i co tutaj robisz? - zapytał mężczyzna stojący za mną. 

Nowa!

Ho, ho, ho! Ludu! Jeden odchodzi dwóch sie pojawia! I fajnie!
Witamy Eleniel - oficera nawigacyjnego Żałoby!

Odeszła

Sorki, że tak późno ale dopiero się zorientowałam że Shell odeszła z tego świata :c
Opuściła nas, ale będziemy o niej pamiętać. Jack na pewno nie zapomni, że wyczyściła mu pamięć ;p
Mam nadzieję, że i reszta nie zapomni :)

Od Anymari

Szłam przez plażę. Jeszcze ociekałam wodą. Lubię pływać. Jest to wszak moja natura. Dotarłam do wyspy, która ponoś skrywa jakąś tajemnicę i co ważniejsze skarb. Zaniepokoił mnie wieczorem słup światła w lesie. Jakby jakieś upiory zstępowały na ziemię. Tak więc kolejnego dnia poszłam to sprawdzić. Nic nie znalazłam. Chociaż.... Usłyszałam niedaleko rozmowy. Wyciągnęłam zza pasa broń i czekałam. Nikt sie nie pojawił, a głosy nie cichły. Pewnie siedzą na plaży. Weszłam więc na plażę. Jak myślałam siedzieli tam wokół ogniska senni ludzie. Spojrzeli na mnie zdumieni.
- Anamaria - przedstawiłam się.
Oni także podali mi swoje imiona. Większości nie zapamiętałam.  Wypytałam ich co tu robią i takie tam. Powiedzieli, że należą do dwóch statków. A kapitanowie sa w lesie. Usiadłam więc z nimi i czekałam. Nie odmówiłam sobie picia, bo czymże jest życie bez alkoholu? Szarą rzeczywistością.
- Po co tu przybyliście?- spytałam.
- Po skarb - odparli.
Wzdrygnęłam się. Nie jestem jedyna, która szuka tu cennych rzeczy.
- Jaki?
Nie odpowiedzieli. Spojrzałam po nich nie rozumiejąc. 

wtorek, 17 grudnia 2013

Nowa!

Anamaria jest manewrową na Perle! Powitajmy ją gorąco!

Ankieta

Jak pewnie zauważyliście z boku nad statystykami pojawiła się ankieta. Prosiłabym aby jak najwięcej osób się w niej wypowiedziało. Nie chcę robić czegoś czego wy nie chcecie mieć więc zapraszam do głosowania ;) Obiecuję także 2 nowe strony. Do 24 się pojawią ^^ Taki mój prezent dla was. 

Na bieżąco

Sorry, że musieliście czekać, ale.....
1. Jest już strona na linki do szant. Przesyłajcie swoje propozycje mailem lub w komentarzach, a ja zaraz wstawię.
2. W środę - jutro zapraszam na chata na te party które zaproponowała Shell. Choć obawiam się że nie wypali to zapraszam wszystkich! słyszycie? Wszystkich!
3. Mam zamiar zorganizować wam imprezę Bożonarodzeniową 20.12. Zapraszam na chata i ogólnie do obserwacji bloga. Planuję start na ok. 18 ale będę już wcześniej. Więc wszystko zależy od was. Bo tego dnia pojawiać się będą świąteczne opki. Wszystkie pojawią się właśnie wtedy. Nie wstawiam świątecznych wcześniej.  Możecie samowolnie wymyślić innym postaciom prezenty, ale....
4. Zapraszam do losowania osoby, której go zrobicie - więcej frajdy :) Kto ma chęć proszę o poinformowanie mnie o tym do 19. 12. Kto sie nie zgłosi nie będzie miał możliwości otrzymania prezentu w ten sposób - przykro mi ale to ma być kara dla niepiszących -.- Także 19 będziecie losować numerki a ja wam przekażę komu macie zrobić prezencik ^^. By podarować którejś z postaci magiczny przedmiot musicie ze mną uzgodnić, że tak powiem cenę.


A więc mam nadzieję, że zaintrygowałam Was i coś się ruszy. Nie spać mi!

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Od Shell

Obudziłam się nad ranem. Na warcie nie było nikogo. Podniosłam się powoli z posłania i coś strzeliło mi w plecach. Nie cierpię spać na ziemi.
Usłyszałam syczący szept. Dochodził z lasu. Nadstawiłam uszu, a dźwięk się powtórzył. Wstałam i na palcach weszłam w gęstwinę. Na skraju puszczy na chwilę odwróciłam się w kierunku obozowiska. Wszyscy smacznie spali. Przyjrzałam się twarzy Tory, Marty… Miałam wrażenie, że nigdy już ich nie zobaczę. Zza fałd sukni wyjęłam oprawiony w skórę dziennik i położyłam na swoim posłaniu. Zagłębiłam się w las, ciekawa tych dźwięków…

W ten oto sposób zniknęła o świcie dziewczyna zwana Shell. Nikt nie wie, co się z nią stało. W dzienniku spisała pieśń Val w nadziei, że przyda się Jackowi i reszcie. Jakiś czas później nad lasem zebrały się chmury, a w samym środku polany rozbłysnął snop światła. Tylko niektórzy, zamiast pioruna, ujrzeli tam kolumnę dusz, stąpającą lekko po drobinkach wody, aby zabrać swoją siostrę do Krainy Wiecznych Snów, gdzie nie ma ciemności.

A więc....

Dostałam prośbę (tak od ciebie Shell ;) ) o posta z aktualnym wyglądem załóg. Tak więc oto i nasz skład:

Perła:
Marta
Vale
Kal
Naoi (nie napisała wstępnego op)
Katherine (dawno nie pisała)
Alicja
John (dawno nie pisał)
Jess

Żałoba:
Jack
Shell
Amber (żadko pisze)
Cinder
Thora
Daeron
Aarona

Protektor:
Grace
Alima ( khym, khym dawno nie pisała )

Atma:
Georgia


Proszę Shelli xD












niedziela, 15 grudnia 2013

Od Kala

Marta i Jack zgodzili się żeby pójść do tajemniczej jaskini w lesie.
 Wyruszyliśmy z samego rana. W lesie Jack był wściekły ponieważ znalazła go Pubi i przez całą drogę go wkurzała.
-Daleko jeszcze!- krzyczała Pubi Jack'owi wkurzając go.
-Niedaleko.-odpowiedziałem z pogardą
 W końcu dotarliśmy do jaskini.
Ja wszedłem do niej pierwszy a za mną Marta. Pubi kryła tyły, bo prawie ze strachu obsrała Jack'a.
Byliśmy już w głębi jaskini usłyszeliśmy dziwne odgłosy przypominające miauczenie kota.
-Co to może być?-spytała Marta
-to pewnie echo z zewnątrz-odparł Jack
znienacka wyskoczyła dziwna istota.
To był kot. Piracki kot zombi, można tak powiedzieć.
Bylo widać mu żebra, czaszkę i kość ogonową. A w dodatku nie miał jedno oko i chustę na szyji .
 -taki sam , przygarnę go.-oznajmiłem

I tak powstał mój kompan Neow.

sobota, 14 grudnia 2013

Od Kala

Pierwszy dzień z załogą. Spotkałem ich na plaży. Zgodzili się bym do nich dołączył. Na Perłę oczywiście, a nie jakąś "Żałobę". Postanowiłem się zabawić i zrobić komuś mały żart. Zrobiłem go Aaronie. Pobawiłem się jej snem i kompletnie nie wiedziała co się dzieje . Marta, Jack, Cinder  i inni. Może jednak na tym statku nie będzie tak źle. Ostatnio jeszcze szukałem chrustu na ognisko przy którym siedziała cała załoga Marty i Jack'a znalazłem w lesie tajemniczą jaskinie .Ciekawe czy Jack i Marta zgodzą pójść ze mną do niej.
P.S  Val szykuj się.

Od Daerona

Dni dłużyły się a załoga nie wracała. Chciałem ich odszukać ale gdy odszedłem kawałek od statku mdlałem i pół godziny później znajdowała mnie Amber. Nigdy się do mnie nie odzywała. Zresztą ja do niej też. Bo i po co? Ona miała w zwyczaju całymi dniami pływać a ja siedziałem na pokładzie pochłaniając wszystkie książki, które znalazłem. Posiłki były mdłe. Nie wiedzieliśmy gdzie są przyprawy a obydwoje woleliśmy nie ryzykować usmażenia solonej wołowiny. Na tym statku zawsze gotowała Aarona. Jej kuchnia smakowała mi też najbardziej z załogi. Z mojej skóry zniknęły już przynajmniej te niezdrowe plamy i powoli odzyskiwałem siły. Ostatnio nawet zaryzykowałem i wspiąłem się na bocianie gniazdo. Widok był imponujący. Już wiem czemu Aarona tak lubi tu przebywać. Gdy dziś się obudziłem Amber nie było już na statku. Słońce było już wysoko na niebie. Powietrze było przesycone solą. Podszedłem do burty i zobaczyłem trzy postacie. Amber, nastolatkę z różowymi włosami i ją. Czerwone oczy były wypełnione krwią w świetle słońca a jasne włosy spływały srebrem i złotem. Była... większa. Mój syn szybko rósł w jej łonie. Wbiegła na pokład i rzuciła się w moje objęcia Przytuliłem ją mocno. Tak dawno nie czułem jej słodkawego zapachu. Pachniała wanilią i brzoskwiniami. Kochałem ten zapach. Kochałem ją. A teraz była tu ze mną. Cały dzień Aarona opowiadała nam co się działo. Poznałem Cinder, która wydała mi się dość sympatyczną acz skrytą osobą. Dowiedzieliśmy się też o paru innych osobach.
-Więc teraz mamy płynąć po skarby tak?- zapytałem.
-Tak. Marta cały czas się nam przyglądała. Jeśli myśli, że do niej dołączę to się myli.- ziewnęła.- Pójdę już spać. Ach najpierw pokażę Cinder gdzie ona może się ulokować.- Poszedłem do naszej kajuty. Po chwili ona też się zjawiła. Położyła się obok mnie. potem zasnęliśmy.

Od Aarony

Ostatnio nie zawsze pojmowałam co się dzieje. Przypłynęli jacyś ludzie. Rodzice Jack'a i Marty i ta cała Cinder. Potem strzały. Dwa. A rodziców już więcej nie widzieliśmy. Przypadek? Nie sądzę. Potem Shell miała jakąś wizję i przyszła jakaś Jess. Przyszła moja kolej na wartę. Poszła ze mną Cinder. Cały czas trochę się mnie bała.
-Słuchaj nie musisz się mnie bać. Nie wydam cię.- Nie wydawała się przekonana. Zrezygnowałam i dalej już milczałam. Noc była piękna. Niezliczone gwiazdy rozświetlały czarną zasłonę nieba i odbijały się w morzu. Panował spokój. Nagle poczułam, że powinnam być teraz gdzie indziej. Moja warta na szczęście już się kończyła. Przyszli Alicja i Felix. Spakowałam moje rzeczy i niezauważona przez nikogo jak mi się zdawało ruszyłam do lasu.
-Gdzie idziesz?- odwróciłam się i zobaczyłam Cinder.
-Na "żałobę". To statek Jack'a. Jest na nim ojciec mojego dziecka.- odpowiedziałam. Zastanowiła się chwilę.
-A ja... A ja mogę iść z tobą?- zdziwiłam się. Myślałam, że się mnie boi.
-Czemu nie? Przynajmniej będę miała z kim rozmawiać.- I ruszyłyśmy. Las był piękny. Pierwsze promienie słońca przedzierały się przez zielony płaszcz z drzew a fauna i flora budziły się dożycia. Ptaki śpiewały cichutko, a kwiaty rozwijały wymyślne kielichy. Gdzieś obok słychać było potok. W godzinę doszłyśmy do ruin, w których zatrzymaliśmy się w drodze na plażę. Jeszcze raz weszłam do sali tronowej. Ojca tam nie było. Shell mówiła o jakimś Lucjuszu ale ja widziałam na tronie mojego ojca. Ale wtedy... teraz go nie było. Wyszłyśmy i po chwili wznowiłyśmy podróż. Koło południa ujrzałam między drzewami sylwetkę statku. Gdy las się skończył spotkałam Amber. Chyba pierwszy raz ucieszyła się na mój widok.
-Aarona! A gdzie reszta?- Spojrzała pytająco na dziewczynę idącą za mną.
-Przyszłam tylko ja. Spotkaliśmy Martę i jej załogę. A to Cinder. Moja... podopieczna.- Zerknęłam na Cinder. Uśmiechnęła się na chwilę. Spojrzałam na statek. Przy burcie stał Daeron.

piątek, 13 grudnia 2013

Gosowanko

I padła pierwsza propozycja oczywiście macie czas do końca tygodnia na wymyślenie także innych, ale tu wpiszem te propozycje co jż padły a w komentarzach głosujcie na nie. Możecie glosować na kilka ;)

1. Podstrona z linkami do szant i muzyk pasujących do Załogi
Popierający:
Tora,

2. Party na chacie. Piszemy tam jako postacie i zostaje dodane streszczenie tego w postaci jednego pasta.
Popierający:
Shell,
Aarona,

Nowy!

Kal jest pierwszym oficerem na Perle! Eb! Chyba będzie bitka XD Val kontra Kal! Kto zostanie I oficerem na Perle?
Witamy, witamy! I cieszymy się że jest z nami!

Od Jack'a

Shell, gdy wróciła z swojej wachty, przyszła do mnie. Mówiła chwile o Białej Damie, ale szybko zrezygnowała. Nagle dostała... ataku? Zaczęła z kims rozmawiać. Uznałem, że jest chora psychicznie.
- Jess! Tam! - wskazała na plażę w oddali - Przyprowadź ją! Jack! Pomóż! Idź po nią!
Zerwałem się. Trochę to było dziwne, ale poszedłem poszukać tej tajemniczej Jess. Zobaczyłem jakąś dziewczynę. Podbiegłem do niej.
- Ty jesteś Jess?
Po chwili byliśmy przy reszcie. Gdy przedstawiłem Jess, podszedłem do Shell.
- Na razie daj jej spokój - wydusiła - Ale dziękuje, że pomogłeś.
Było to co najmniej dziwne. Nawet bardzo dziwne. 

Od Jess

Kiedy tu dotarłam ucieszyłam się by najmniej tu mogę się wygłupiać i nikt nie będzie miał mi za złe. Nagle zobaczyłam , że ktoś tu pędzi. To był jakiś mężczyzna.
- Jesteś Jess? - spytał szybko
- Tak - odparłam
Złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć za sobą. Usiedliśmy przy ognisku.
- Jestem Jack - przedstawił się mężczyzna który mnie tu przyciągnął.
Potem wszystkich mi przedstawił.

Jack?

czwartek, 12 grudnia 2013

Od Shell

Tyle się działo, że byłam szczęśliwa, gdy wreszcie usiedliśmy dookoła ogniska - załoga Jacka i Marty. Poznałam wielu wspaniałych ludzi. Gawędziliśmy przy ognisku. Parę osób patrzyło na mnie spode łba, ale szybko przekonałam ich, że habit nie przeszkadza mi pić i żartować. Starałam się co jakiś czas wpleść cos o Najjaśniejszej, tak dla zasady. Pewnie wszyscy to zbywali.
W pewnym momencie usłyszeliśmy dwa strzały. Rozejrzeliśmy się po sobie, niepewni i speszeni. Po chwili przyszła Marta.
 - Załogo! Koniec przeszłości! Jest tylko przyszłość! - wrzasnęła na nas. A pff, ona mną nie dowodzi! Jestem lekarką, nie interesuje mnie ich przeszłość. Założyłam nogę na nogę, demonstrując swoje zdanie. Przyszedł Jack. Dosiadł się między mnie a Torę. Był przygnębiony.
 - Jack, co się stało? - szepnęła potomkini wikingów.
 - Tora, połącz fakty. - syknęłam lekko. - Ich rodzice, strzały…
 - Przestań, Shell. - powiedział zrezygnowany. - Zaczynamy nowy rozdział.

Biesiada zakończyła się koło 3. Zdążyłam przeliczyć, czy wystarczy mi tabletek na "chorobę poalkoholową", zwaną potocznie kacem. Ktoś będzie musiał obejść się smakiem - ale na pewno nie ja. Zgłosiłam się do pełnienia pierwszej warty nocnej. Siedziałam razem z elfką przy dogasającym ognisku.
 - Hej, jestem Valanthe. - przedstawiła się. Należała do innego, późniejszego szczepu elfów. Pewnie nie kojarzyła Królowej Vivianne z Białą Damą. Ja też właściwie nie powinnam kojarzyć, to zakazane historie. Temat tabu - że ta sama dziewczyna, pod panowaniem której trwał Złoty Wiek w historii elfów, spowodowała zagładę starego świata.
 - Shell, miło mi. - odpowiedziałam.
 - Jesteś kapłanką Białej Damy, słyszałam jak o niej wspominasz. - zaczęła.
 - Ano jestem. - zaczęłyśmy rozmawiać. Okazało się, że zna wiele pieśni o jej czynach. I o jej miłości do Księcia Lucjusza.
 - Co mówi ta pieśń? - zapytałam.
 - Zagrać ci ją? - uśmiechnęła się i chwyciła lutnię. Z jej dłoni popłynął czysty dźwięk strun, układający się w cudowną, słodką melodię.

Oczy jego miały kolor błękitu,
Patrzyły na nią w dzień i w noc.
Ich miłość była jak z mitów,
W których to największa moc.

Usta jej pełne jak piwonie
Stykały się z jego o świcie.
Ich miłość, ich splecione dłonie…
Oddałaby za niego życie.

Którejś nocy, w Kraju Odwiecznym
Lucjusz skuszony przez Czarnoksiężnika
Zdradził ukochanej Serce Bezgraniczne.
Ich miłość zanika.

Wkrótce razem zginą
Bez skaz, grzechów i lęków.
Nad marmuru Winą
W Kraju Morskich Odmętów.*

Słuchałam pięknej pieśni zafascynowana. Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju.
 - Vala, o co chodzi z tą winą?
 - Nie mam pojęcia. Już tak się uczyłam.
Kraju Morskich Odmętów…
 - Rano muszę porozmawiać z załogą.
 - O czym? - zapytała elfka.
 - O pewnym mieście zawieszonym nad przepaścią. Dziękuję bardzo, miło się gawędziło. Kończy się nasza zmiana.
 - Szybko… musimy się jeszcze kiedyś zgadać.
 - Na pewno. - uśmiechnęłyśmy się do siebie. Trzeba było zmienić kolej.

Od Marty

Widok ojca mnie ucieszył, choć matki nastroił czarnymi myślami. Nie chciałam nic tłumaczyć i wyjaśniać. ojciec mnie przytulił. Powiedzieli parę nieprzyjemnych zdań i wiedziałam już co ma zrobić. Wyciągnęłam broń i strzeliłam. osunęli się na kolana. Wybaczcie. Wasza nieczująca córka wróciła. Moje serce drgnęło gdy ojciec padał martwy, ale miałam ich dość i chciałam przeżyć swoje życie sama. Nie pod ich wola. Tego się nie spodziewali. Zaczęłam nowy etap podróży.
- Załogo! Koniec przeszłości! Jest tylko przyszłość!
Chwyciłam butelkę rumu i dosiadłam się do kręgu.
- Jutro po skarb Ponce de Leona! I nigdy więcej rodziców!
Jack był oszołomiony. Niech sobie nie myśli. Nie wybaczyłam mu. Na Perłę sie nie dostanie. Przy ognisku poznałam jego załogę. intrygujący ludzie.

Od Jack'a

To wszystko mnie zmartwiło. Już nic nie rozumiałem. I wtedy zainteresowało mnie zamieszanie na lądzie.
- Marta - szturchnąłem ją.
Zeszliśmy na ląd. Nie było już ucieczki.
- Co się tu dzieje? - spytała Marta - E... - dopiero zauważyła rodziców - Załoga! Czekajcie tu!
- Moi to samo! - dodałem i z niewesołymi minami ruszyliśmy ku rodzicom.
Załoga usiadła w kole i rozpaliła ognisko. Nie chcieliśmy im tego mieszać. To nasz problem. Nie ich. porozmawialiśmy chwile z rodzicami. Nie było łatwo. Całe zamieszanie, przeszłość. Usiadłem obok nich na piasku. Matka mnie przytuliła, co było dość dziwne. I nagle stało się coś dziwnego. Choć rozwiązywało nasze kłopoty, mi nigdy do głowy nie przyszło. I po Marcie się tego nie spodziewałem. Strzeliła do nich. Padli trupem. I po wszystkim. A ona po prostu wróciła do załogi. Spokojnie i bez wyrzutów.

Od Cinder

Siedziałam w szalupie razem z dwójką ludzi. Płynęliśmy w stronę plaży. Tam czekali już jacyś ludzie. Statek coraz bardziej zapadał się w morskich odmętach. Gdy byliśmy już prawie na brzegu do wody weszła elfka.
-Kim jesteście?- zapytała trzymając w pogotowiu miecz. Milczałam.
-Jesteśmy właścicielami tego statku. I rodzicami Marty.- powiedział mężczyzna siedzący koło mnie.
-I Jack'a- dodała kobieta. Elfka zrobiła zadumaną minę. Pomogła nam wysiąść i doprowadziła do pozostałych. Szczerze mówiąc nie wiedziałam co się dzieje bo gdy trafiłam na piękną wyspę, w której porcie wysiadłam zgarnęła mnie załoga jakiegoś statku i zabrała ze sobą.
-Kim oni są?- zapytała czerwonooka dziewczyna. Przestraszyłam się jej twardego głosu. Zauważyła to.
-To rodzice Marty i Jack'a- powiedziała elfka. Zaczęłam po cichu się wycofywać ale wtedy wysoka dziewczyna złapała mnie za nadgarstek.
-A ona?- zapytała czerwonooka wskazując na mnie. Wszyscy na mnie spojrzeli.
-Nie wiem. Kim jesteś?
-Ja... ja...- rozejrzałam się szukając pomocy ale jej nie znalazłam.- Oni mnie porwali! Chciałam sobie spokojnie mieszkać na tej wyspie ale oni zabrali mnie ze sobą! Porwali mnie!- łkałam. Wszyscy spoglądali na mnie litościwie ale czerwonooka pozostawała twarda.

-W takim razie będziemy musieli cię odstawić do domu- Zamarłam. Usłyszałam kroki. Przed nami stali mężczyzna i kobieta.

Co do głosowania.....

Aw... Trochę mi przykro bo padły tylko dwie propozycje i mało głosów, więc najzwyczajniej oba życzenia spełnię. Ale przez tydzień żadnego opo? Ludzie. To boli.....
Płacząca ;c

sobota, 7 grudnia 2013

I kolejna!

Cinder jest asystentem na Żałobie! Witamy i mamy nadzieje, że się szybko obeznasz się na statku ;)
Powitajmy ja gorąco!



Oby tak dalej moje perełki ;) Coraz was więcej. Cieszę się :D

piątek, 6 grudnia 2013

Mikołajki!

Co mogę wam dać na mikołajki? Czekam przez tydzień na propozycje XD potem Marta i Jack sie rozmyślą. A w tym tygodniu jestem miła i mogę spełnić wasze jakieś wspólne życzenie na Załodze. Proszę o szybka decyzje :* 

środa, 4 grudnia 2013

Nowa podstrona

Musiałam podzielić nas na panów i panie. Oznajmiam to szczęśliwa. Oznacza to że coraz nas więcej i jupiii! Mam nadzieję że niedługo karzecie mi się segregować statkami, przez ilość was, a nie jakieś widzimisię oczywiście.  Cieszę się wy moje perełki ;)

No no no

No, no, no. Witamy Joshua! Zajmuje sie artylerią na Żałobie! Witamy serdecznie :) 

Nowa!

Jupi! Nowy członek!
Witamy gorąco Jess! znacie ją z chata XD To nasza Kiedyś_Wiki_Teraz_Nikto_ XD
Witamy wreszcie!
Jess jest 3 oficerem na Perle ;) Cieszymy się.

wtorek, 3 grudnia 2013

Od Marty

Siłą wyrzuciłam ich z Perły. Mocno oberwaliśmy. Nie dobrze. Nagle na pokład wskoczył mokry.... Jack!
- Co ty tu robisz?!
- Ratuje Perłę.
- A gdzie twoja śliczna Kerte?
- Kto? Jeszcze nie wiesz ale jakaś wariatka wyczyściła mi pamięć. Ostatnie co pamiętam to "Sztorm" gdy poznaliśmy Kath. Później czarna dziura, aż do momentu gdy ocknąłem sie na pełnym morzu na jakiejś marnej "Żałobie".
Zrobiłam zdziwioną mine. To brzmiało przekonująco.
- Dobra. zostawmy to. Ratujmy statek. Chwila... Czy oni zawracają?
- Chcą odpłynąć. Rodzice wsiądą do łodzi i sami wrócą. Im zależy na nas no nie? Na niczym innym. Nie ważne. Pomóż mi.
Zaczęliśmy mruczeć zaklęcia. pojawiła sie Calypso.
- Nowa umowa? - wyszczerzyła zęby - Pomogę wam, a ty Marto zrobisz potem co karze.
- Ale co takiego? - spytałam.
Wyszeptała mi coś do ucha. Kiwnęłam głową.
- I tak skończy się tym, że kapitan idzie na dno ze statkiem - mruknęłam.

Od Aarony

Zaczął padać śnieg. Normalnie bym się ucieszyła i w pierwszej chwili zrobiło mi się cieplej na sercu... Ale potem ujrzeliśmy statek. Zbiegali z niego ludzie. John z Kath na rękach, Alicja z jakimś chłopakiem a za nimi elf... Ale nie widziałam Marty. W oddali widać było dwa inne okręty. Zmierzały w stronę Perły. Pobiegliśmy w stronę przyjaciół (w moim przypadku to chyba za dużo powiedziane).
-Co się dzieje? Gdzie Marta?- pytał zdenerwowany Jack. Wodził oczyma po twarzach rozmówców.
-Na statku- sapała zmęczona Alicja.- Ona nie chce zostawić Perły. A Perła tonie!- krzyczała. Jack spojrzał na mnie.
-Potrzymaj- na moich rękach położył płaszcz, kapelusz i pistolety. Uśmiechnął się z wysiłkiem i bólem.- Zaraz wrócę.- Spojrzał na resztę załogi i zasalutował... Potem odbiegł.
-JACK!- krzyknęła przerażona Shell. Ale on był już przy statku. Już na nim. Zniknął nam z oczu. Poczułam uderzenie w brzuch i wypuściłam z rąk rzeczy kapitana. Po chwili zorientowałam się, że nie oberwałam tylko dziecko kopnęło. Podniosłam wzrok... i zauważyłam, że w naszą stronę coś leci...
-Kryć się!- Każdy skoczył w inną stronę. Spojrzałam za załogę. Wszyscy byli cali. Podniosłam się chwilę po Torze. Perła była coraz bardziej zanurzona. Ale Jack'a i Marty nie było widać. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że statki chyba zawracają. Może uznali, że już nie warto ratować statku? A może po prostu tylko mi się zdawało? Zobaczyłam dłoń zaciśniętą na burcie Perły.

Od Jack'a

- To się ruszmy i chodźmy stad. Nie wystarczy stać trzeba coś zrobić.
Ruszyliśmy. Rozglądałem się nerwowo. Marta, gdzie jesteś. Nagle. Nie wierzę! Zaczął padać śnieg. Czy to rzeczywiście koniec świata? Czy może tu po prostu panują 4 pory roku? Moje towarzyszki bynajmniej nie były zachwycone. Doszliśmy do brzegu i szybkim krokiem go przemierzaliśmy. W pewnym momencie zobaczyłem Perłę. Co za radość. Ale zbliżał się do niej inny statek, ta chmura jak myślałem.
- Perła! - krzyknąłem - Musimy im pomóc!

proszę to dokończyć ! ja mam związane ręce. Marta i Jack czekają na waszą odpowiedź.

Hej!

Może i u nas na morzu słonko grzeje, ale ogłaszam zimę! Na morzu nadal morze grzać, ale członkowie chyba lubią święta? ;) Postacie tez mogą lubić i jakoś to uczcić. Tak propozycja. Marta i Jack na pewno cuś wymyślą. Nie pozwolą świętom tak po prostu przejść.
I ruszyć tyłki i pisać opki ludzie ja tu czekam!