Tyle się działo,
że byłam szczęśliwa, gdy wreszcie usiedliśmy dookoła ogniska - załoga Jacka i
Marty. Poznałam wielu wspaniałych ludzi. Gawędziliśmy przy ognisku. Parę osób
patrzyło na mnie spode łba, ale szybko przekonałam ich, że habit nie przeszkadza
mi pić i żartować. Starałam się co jakiś czas wpleść cos o Najjaśniejszej, tak
dla zasady. Pewnie wszyscy to zbywali.
W pewnym momencie
usłyszeliśmy dwa strzały. Rozejrzeliśmy się po sobie, niepewni i speszeni. Po
chwili przyszła Marta.
- Załogo! Koniec przeszłości! Jest tylko
przyszłość! - wrzasnęła na nas. A pff, ona mną nie dowodzi! Jestem lekarką, nie
interesuje mnie ich przeszłość. Założyłam nogę na nogę, demonstrując swoje
zdanie. Przyszedł Jack. Dosiadł się między mnie a Torę. Był przygnębiony.
- Jack, co się stało? - szepnęła potomkini
wikingów.
- Tora, połącz fakty. - syknęłam lekko. - Ich
rodzice, strzały…
- Przestań, Shell. - powiedział zrezygnowany.
- Zaczynamy nowy rozdział.
Biesiada
zakończyła się koło 3. Zdążyłam przeliczyć, czy wystarczy mi tabletek na
"chorobę poalkoholową", zwaną potocznie kacem. Ktoś będzie musiał obejść się
smakiem - ale na pewno nie ja. Zgłosiłam się do pełnienia pierwszej warty
nocnej. Siedziałam razem z elfką przy dogasającym ognisku.
- Hej, jestem Valanthe. - przedstawiła się.
Należała do innego, późniejszego szczepu elfów. Pewnie nie kojarzyła Królowej
Vivianne z Białą Damą. Ja też właściwie nie powinnam kojarzyć, to zakazane
historie. Temat tabu - że ta sama dziewczyna, pod panowaniem której trwał Złoty
Wiek w historii elfów, spowodowała zagładę starego świata.
- Shell, miło mi. - odpowiedziałam.
- Jesteś kapłanką Białej Damy, słyszałam jak o
niej wspominasz. - zaczęła.
- Ano jestem. - zaczęłyśmy rozmawiać. Okazało
się, że zna wiele pieśni o jej czynach. I o jej miłości do Księcia Lucjusza.
- Co mówi ta pieśń? - zapytałam.
- Zagrać ci ją? - uśmiechnęła się i chwyciła
lutnię. Z jej dłoni popłynął czysty dźwięk strun, układający się w cudowną,
słodką melodię.
Oczy jego miały
kolor błękitu,
Patrzyły na nią w
dzień i w noc.
Ich miłość była
jak z mitów,
W których to
największa moc.
Usta jej pełne jak
piwonie
Stykały się z jego
o świcie.
Ich miłość, ich
splecione dłonie…
Oddałaby za niego
życie.
Którejś nocy, w
Kraju Odwiecznym
Lucjusz skuszony
przez Czarnoksiężnika
Zdradził ukochanej
Serce Bezgraniczne.
Ich miłość
zanika.
Wkrótce razem
zginą
Bez skaz, grzechów
i lęków.
Nad marmuru
Winą
W Kraju Morskich
Odmętów.*
Słuchałam pięknej
pieśni zafascynowana. Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju.
- Vala, o co chodzi z tą winą?
- Nie mam pojęcia. Już tak się uczyłam.
Kraju Morskich
Odmętów…
- Rano muszę porozmawiać z załogą.
- O czym? - zapytała elfka.
- O pewnym mieście zawieszonym nad przepaścią.
Dziękuję bardzo, miło się gawędziło. Kończy się nasza zmiana.
- Szybko… musimy się jeszcze kiedyś
zgadać.
- Na pewno. - uśmiechnęłyśmy się do siebie.
Trzeba było zmienić kolej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz