piątek, 20 grudnia 2013

Święta - od Tory

Co prawda, nie obchodziłam Bożego Narodzenia, ale w tradycji wikingów było tak zwane święto Jul, obchodzone w dniach 20 - 31 grudnia. Jest to najważniejsze święto w naszej religii. Oto opis tegoż święta:

"Jest to święto kiedy kończą się zimowe ciemności, a następnego dnia dzień ma być dłuższy - dlatego też Jul to święto nadziei - święto końca i początku wszystkiego. Ze świętem Jul wiąże się nierozerwalnie legenda o świetlistym bogu Baldurze, zabitym przez swego niewidomego brata Hodura, który w okresie tegoż właśnie święta ma się odrodzić. W nocy 20 grudnia bóg Frey na swym magicznym niedźwiedziu przemierza ziemię przynosząc ludziom miłość i światło, a jednooki Odyn gnał po nieboskłonie na swym ośmionogim wierzchowcu - Sleipnirze, dla którego dzieciaki zostawiają siano i cukier w pobliżu palenisk, a on w zamian za to rewanżuje się im prezentami."

A więc także w mojej tradycji miałam dawanie prezentów, czyli nie spierałm się w tej kwestii z resztą załogi, Aa także.
Wylosowałam karteczkę z imieniem Jacka, więc musiałam skombinować tylko jeden prezent, ale postanowiłam dać też coś Aaronie i Daeronowi w związku z nadchodzącym porodem.
Tak jak większość drużyny, poszłam na targ.



Byłam szczelnie owinięta płaszczem. Wolałam nie spotkać żadnego stróża prawa twarzą w twarz. Nie miałam ochoty na zabijanie i kłopoty.U boku kołysała mi się szabla, na szyi dyndał żelazny medalion, a w kieszeni ciążyła sakiewka ze złotem.
Zastanawiałam się, co mogę dać Jack'owi. Miał broń, biżuterii nie nosił... Mój wzrok padł na stragan zastawiony butelkami. Niektóre z nich wyglądały na naprawdę stare. Podeszłam bliżej. Za blatem stał uzbrojony mężczyzna w średnim wieku. Przeskanowałam wzrokiem towar, skrywając twarz w cieniu. Z cicha gwizdnęłam szcując wiek alkocholi po kolorze i stanie butelek. I już wiedziałm co dam mojemu kapitanowi.
- Co panu podać? - wychrypiał kupiec.
- To. - odpowiedziałam jak najniższym głosem i wskazałam na małą manierkę. Rum w środku wyglądał na conajmniej kilkanaście lat, jaśli nie kilkadziesiąt.
Przenikliwie się mi przyglądając, mężzyzna zapakował butelkę w szary papier.
- Dwadzieścia dublonów, ślicznotko.
Zaskoczył mnie. Mało kto mnie rozpoznawał - damy nie chodzą w zniszczonym płaszczu wraz z szablą. Mimo to, trudno mi było przykryć moje kształty. Nie okazałm zdziwienia, podałam mu monety i odebrałm butelkę.
Szybko wróciłam na plażę. Chwilę pomyślawszy, postanowiłam ułożyć piosenkę. Na kartce papieru nakreśliłam nuty i słowa. Poćwiczyłam chwilę. Piosenka opisywała pewnego szlonego kapitana...
Gdy zasiedliśliśmy przy ognisku, odstawiłm prezent od Cinder - zresztą bardzo trafiony - i podeszłam do Jacka.
- Mam dla ciebie prezent. - uśmiechnęłam się.
- Czyżby? - żartobiliwie uniósł brwi.
- Proszę. - wcisnęłam mu w ręce prezent, wspięłam się na palce, szybko pocałowałm go w policzek i umknęłam na swoje miejsce. Kapitan rzucił mi lekko rozbawione spojrzenie, ale szybko odwróciłwzrok. Spuściłam oczy w dół. Może za daleko się posunęłam? Coś zrobiłam nie tak? Rzadko tracę nad sobą panowanie w taki sposób.
Szybko otrząsnęłam się z niejasnych myśli i wstałam.
- Załogo! Mam dla was pisenkę, z dedykacją dla Jacka.
I zaczęłam śpiewać, w przerwach między zwrotkami przygrywając na flecie.

Czarnobrody nasz Kapitan był,

A zwał się Edward Teach.
W 16-tym roku do nas przyszedł, by
Z diabłem i z nami pić.

Potężna postać, dziki wzrok,
Hiszpanom śmiał się w twarz,
Rabował statki. Nim minął rok,
Dziesiąty pryz był już nasz.

Ref.: Bo Kapitan nasz szalony był,
Mówiono, że z diabłem ma pakt.
Gdy w warkocz zaplatał brodę swą,
Drżał przed nim cały świat.

Zapragnął zrobić na statku piekło,
Pod pokład spędził nas.
W trującym dymie prochu i siarki
Wytrzymał najdłużej z nas.

Na Karaibach z nami był
Marynarz - nie znał go nikt.
Nie gadał z nami, ze Starym pił,
Mówiono, że to sam Zły.

Ref.: Bo Kapitan nasz szalony był,
Mówiono, że z diabłem ma pakt.
Gdy w warkocz zaplatał brodę swą,
Drżał przed nim cały świat.

Spotswood ogłosił nagrodę za nasz bryg,
Złoto za naszą śmierć.
Więc żywy dziś nie wyjdzie nikt,
Kto Teacha pragnął mieć.

Zadano mu dwadzieścia ran,
Na pokład ciężko padł.
Dziś odwróconą losu kartą
W piekle z Czartami gra.

Ref.: Bo Kapitan nasz szalony był,
Mówiono, że z diabłem ma pakt.
Gdy w warkocz zaplatał brodę swą,
Drżał przed nim cały świat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz