Marta wręczyła mi ogromny kapelusz i lunetę. Nie wiedziałam o co chodzi ale
nagle przypomniałam sobie o świętach. Moją twarz rozpromienił szeroki uśmiech.
Natychmiast założyłam kapelusz. Pasował jak ulał! Spojrzałam przez lunetę na
Martę. Błysnęły białe zęby z ciut za małej odległości. Odsunęłam się od
urządzenia i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-Może kiedyś ci się uda.- mrugnęła i odeszła. Padłam na piasek i spojrzałam
przez lunetę na gwiazdy, które powoli już gasły. Kal i Val się obudzili. Łapali
się za głowy. Nie zazdroszczę im. Zastanawiałam się co przyniesie nowy
dzień.
Kilka godzin później gdy słońce już wstało a załoga leniwie krzątała się po
plaży a ja i Kal kończyliśmy robić bałwana z lasu wyszła Eleniel.
-Słuchajcie, w lesie jest piękna polana. Co wy na to żebyśmy zrobili mały
spacerek? Całą ekipą?- Wszyscy z optymizmem przyjęli propozycję elfki.
-Ale ktoś musiałby zostać w obozie.- powiedziała Marta.
-My zostaniemy.- Powiedział John. Za nim leżała Kath ściskając w ramionach
zawiniątko. I tak ruszyliśmy do lasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz