czwartek, 27 lutego 2014

Od Hel

Smoczątko zmęczone zabawami z bliźniakami zasnęło po dłuższym czasie. Czułam się z nimi jak dziecko. A może to niewinne dziecięce duszyczki się we mnie obudziły? Bardziej skłonna uwierzyć byłam w to pierwsze. Nakarmiliśmy czarnego jaszczura smażonym mięsem (dzieci wyjaśniły mi, że Drogon- bo tak go nazwały- nie lubi surowego mięsa) i opuściliśmy las. Prowadzili mnie biegiem za ręce w stronę pałacu. Zauważyłam, że czuli się tu nawet swobodniej niż ja. Po drodze nie spotkaliśmy nikogo- dopiero w jadalni natknęliśmy się na Lokiego i Shell. Ręka kapłanki była zabandażowana a przez opatrunek przeciekała lekko krew. Daenerys i Ragnar przywitali salwą śmiechu "wujka" i zaciągnęli mnie na wyższe piętra. Zaprowadzili mnie do wypełnionego światłem pokoju pełnego zabawek. Zaczęli bawić się kłócąc się co jakiś czas o mało ważne rzeczy a ja... zaczęłam im zazdrościć. Byli tacy beztroscy. Szczęśliwi. Ale widać w nich było przywódców. W dodatku mieli smoka. To, że zawojują świat było tylko kwestią czasu. Zastanawiałam się przez chwilę jak ich stąd wyprowadzić by nie przegapić ich wkroczenia w wiek dorosły a zarazem by nie byli zbyt młodzi na dalekie podróże. Później o tym pomyślę. Zostaniemy tu jeszcze parę dni. Bawiłam się z bliźniętami przez kilka godzin i dopiero gdy zmorzył ich sen uświadomiłam sobie, że świat spowiła szata przyozdobiona milionami gwiazd. Ułożyłam dzieci w łóżkach i wyszłam na obszerny balkon. Poczułam uderzenie chłodnego podmuchu wiatru i... woń krwi. Zamknęłam oczy. Ale nie zaległa przed nimi ciemność. Ujrzałam roztaczając się przede mną pola. Zazwyczaj złote łany zaścielały cały ten krajobraz poruszane lekko letnim wiatrem... Teraz było inaczej. Wydeptane pole bitwy zaściełane krwią moich ludzi dogorywających w katuszach z grotem strzały wbitym w rozdrapaną krtań lub wypływające z oczodołu oko. Ja sama stałam z mieczem w ręku zbrukana krwią moich ofiar. Mężczyzn żądnych mordu i gwałtu. Zabawne zważywszy na fakt iż przez odebraniem im życia odcinałam najpierw męskość. Ale jednego nie przewidziałam. Albo może raczej przewidziałam ale nie sądziłam, że to jednak się stanie. Wśród tylu ofiar leżał też on. Podbiegłam do ukochanego czując, że w moich oczach zbierają się łzy. Przyklękłam przy Kilim unosząc delikatnie jego głowę. Uśmiechnął się na mój widok ale jakby nie patrzył na mnie... albo wręcz zaglądał w głąb mojej duszy. Spojrzałam na tkwiący pomiędzy jego żebrami miecz. Czerwona posoka wylewała się z nierówno poszarpanej rany. Dotarł do mnie zapach trucizny i łzy już bez żadnych oporów spływały po mojej twarzy. Podniósł dłoń i pogładził mój policzek.
-Jesteś snem?- pytał.- Musisz być. Nie opuściłabyś pola bitwy by czuwać ze mną przy wrotach śmierci. Musisz być snem. Najpiękniejszym jaki kiedykolwiek śniłem.- Przejechał kciukiem po moich drżących ustach. Zaskakujące było to jak łatwa dla niego a trudna dla mnie była jego śmierć. Schyliłam się i nasze usta złączyły się pośród walk, pożarów i krzyków umierających ludzi. Przyciągnął mnie delikatnie do siebie i wplątał dłoń w moje włosy. Moje łzy spływały na jego ubrudzoną twarz. Podniosłam się. Jeszcze raz spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się. Potem przestał oddychać.
Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą lodowe szczyty Jotunheimu.

Od Lokiego

Hel wybiegła z jadalni wściekła. Nie mogła już dłużej znieść obecności naszych gości. Potem Shell wstała. Zatrzymała się raptownie a kielich z winem wypadł z jej dłoni tworząc fontannę krwistego trunku. Kobieta upadła na odłamki szkła. Podbiegłem do niej. Daeron wyszedł niewzruszony a chwilę po nim Alicja tłumacząc, że coś przyniesie. Pomogłem kapłance usiąść z powrotem na krześle i zacząłem wyjmować z jej łokci kawałki szkła. Syczała co jakiś czas przez szczypanie w ręce ale ogólnie rzecz biorąc jak przystało na pigułę zachowała spokój. Nie zamierzałem ingerować w jej zawód. Gdy wyjąłem wszystkie odłamki zaczęła opatrywać skaleczenia wódką i bandażami przyniesionymi przez tytankę, której teraz nigdzie nie było widać.
-Dziękuję- powiedziała zmieszana Shell gdy domyśliła się, że nie przestanę się na nią gapić. Uśmiechnęła się lekko powracając po chwili do wcześniejszej powagi. Ale nie wytrzymała.- Dlaczego wciąż się na mnie gapisz?!- zaśmiałem się cicho.
-Wiesz... przypominasz mi kogoś. To wszystko.- Patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Jeszcze raz zacisnęła zęby czując pieczenie w ręce.
-Kogo ci przypominam?- zamyśliłem się chwilę.
-Ah... Przypominasz mi moją żonę. Sygin. Nie, nie umarła. Ale nie mogę się z nią zobaczyć bo aniołowie zabrali ją do siebie. Jest w śpiączce.
-Aniołowie?- zapytała zaskoczona.- Jesteś nordyckim bogiem. Twoja siostra też. Znam boginię Calypso i jestem kapłanką Białej Damy a ty mówisz mi o układach z aniołami?
-Chyba muszę ci jeszcze nieco wytłumaczyć. Ale to kiedy indziej.- Do jadalni weszła rozpromieniona Hellia. Dawno jej takiej nie widziałem. W dłoniach ściskała delikatne rączki moich podopiecznych. Ubrudzona błotem suknia była dowodem ich świetnej zabawy.

środa, 26 lutego 2014

Od Hel

Do jadalnia zaczęli wchodzić kolejno członkowie mojej załogi. Lekko podenerwowana usiadłam na szczycie stołu i patrzyłam jak oni zajmują swoje miejsca. Ze zgrozą zauważyłam, że Shell miała na sobie suknię Sygin. Moja bratowa była zarazem moją najlepszą przyjaciółką a teraz zniknęła. Loki mówił, że nic o tym nie wie ale nie wierzyłam mu. Był kłamcą. Zaczęły się rozmowy. Mój brat zagadywał siedzące obok siebie panie a Daeronowi pozwolił raczyć się alkoholem. Słuchałam jak Loki szeptał słodko Shell. Nie wytrzymałam. Zrobiłam scenę. Nie pamiętam nawet co mówiłam, i wybiegłam. Ogrody przylegające do pałacu były rozległe a zimą, która panowała tu prawie zawsze było niezwykle pięknie. Po chwili zaskoczył mnie Daeron. Zaczął pytać o Aa. I o rytuał. Nieco go poddusiłam a potem odbiegłam. Nie byłam dziś w dobrym humorze. Prawie biegłam przez śliskie dróżki nad, którymi pochylały się zmęczone ciężarem śniegu drzewa. Usiadłam na skraju zamarzniętej fontanny. Nachyliłam się na taflą lodu i ujrzałam obok swojego odbicia tysiące innych. Wśród nich by on. Nagle wszystkie postacie rozwiały się pozostawiając tylko dwójkę dzieci o jasnych włoskach w wieku około 5 lat. Dziewczynka miała fioletowe oczy otoczone wachlarzem kruczoczarnych rzęs takim samym jak niebieskie oczy jej brata. Dzieci usiadły obok mnie na przy fontannie. Patrzyły na mnie bez cienia strachu.
-Jesteś smutna?- zapytała pewnym, słodkim głosem dziewczynka. Zaskoczona odkryłam, że po policzku spływa mi pojedyncza łza. Otarłam ją po chwili i uśmiechnęłam się do dzieci.
-Nie, nie jestem smutna. Po prostu byłam trochę zła. Jak masz na imię?
-Daenerys, a to mój brat Ragnar. A ty? Jak masz na imię?- Daenerys wydawała się naprawdę zainteresowana.
-Jestem Hellia, ale wszyscy mówią na mnie Hel. Choć moje drugie imię to Fiean. Ale dziś nikt już o tym nie pamięta.- Chłopiec podszedł do mnie i złapał moją dłoń. Jego włosy były dość długie związane w warkocz sięgający za ramiona. Dany była uczesana tak samo ale jej warkocz sięgał pasa.
-Pokażemy ci coś.- wyszeptał.- Ale pamiętaj, że to tajemnica. Jak wujek się dowie to będziemy mieli przechlapane.
-Nawet nie powinniśmy wychodzić na dwór.- uzupełniła siostra. Zaciągnęli mnie wgłąb małego lasku. Stare drzewa wyciągały po nas łapczywie szpony ale dzieci się nie bały. Uśmiechnięte biegły przez las. W końcu dotarliśmy na miejsce- Na ogromnym drzewie widniał domek na drzewie do, którego prowadziła zbita z deseczek drabinka.
 Podeszłam do drzewa z szeroko otwartymi ustami.
-Fajny prawda? Thor pomógł nam go zrobić.- powiedział z dumą Ragnar.
-Nie kłam! My prawie nic nie robiliśmy! On sam go zrobił- mówiła Dany. Dzieci weszły do domku a ja w ślad a nimi. W środku usiedli w kącie obok małego, zielonego kocyka. Wychynęła się z niego główka. Główka smoka.

Od Daerona

Na stół wniesiono jedzenie. Szczerze mówiąc nie miałem ochoty jeść bo napchałem żołądek jedzeniem zastanym w pokoju. Wypiłem tylko parę kieliszków wódki i wina. Potem Hel oburzona faktem iż jemy razem z nimi wybiegła z jadalni. Następnie chciała opuścić nas Shell ale krzesło miało inne plany co do niej. Z jej dłoni wyleciał kielich z winem a potem ona sama upadła na kawałki szkła. Alicja spojrzała na nią trwożnie a Loki podbiegł przestraszony. Dopiłem wino i wyszedłem z jadalni. Zaczęło mi się nieco mącić w głowie. Ale alkoholu nigdy za wiele. Wyszedłem z pałacu zakładając po drodze płaszcz bogato podszyty futrem. Po dróżkach między zmarzniętymi klombami przechadzała się Hel. Dołączyłem do niej. Krwisty kolor sukni odbijał się w śniegu nadając mu różowawą barwę.
-Dlaczego wybiegłaś?- zapytałem.
-Bo wy nie zamierzaliście.- odparła od razu. Zbyt szybko.- Chciałam porozmawiać z bratem sama o pewnych rzeczach. Ale wtedy zjawiliście się wy i nie mogłam.- tłumaczyła z wyrzutem. Otulona tylko przez koronkową suknię nie wyglądała na zmarzniętą.
-Nie oddasz mi Aarony, prawda?- nawet na mnie nie spojrzała.
-Nie. Nie w takim znaczeniu jak oczekujesz.- zainteresowało mnie teraz coś co usłyszałem przechodząc obok pokoju Lokiego.
-Słyszałem przypadkiem o jakimś rytuale...
-Ile wiesz?!- syknęła zaciskając długie paznokcie na moim gardle. W jej oczach tysiące spojrzeń płonęło z wściekłości. Zaciśnięte usta drżały mimowolnie. Zorientowawszy się, że nie mogę oddychać a tym bardziej mówić zwolniła uścisk. Rozmasowałem krwawiące gardło.
-Słyszałem tylko, że jest jakiś rytuał. Nic więcej.- odwróciła się i szybkim krokiem ruszyła głębiej do ogrodu. Chyba nie lubiła poruszać tego tematu.

Od Shell

Hel zabrała nas do swojego brata. Loki, Bóg kłamstwa, ukazał nam się jako mężczyzna z długimi blond włosami. Nie wydawał się taki zły, lecz nie dałam się zwieść pozorom.
Zostaliśmy odesłani do swoich pokojów, po czym mieliśmy zejść na kolację. Daeron cały czas wierzył, że odzyska ukochaną. Było mi go nawet trochę szkoda.
Moja komnata nie była okazała, ale mi spokojnie wystarczała. Pod mętnym oknem stało całkiem przyzwoite posłanie. Miałam dużą, oporną szafę i małą komódkę z lustrem. Na łóżku zastałam jasną sukienkę. Dawno nie nosiłam ubrań tego typu - zwiewnych i lejących się. Nie było wyjścia - musiałam w końcu o siebie zadbać. Usiadłam przy prowizorycznej toaletce i zaczęłam rozczesywać włosy. Kuferek z lekami i mała walizeczka z moimi rzeczami stały jeszcze koło drzwi. Powinnam mieć tam jakieś zapachy, może coś charakterystycznego... Brązowe kosmyki koniec końców splotłam w skromny warkocz. Wiedziałam, że nim minie kolacja sam się rozplącze - natura włosów magiczki.
Gdy zeszłam na dół, zorientowałam się, że jestem ostatnia. Usiadłam koło Alicji wierząc, że będziemy dla siebie wsparciem. Ona skinęła na mnie chłodno, prychnęła i zaczęła odstawiać sztuczki.
Najpierw pojawiły się wszelkie trunki: wina, rum, wódka, Po winie na stół wjechały potrawy - dziczyzna wszelkiej maści, od królików, przez dziki, na sarnach skończywszy. Sama zadowoliłam się lampką krwistoczerwonego wina i kawałkiem soczystego, przepiórczego mięsa.
 - Smakuje wam? - zapytał gospodarz. Hel tylko prychnęła.
 - Może być - rzuciła Alicja. Nie chciała okazać, że tutaj jest inaczej niż u nich. Daeron w ogóle nie tknął sztućców, o jedzeniu nie wspominając.
 - A tobie, Sy.. Shell? - zająknął się lekko. Otarłam chusteczką kącik i dystyngowanie skinęłam.
 - Bardzo dobre, gospodarzu.
 - Powinniście się trochę rozluźnić - westchnął Loki.
 - A z jakiej okazji? - zadrwiła Hel. - Nie są naszymi gośćmi, jedynie moją załogą - prychnęła, podkreślając przed ostatnie słowo. - Nie rozumiem nawet, z jakiej okazji siedzą z nami w jadalni - po czym wstała od stołu i z gracją, choć stanowczo opuściła salę.
Zapadła cisza. Drobne kropelki zaczęły uderzać o masywne szyby. Szybko skończyłam jeść, ustawiłam sztućce i wstałam. W dłoni wciąż trzymałam czarę z winem.
 - Dziękuję, gospodarzu - powiedziałam cicho, lekko unosząc kieliszek. Tytanka patrzyła na mnie z pogardą, a dla Daerona nic się nie liczyło. - Ale chyba powinnam już iść.
Próbowałam odejść, ale noga krzesła stanęła mi na sukience. Zachwiałam się i wypuściłam czarę, która z głośnym brzdękiem roztrzaskała się o marmurową posadzkę. Zaczęłam lecieć w dół, w kierunku podłogi.
 
Na wojnie - zwycięstwo,
W pokoju - czuwanie,
W śmierci - ofiara.
 

wtorek, 25 lutego 2014

Od Alicji

Starałam się zapamiętać każde słowo z prowadzonej tu rozmowy. Nie mówiłam za wiele, słuchałam. Nie powiem nie było mi na rękę siedzenie w krainie bogów. Bogowie z Olimpu byli strasznie zadufani. Ci byli inni.
-Jak długo tu zostaniemy?-spytałam
-Śpieszy ci się? Masz jeszcze dużo czasu...-odpowiedział Loki
-Wizja zostania tu na wieczność nie brzmi zachwycająco
Spojrzałam na stół. W zasięgu mojego wzroku były tylko wina, trudno. Siłą woli przybliżyłam jedno z nich. Skupiłam się i przemieniłam wino w świeży sok pomarańczowy.
-Co ty wyprawiasz?!-wściekł sie Loki
-Nie lubię wina-odpowiedziałam spokojnie
-"Nie" lubisz wina?-spytał
-Mało wiesz o tytanach...
-Mów-niemal że rozkazał
-Alkohole dla nas są gorzkie i nie upajają nas. Mogę pić je do uporu, nic mi się nie stanie.
-Hm...umiesz coś jeszcze?-spytał zaciekawiony
-Mam mocną głowę
-Czyli?
-Nie działają na mnie żadne sztuczki mentalne.

poniedziałek, 24 lutego 2014

Od Lokiego

Hel odsłoniła swoją załogę i wtedy ją ujrzałem. Brązowe włosy zalśniły przez chwilę płynnym złotem. Niebieskie oczy przeszywały mnie do głębi tego co mogłem nazwać duszą. Nieznajoma patrzyła na mnie oczyma Sygin. Oczyma przed, którymi każdy ulegnie.
-Jack dał mi trójkę swojej załogi. Alicja, Daeron i Shell... Loki?- siostra wyrwała mnie z zamyślenia.
-Hmm?
-Mówię do ciebie.- powiedziała twardo. Miliony spojrzeń w jej oczach ciskały we mnie błyskawice. Nie lubiła gdy ktoś jej nie słuchał.
-Przepraszam cię. Przyglądałem się twojej załodze. A co zrobisz z pozostałymi?
-Hmm... Najpewniej odeślę ich do Niflheimu. Trójka mi w zupełności wystarczy.- uśmiechnęła się słodko. Czasami jej się to udawało.
-Oferuję swoje usługi jako pierwszego oficera.- skłoniłem się nisko.- Ale o tym porozmawiamy w moim domu.- wskazałem ręką karetę stojącą za nami. Ja i Hel wsiedliśmy do jednej a jej ludzka załoga do drugiej.- Powiedz mi co właściwie cię do mnie sprowadza?
-Wiesz jak bardzo kocham twoje pieśni prawda? Pieśni, wiersze, ballady...
-Zapomniałaś jak brzmiała przepowiednia prawda?- zapytałem znudzony.
-Nie! Po prostu... nie rozumiem jej do końca...- zamyśliła się. To nie był temat na tą chwilę. Tu trzeba było więcej czasu. Po dłuższym czasie podjechaliśmy pod pałac. Słudzy pokazali moim gościom ich pokoje po czym obwieściłem, że za godzinę wszyscy mają stawić się na obiad. Rozeszli się. Ja tymczasem udałem się do swojej sypialni. Na prawie wszystkich ścianach wisiały moje rysunki. Akty. A wszystkie przedstawiały Sygin. Moją słodką Sygin. Moją żonę. Patrzyła na mnie przenikliwym wzrokiem z każdej kartki czy płótna. Ale aniołowie mi ją zabrali. Cholerni skrzydlaci. Nawet w karty nie potrafią dobrze grać. Bo nie potrafią kłamać. Ja jestem kłamcą idealnym. Jestem bogiem kłamstw. Drzwi otworzyły się wpuszczając do  pomieszczenia podmuch chłodnego, górskiego powietrza. Rozległo się pukanie. Hel ściskała klamkę.
-Więc możesz mi teraz powiedzieć o co chodzi z twoją przepowiednią?- zapytała. Robiła się niecierpliwa. Zaśmiałem się. Brzmiało to trochę przerażająco ale ona była do tego przyzwyczajona.
-Ekhem...

Gdy dwoje kochanków w rytuale się złączy,
po długiej rozłące co ich serca kroiła,
Władanie Mrocznej Pani na zawsze się skończy,
i ciemność odejdzie co jej serce spowiła

I teraz mam ci to przetłumaczyć tak?- pokiwała głową.- Więc słuchaj. Parę już masz prawda? Daerona i Aaronę. Trzymasz ich w rozłące. On widzi, że ona cierpi a ona... no cierpi. No i oczywiście potem ty odzyskasz utraconą miłość i będę mógł zdjąć z ciebie obowiązek odprowadzania umarłych do Niflheimu.
-A kto to będzie wtedy robił?- zapytała nagle.
-Mam parę niegrzecznych dzieciaków.

Godzinę później wszyscy zaczęli schodzić się na obiad. Czekałem na nich w jadalni. Hellia jak to zawsze miała w zwyczaju być u mnie sobą założyła przepiękną czerwono-złotą suknię. Prostą z naturalnego materiału o szkarłatnej barwie i błyszczących koronkach. Brązowe włosy spływały falami po jej plecach. Zajęła miejsce na szczycie stołu mijając mnie w milczeniu. Druga przyszła Alicja. Służba zapewne zmusiła ją do założenia przygotowanych wcześniej ubrań. Było wiadome, że nie założy sukni ale znalazła się para spodni w szarozielonym kolorze i koszula z bufiastymi rękawami w tym samym odcieniu. Przywitała się cicho i usiadła mniej więcej po środku stołu pod oknem. Następny przyszedł Daeron. On tak jak ja nie zmienił ubrania, na których widać teraz było trudy podróży. Przysiadł naprzeciwko tytanki. Ostatnia w drzwiach pojawiła się Shell. Założyła przygotowaną dla niej przewiewną suknię w morskim odcieniu. Materiał płynął wokół jej stóp a włosy, które teraz były jednak brązowe związała w warkocz. Przysiadła obok Alicji. Ja zająłem miejsce na szczycie stołu- naprzeciwko Hel. Zaczęliśmy posiłek i rozgorzały rozmowy.

niedziela, 23 lutego 2014

Nowy!

Można się było spodziewać, że Hel nie wytrzyma i sprowadzi nam braciszka. Witamy Lokiego!

Od Hel

Wypadliśmy ze strumienia czasoprzestrzennego na skuty błyszczącym lodem ocean. Jotunheim rozpościerał się przed nami w całej swojej okazałości. Stałam na mostku kapitańskim a za mną Aa. Na dziobie widziałam Alicję, Daeron'a i Shell. Złapałam ster. Jesion pod moimi dłońmi pulsował własną mocą. Zbliżaliśmy się z wolna do brzegu. Wielki, kamienny port pokryty lodem jak wszystko inne w tej krainie. Jotunheim. Kraina lodowych olbrzymów. Podeszłam do trójki nowej załogi. Dałam im ciepłe płaszcze. Bez słowa odeszłam w stronę, z której przyszłam. Jedwab gładził lekko moje nogi a koronki pływały bezgłośnie po pokładzie. Aa podała mi mój płaszcz a na wpół żywa załoga zaczęła przygotowywać statek do zacumowania. Trójka od Jack'a podeszła do mnie w milczeniu.
-Po co właściwie tu przybyliśmy?- zapytała Shell. Lubiłam ją za te pytania. Ale co za dużo to nie zdrowo.
-Muszę się poradzić brata. Więcej nie musicie na razie wiedzieć- ta odpowiedź nie do końca ich zadowoliła. Przybiliśmy do portu. Zeszłam po kładce wystawionej przez załogę.
-Hel! Słodka siostro!- Loki rozłożył ręce na mój widok z szerokim uśmiechem. Przytuliłam go i delikatnie pocałowałam w oba policzki.
-Ah ukochany bracie. Widzieliśmy się niedawno a jakby całe wieki temu- odpowiedziałam mu z tym samym uśmiechem. Spojrzał na trójkę z mojej nowej załogi. Zatrzymał zdumione spojrzenie na jednym z nich. Odwróciłam się by zobaczyć o kogo chodzi.

wtorek, 18 lutego 2014

Od Jack'a

- Ach - skrzywiłem się tylko.
Nerwowo przeczesałem palcami włosy. Co teraz chcę zrobić? Dobre pytanie. Skarb de Leona mamy, co dalej zamierzam. Czy warto ryzykować? Czy zechcą za mną pójść? Spojrzałem po tych co uchowali się od początku naszego rejsu. Nie Fontanna odpada. Poza tym to tylko legenda....
- Płyniemy na Florydę - zadecydowałem - Wszystkim nam należy się chwila spokoju od wrażeń, a obawiam się, że nim tam dopłyniemy dopadnie nas coś jeszcze.
Obejrzałem się tęsknie na ląd, gdzie zostawiałem truchło siostry i legendę o Fontannie. Moja ręka powędrowała niepewnie pod koszulę, gdzie trzymałem skarb ze skrzyni. Kamień Wiedźmy. Oj czeka nas coś przed końcem podróży.
- Stawiać żagle! - wydarłem się na wszystkich wpatrujący się we mnie niczym w obłąkanego - Dalej szczury lądowe, bo nakarmię wami ryby!
Pokuśtykałem do swojej kajuty. Może zdobędziemy coś cenniejszego od złota.

Od Cinder

Przegniła do szpiku kości bogini śmierci odeszła zabierając troje naszych przyjaciół. Shell odpływając dała mi parę ksiąg. Z tego co zdążyłam zobaczyć były to kroniki Białej Damy. Z wielkim zapałem zaczęłam je czytać dowiadując się o niej coraz więcej. Jack kuśtykał od dłuższego czasu po pokładzie Perły. Drewniana noga stukała głośno o deski pośród wszechobecnej ciszy. Siedziałam przy burcie w kapeluszu od Marty. Co jakiś czas spoglądałam przez lunetę.
-Jack co teraz będzie?- zapytałam z nadzieją w głosie. Dlaczego wciąż tu sterczeliśmy? Myślałam, że Jack blefuje i panuje ich odbić. Ale on tylko zwlekał. Spojrzał na mnie z wyrzutem, że przerwałam mu rozmyślania. Potem znów zaczął nerwowo przechadzać się po statku. Irytowały mnie stuknięcia kikuta o pokład. Puk. Puk. Puk. Dostawałam szału!
- Jack!- krzyknęłam. 
Spojrzał na mnie zaskoczony.
-Co?- stanęło za mną parę osób.
-Co teraz chcesz zrobić?

sobota, 15 lutego 2014

Od Hel

Jack oddał mi trójkę swoich ludzi. Nie chciałam by do tego do szło ale przepowiednia musiała zostać spełniona. Cholerny Loki i jego wierszyki!
-Słuchaj Jack- zaczęłam rozmowę z kapitanem "Perły" z daleka od innych. Moi nowi ludzie żegnali się z przyjaciółmi.- Nic im nie zrobię. Nic na co sami się nie zgodzą- popatrzyłam mu w oczy z poważną miną. Byłam tak blisko celu. Z trudem powstrzymywałam łzy radości. Poczułam się znowu jak młoda zakochana dziewczyna. Ucałowałam go w obydwa policzki i wróciliśmy do pozostałych. Pojawiła się kładka po, której przeszliśmy na "Yggdrasil". Wciągnęliśmy kotwicę i zaprowadziłam nowych do mojej kajuty. Stanęłam przy oknach czekając aż usiądą. Spojrzałam na nich po kolei. Zakochany chłopak gotowy oddać życie za ukochaną, kapłanka Białej Damy tak silnie oddana swojej Pani i nieugięta tytanka. Zajęłam miejsce w moim fotelu.
-Więc bez owijania w bawełnę powiem wam, że teraz udamy się do Jotunheimu...
-Gdzie?- zapytała Alicja marszcząc czoło.
-Jotunheim to kraina lodowych olbrzymów, w której mieszka mój brat. On nam pomoże.- "a przynajmniej mi".- Potem zrobimy to co on uzna za słuszne. Jest pewna przepowiednia. Dotycząca poniekąd Ragnaroku ale nie do końca.
-Kiedy właściwie nadejdzie Ragnarok- zapytała śmiało kapłanka.
-Jeśli chodzi ci o to, że ostatnio napotkaliście wiele znaków końca świata to rozwieję twoje wątpliwości i powiem, że musimy jeszcze nieco poczekać. A jeśli ja mówię "nieco" to dla człowieka będzie to dłużej...- zastanowiłam się jakie zadania mogę im przydzielić.- Daeron zajmiesz pozycję na bocianim gnieździe. Shell będziesz lekarzem okrętowym...
-Czy twojej załogi nie stanowią przypadkiem ciała pozbawione dusz?
-A wy? Wy macie dusze. Wam może się coś stać.- powiedziałam.- Alicja... Będziesz mechanikiem. Choć mój statek rzadko ulega awariom to jednak zawsze trzeba o niego dbać.- wstałam i pokazałam im, że mają zrobić to samo. Pokazałam im ich kajuty. U Daerona było niezbyt wytwornie bo nie wiedziałam czego by potrzebował. U Shell znajdowały się różnego rodzaju zioła i naczynia do sporządzania mikstur i okładów. U Alicji umieściłam narzędzia i różne przyrządy do projektowania. Zostawiłam ich w kajutach i poszłam do swojej własnej. Obiecałam Jackowi, że nic im się nie stanie więc rozumiałam przez to godziwe warunki. Zastanawiałam się co on teraz planuje. Gdy ich opuszczaliśmy szarpnął mnie za rękaw i powiedział cicho: "Fontanna młodości". Czyżby chciał ją odszukać? Co prawda to ja miałam mapę. A właściwie miał ją Loki ale może dałabym ją Jackowi. Jako swego rodzaju wynagrodzenie. Ruszyłam na mostek kapitański i stanęłam za sterem. Chwyciłam płonący krwiście rubin na końcu laski i wypowiedziałam odpowiednią formułkę. Znaleźliśmy się w tunelu czasoprzestrzennym prowadzącym do Jotunheimu. Może później odwiedzę też Calypso?

piątek, 14 lutego 2014

Od Alicji

Wszyscy spuścili głowy, kiedy kapitan oznajmił że potrzebna jest jeszcze jedna osoba.
-Ja idę-powiedziałam
-Ty?-spytał kapitan
Rozejrzałam się dookoła jeszcze raz.
-Tak ja.
-Na pewno tego chcesz?-upewnił sie
-A co będziesz tęsknił?
Milczenie...
-Oczywiście że nie-uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę tej całej Hel.
-Łał, tytan-spojrzała na mnie-mam nadzieje że będzie z ciebie pożytek
-Jasne-mruknęłam

czwartek, 13 lutego 2014

Ekhym..

Wraz z dołączeniem Daerona do załogi Hel Żałoba ostatecznie traci kapitana i podejrzewam, że we władanie wezmą je morskie stwory, nasi bracia mątwy i królowie glony.
Poza tym jeszcze raz proszę, by ostatni członek, który zostanie oddany Hel zgłosił się sam. Nie mam serducha was na przymus tam umieszczać. Więc spiąć się kochani i pióra w dłoń, a zapas rumu pod bok. Siądźcie w swych rozbujanych przez morze kajutach ( w moim przypadku statek stoi na kotwicy, ale jakoś dziwnie wszystko się kołysze. Do tego butelki rumu opróżniają się w błyskawicznym tępię. Ech...) i nie czekajcie dłużej, aż opowiadania same się napiszą. Podpowiem wam, że one nie mają tego w zwyczaju.
Bandera na maszt wy szczury lądowe










i po przygody!



Widział ktoś mój słoik z ziemią? O.o ?


wtorek, 11 lutego 2014

Od Shell

- Hel… - wycedziła Tora na widok przegniłej kobiety. - I jak, dogadałaś się z Jackiem?
 - Oczywiście - zaświergotała Bogini. - Nie miałyście co do tego wątpliwości, prawda?
Nagle coś mi zaświtało. Jej oczy… nie miały jednego koloru. Miały ich tysiące. Tysiące dusz, tysiące wcieleń. Wyciągnęłam zza pasa kartkę i ołówek, i napisałam krótki liścik: "Tora, cokolwiek się zdarzy, nie pozwól mnie zatrzymać. Musimy utrzymać ze sobą kontakt za wszelką cenę". Wręczyłam kartkę przyjaciółce, po czym zwróciłam się do przybyszki.
 - Hel, ja wiem - powiedziałam powoli. - Nie jestem pewna, czy Tora już skojarzyła. Nie oddasz nam jej, prawda?
 - Hah, jakaś ty domyślna! - parsknęła kobieta. Do Tory powoli docierała prawda: że Hel to tak naprawdę Aarona. - Masz rację, na razie nie zamierzam.
W tym momencie zawołał nas Jack. Stwierdził, że musi oddać Hel trzy osoby ze swojej załogi. Zaczęłam myśleć gorączkowo. Jak utrzymać kontakt z Torą? Najlepiej przez pierścień telepatyczny - byłam pewna, że bogini zablokuje większość przekazów. Płynny artefakt to najbezpieczniejszy sposób. Tora musiała zostać na pokładzie.
Zgłosił się Daeron. Nie spodziewałam się po nim takiej odwagi, a może głupoty. Pewnie chciał być bliżej ukochanej. Szkoda, że czekało go aż takie rozczarowanie.
 - Ktoś jeszcze? - zapytał Jack. Głos łamał mu się smutno.
 - Ja pójdę z Hel - wystąpiłam dumnie. Przez chwilę reszta obserwowała mnie niepewnie. Kobieta przerwała cisze śmiechem.
 - Kapłanka? Ze mną? - lustrowała mnie oczami zimnymi jak lód. Syknęła, jakby się oparzyła. - Cóż, niech będzie.
Stanęłam za nią. Jack nic nie powiedział. Wysłałam mu nieme: "przepraszam" i wśrubowałam wzrok w Torę. Oby zrozumiała. Najjaśniejsza miej ich w opiece…
 - Nie zmuszajcie mnie, żebym sam wybrał trzecią osobę - jęknął Jack. Sprawiało mu to ból większy niż noga, ale nie chciał pozwolić przybyszce decydować. Ostatni ochotnik zgłosił się sam.

Od Daerona

Jack stanął przed nami i powiedział jak sprawa wygląda. Spojrzałem na Hel wpatrującą się w morze.
-Ja pójdę.- powiedziałem wstając. Załoga zwróciła na mnie wzrok. Bogini śmierci- nie.
-Dearon co ty robisz? Nie wiesz czym to się dla ciebie skończy.- mówiła Tora. Dobrze wiedziałem Będę bliżej Aa. Nie przy takiej ukochanej chciałem żyć ale nie mogę jej opuścić. A Hel niech ze mną zrobi co chce. Wszyscy patrzyli na mnie trochę smutno. Shell wyglądała jakby rozumiała ale nie wierzyłem w to. Stanąłem za plecami Hel.
-Co mam zrobić?
-Idź na pokład. Potem przydzielę ci jakieś zadanie.- Spojrzałem za ledwo żywą załogę.- No dobrze poczekasz tu ze mną na pozostałą dwójkę. Powiedziała odwracając się.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Od Jack'a

- Halo Jess śpisz? Nie nic się nie stało. Tylko odwiedziła nas bogini śmierci, ja straciłem nogę, wszyscy wierzą, że zaraz nadejdzie koniec świata i muszę oddać Hel trójkę z załogi.
- Kto to Hel? - Jess wyglądała na niewzruszoną.
- Bogini śmierci - odparłem lekko podirytowany.
Przeszedłem kawałek dalej, wydając przy tym odgłos pukania do drzwi, co bardzo mnie denerwowało. Hel stała nieopodal i rozmawiała z Torą i Shell. Ich nie namówisz.
- Załoga!
Wszyscy posłusznie skierowali się ku mnie.
- Wynikł mały problem - Hel uśmiechnęła się przebiegle stając z boku - Trójka z was - skrzywiłem się - Pójdzie z nią. Wątpię, by ktoś dobrodusznie postanowił się oddać tej szacownej damie, ale spytać muszę. Jeśli sami się nie zdecydujecie, to ja wyznaczę tę trójkę.


piątek, 7 lutego 2014

Od Jess

Dzisiaj gdy tylko wstałam zobaczyłam ,że wszystkich gdzieś wywiało. Westchnęłam. Wstałam szybko i się ubrałam. Wyszłam na zewnątrz. Zobaczyłam Jack'a. Podeszłam do niego.
- Hej - powiedziałam
Odwrócił się do mnie.
- Hej - odparł
Spojrzałam na niego.
- Czy coś się stało? - zapytałam
- Nie - odparł i się lekko uśmiechnął.
Przewróciłam oczami.
- Na pewno?

czwartek, 6 lutego 2014

Więc przyszedł ten smutny dzień...

Z dniem dzisiejszym usuwam osoby, które nie pisały i które pisać nie będą, chyba że znam konkretne powody ich niepisania lub wiem że pisać będą.
Odchodzą:
- Katherine
- Nai
- Georgia
- John
- Joschua

Ostrzeżenia dostają:
- Amber
- Jess
- Cinder
- Kal
Tea i Scarlet proszę was wy też coś piszcie ;) wiem, że się jeszcze nie łapiecie,a le to nie takie trudne :)

Usuwamy także stronę - Pozostałe załogi, gdyż nikt z nich nie korzysta ;)

Teraz sprawa statków, czyli ankiety. Przykro mi Daeronie, ale twoja załoga jest najmniej liczna :c Nie ma sensu prowadzenia statku z dwuosobową załogą, ale.... Tym razem przymknę jeszcze na to oko, może ktoś do was dołączy. Jeśli nie, sam zadecydujesz czy usunąć statek, bo myślę, że to żadna przyjemność pisać o samotnym rejsie. Decyzje zostawiam więc tobie i pozdrawiam :)

Jest możliwość przywrócenia postaci usuniętych na prośbę piszącego, ale wtedy jestem bardziej surowa i sumiennie sprawdzam czy piszecie.

Pozdrawiam i Ahoj kamaraci!
Wasz kapitan - Jack

niedziela, 2 lutego 2014

Od Tory

Z bladą twarzą oparłam się o burtę. Hel.. Hel! Zacisnęłam usta i spojrzałam do tyłu. Daeron próbował ocucić Aaronę. Cinder próbowała uspokoić rozgorączkowanego biedaka. Zadrżałam i odwróciłam wzrok od zejścia pod pokład. Nagle usłyszałam szelest i Shell stanęła obok mnie. Tylko ona jedna wiedziała co naprawdę się dzieje - oprócz mnie i Hel.
- Shell, oni nie wiedzą...
- ...jakie niebezpieczeństwo pojawiło się tu wraz z Hel - odparła ponuro.
- Dziwne, że nas nie pozabijała. Po co jej żywa załoga? Łatwiej kontrolować zmarłych, są bardziej wydajni, wytrzymalsi i milsi dla bogini śmierci...
- Dokładnie.
Obie drżałyśmy ze strachu - nie dlatego, że byłyśmy tchórzami, dlatego że przy Hel dało się robić jedynie dwie rzeczy: bać i umierać. Dlatego, że uwielbia tortury. Dlatego że jest podstępna. Dlatego, że jest zupełnie pozbawiona uczuć. I dlatego, że na tym statku tylko my znałyśmy jej krwawe, obrzydliwe i okrutne dzieje.
- Moje drogie. - zaświergotał tak słodki, że aż mdły głos za naszymi plecami...

sobota, 1 lutego 2014

Od Jack'a

- Tak. Zgadzam się. Tyle, że oddam ci ich jutro.
Hel uniosła brew.
- Czemuż to jutro?
- Znasz Calipso? - spytałem.
- Nie zmieniaj tematu.
- Nie zmieniam. Musze to wiedzieć, by ci odpowiedzieć.
- Znam - westchnęła - Nawet nieźle się z nią dogaduje.
- To znasz też jej obsesje na moim i mojej siostry punkcie....
Kobieta zaśmiała się. Nie był to złowrogi śmiech. Był normalny i mógł należeć do jakiejkolwiek innej kobiety.
- Przeceniasz się. Ona ma obsesję na punkcie przeznaczenia - uniosła ramiona - I można by powiedzieć twojej siostry. Ty ją mniej obchodzisz.
- Dobrze. Niech i tak będzie. Ale to właśnie jutro jest rocznica naszego.... jej "pecha". Jutro jest rocznica naszego pierwszego spotkania tej wiedźmy. Wolałbym, by tylko jeden dzień w roku był w ten sposób przeklęty - zaśmiałem się.
- Wiem, że chodzi ci o coś innego - uśmiechnęła się srogo - Przywiązałeś sie do tych ludzi - powiedziała tryumfalnie.
- Ano tak - westchnąłem widząc, że nie mam co ukrywać - Chyba ci nie przeszkadza ten jeden dzień?
- Nie, ale pamiętaj, że i tak wszyscy umrzecie, bo idzie...
- Ragnarok - powiedziałem kpiąco - Oczywiście.
- Dalej nie wierzysz? O człowieczku małej wiary. Masz wszystkie znaki, bogowie do ciebie schodzą a ty nie wierzysz! - zaśmiała się radośnie.
- To jakiś problem?
- Ależ skąd. Jesteś uparty i obstajesz przy swoim. Brawo.
- Dziękuje. 

Od Hel

Jack odciął sobie nogę. Popis. Ale muszę przyznać, że było to imponujące. Wskazał mi drogę do kajuty. Szepnęłam do asystentki żeby wróciła na pokład. Cinder siedziała obok na wpół przytomnych Daeron'a i Shell. Ruszyłam za piratem. Gdy Aa zeszła na pokład mojego okrętu kładkę zabrano. przez chwilę czułam, że odwaga mnie opuszcza. Ale wtedy przypomniałam sobie, że wszystko skończy się dobrze: wrócę do ukochanego. Ale na razie nikt nie musiał o tym wiedzieć. Usiadłam w zakurzonym fotelu i usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Położyłam nogi na stole odsłaniając nagie ciało. Nie sądziłam by na niego to podziałało ale po prostu lubiłam tak siedzieć. Kapitan usiadł na przeciwko mnie rozpalony gorączką.
-Źle wyglądasz.- powiedziałam podchodząc do niego. Przyłożyłam rękę do jego czoła. Odsapnął z ulga czując chłód mojej dłoni. Wiedziałam, że Shelli nie będzie zadowolona, że ingeruję w jej pracę ale Jack już to rozpoczął. Zrobiłam mu okłady. Zajęłam się nogą. Leżał w fotelu tak jak Daeron i kapłanka na pokładzie gdy ostatnio ich widzieliśmy. Myślał,że jestem zgniła? O nie. Mam tylko zgniłą duszę. Czy ktoś może to zmienić? Nie sądzę. Przynajmniej nikt żywy... Kapitan obudził się po dłuższej chwili. Spojrzał na opatrunki a potem na mnie.
-Dziękuję- powiedział.- ale wydawało mi się, że ty zabierasz życie a nie ratujesz je.- zaśmiałam się pod nosem. Nie lubiłam tego robić ale żeby budzić respekt musiałam. Wszyscy uważali, że ludzie obdarzeni władzą są szaleni a szaleńcy właśnie tak się śmiali.
-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.- odpowiedziałam z błyskiem w oku.- Pomówmy w takim razie o "bezpiecznym rozwiązaniu". Coś proponujesz?- milczał.- A więc ja będę mówiła. Chciałabym żebyś dał mi paru ludzi. Być może Daerona. Wiem, że chciałby być blisko ukochanej.
-Ale przecież ona nie żyje!
-To co?
-Eh nic. I co dalej?
-Nie mówię, że go zabiję. Będzie na mojej załodze. Po prostu. Może ktoś jeszcze. Przydałyby się ze trzy osoby. Ty wybrałbyś kto. Będą żywi. Obiecuję. Kwestia tylko w tym czy się zgodzisz?

Od Jack'a

- Hel! Mam wrażenie, że możemy załatwić wszystko bez uszczerbku na załodze z mojej strony - warknąłem do niej.
- Nie mylisz sie dziecino. Możemy. Jednak możesz nie sprostać moim warunkom, biedaku - jej twarz rozpromienił drwiący uśmiech.
To wszystko przez to, ze nie mogłem chodzić. Nie czułem się komfortowo na wózku. To było poniżające.
- Tora! Skocz no do mojej kajuty. Znajdziesz tam kawał drewna na podobną okoliczność - słowa ciężko przechodziły mi przez gardło.
Tora spojrzała na mnie zdezorientowana. Chyba domyśliła się co chce zrobić. Rzuciłem jej nieugięte spojrzenie i już jej nie było. To będzie trudna decyzja, ale muszę być gotowy, by Hel mnie nie zaskoczyła. Tora wróciła niepewnie ze specjalnie obrobionym kawałkiem drewna.
- Tak to to - powiedziałem, a mój głos lekko zadrżał.
Shell spojrzała na Torę i na to co niosła, po czym momentalnie sie zerwała.
- Nie wierzysz, że mogę ci pomóc?! - krzyknęła do mnie.
- Wierzę, ale nie mogę czekać na wózku - rzuciłem wściekłe spojrzenie Hel, która patrzyła na mnie z cieniem respektu.
Nim ktokolwiek zdążył sie zorientować i zaprotestować, stanąłem na jednej nodze, by sprawnym ruchem szabli pozbawić się drugiej. Tora podbiegła do mnie spanikowana z drewnianym kikutem. Z krzywą miną zatamowałem krwotok i założyłem pewnego rodzaju protezę. Chwilę potem stałem już wyprostowany bez wózka.
- Teraz możemy mówić - spojrzałem na gnijącą kobietę.
- Zaiste możemy - ręką wskazaniem jej kierunek do mojej kajuty.
Zniknęliśmy załodze z oczu.

Od Hel

Weszłam na pomost postukując lekko podbitymi butami i laską. Wokół panowała złowroga cisza. Wszyscy przyglądali mi się z otwartymi ustami. Jack siedział na wózku. Shell była potwornie blada. Daeron rzucił się na Aaronę. W kącie ciut dalej siedziała dziewczyna, której nie znałam i czytała. Od razu ją polubiłam.
-Dzieci są w bezpiecznym miejscu.- powiedziałam do Daerona. Spojrzał na mnie zaskoczony. "Bezpieczne miejsce?" myślał pewnie. "Czyli gdzie? Chcę je zobaczyć. Uściskać. Jak ojciec." Był prześmieszny. Taki zakochany. Żałosny w swoim zatraceniu. Zeskoczyłam lekko z pomostu i spojrzałam na twarze zebranych. Przez chwilę przyglądali się Aaronie potem przenieśli wzrok na mnie.
-Kim jesteś?- zapytała Annamaria. Uśmiechnęłam się pod nosem. Chwyciłam laskę w obie dłonie stawiając ją przed sobą.
-Hel- powiedziała zlękniona Tora. Shell podeszła do niej i wymieniły parę zdań.- Na wpół zgniła bogini śmierci.- ciągnęła. Kilka osób wzięło głęboki wdech drżący od strachu.
-Jak już na pewno wiecie zbliża się Ragnarok...-Wiemy o tym doskonale- przerwał mi Jack. Jak żałośnie wyglądał pyskując mi ze swojego wózeczka. A jednak czuło się wobec niego respekt. Nie duży ale jednak. Aa cofnęła się stając za moimi plecami. Daeron patrzył na nią zdezorientowany.- Pozbawiłam ją duszy jeśli cię to interesuje.- wyjaśniłam.
-Co?!- krzyknął.- Ty szmato!- rzucił się na mnie z pięściami. Uchyliłam się od ciosu i machnęłam laską przewracając przeciwnika na ziemię. Stęknął cicho gdy jego twarz doznała bolesnego spotkania z pokładem. Postawiłam laskę na jego plecach. Rubin na jej końcu zaczął się lekko jarzyć.
-Nie!- krzyknęła Cinder wyrywając go z zimnych objęć śmierci. Spojrzałam na nią zdumiona. Było w niej więcej odwagi i oddania niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Ogromny kapitański kapelusz zasłaniał jej pół twarzy i jak się można było domyślić coś jeszcze. Poczułam metal gdy dotknęła chłopaka.- Pomyślałam, że przydałoby mi się parę osób do załogi.- powiedziałam z zachęcającym uśmiechem.
-Wydaje mi się, że nie chciałabym do niej należeć.- odparła Tora spoglądając na Aa. Zaśmiałam się.
-Żywą załogę.- wytłumaczyłam.
-Mimo wszystko.- ciągnęła swoje. Shell upadła. Kilka osób podbiegło do niej próbując ją ocucić. Leżała dalej bez tchu jak się wydawało. Ruszyłam w jej kierunku. Załoga się rozsunęła być może strwożona moją obecnością. Przykucnęłam i chwyciłam nieprzytomną za nadgarstek. Po chwili otworzyła znienacka oczy wciągając głośno powietrze.
-Pozdrowienia od Lokiego.- powiedziałam.

Od Annymaryi

Coś było nie tak. Ta zima wszędzie. Nie przywykłam do takiego klimatu. Ale! Ledwie dołączyłam do tych ludzi, a już się wzbogaciłam. Skarb Ponce de Leona był tego wart. Co prawda nie ogarniałam za bardzo panujących nastrojów i tego co się działo, ale to nic. Eleniel chciał nas zabić, a ją zabiła Val, a wszystko dla dziwnej skrzyni, z której i tak nic nie dostaliśmy. Trudno. Wszystko się przecież ułoży. Najdziwniejszy w tym wszystkim był zbliżający się do nas statek. Wyglądał dość nietypowo. Załoga wyglądała na równie zdumioną co ja. Co do cholery się tu dzieje? Ta nowa, niejaka Scarlett stała koło mnie i najwyraźniej nie zważając na wszystko czytała. Nie mogłam tego pojąć.
- Nie przejmujesz się tym statkiem? - spytałam.
Nie odpowiedziała. Postanowiłam czekać na decyzje kapitana. Zobaczymy co będzie.

Sorka

Przepraszam za długie nie wstawianie postów, ale skończył mi się Internet. Teraz jednak jestem i wstawiam ;)

Od Daerona

-Eleniel próbowała nas wszystkich pozabijać. Val się poświęciła i zepchnęła ją z klifu ale sama też spadła.- Milczeliśmy przez chwilę po słowach Jack'a.
-A Aa?- zapytałem.
-Nikt nie wie. Po prostu zniknęła.- mówiła Shell. Wtedy spomiędzy czegoś w rodzaju wiru wyłonił się statek. Opadł ciężko na falach ociekając wodą. Na dziobie stała ciemnowłosa kobieta ubrana w mroczną, skąpą suknię.
-Co to do cholery jest?!- krzyczał Jack. Okręt sunął w naszą stronę ze zdumiewającą szybkością. Myślałem, że z rozpędu uderzy w prawą burtę"Perły" ale zatrzymał się. Stanęliśmy wszyscy w rzędzie z otwartymi ustami przyglądając się statkowi. Zniewoleni członkowie załogi chodzili leniwie po pokładzie.
-Więc co teraz?- zapytał Jack. Wokół statków pojawiły się opary szarawej mgły. Ogarnęło mnie przeszywające zimno. Jakby w grobie. Między okrętami ułożono kładkę, na którą weszła ciemnowłosa kobieta w skąpej sukni a za nią... Aarona. Myślałem, że oczy wyjdą mi z orbit. Co ona tam robiła? I do tego nie była już w ciąży. Gdzie były nasze dzieci?! Wszyscy odsunęli się od kładki a kobieta zeszła na pokład "Perły". Zatrzepotała wachlarzem kruczoczarnych rzęs.
-Kto tu jest kapitanem?- zapytała melodyjnym głosem, niskim i mrożącym krew w żyłach. Shell blada jak nigdy wcześniej wyglądała jakby zaraz miała dostać zawału. Podniosłem rękę w tej samej chwili co Jack ale po chwili ją opuściłem- mój statek był kawałek dalej. Spojrzałem w oczy Aa pozbawione jakiegokolwiek wyrazu ale nie spotkałem jej wzroku. Nie wytrzymałem. Rzuciłem się w jej kierunku i wziąłem w ramiona.
-Co się z tobą działo? Gdzie nasze dzieci?- pytałem. Gdy postawiłem ją na ziemi jej twarz dalej nic nie wyrażała. Była zimna.

Od Shell

Czułam, że wydarzy się coś niedobrego. Statek pruł fale już drugi dzień, lecz jak na razie nie działo się nic niezwykłego. Było tylko przerażająco cicho. Stałam, oparta o burtę, zamyślona, wpatrzona w linię horyzontu, gdy dostrzegłam zbliżający się kształt. Po chwili zorientowałam się, że to statek.
 - Okręt na horyzoncie! - krzyknęłam w kierunku załogi. Jack wciąż na wózku, ograniczał się do kierowania statkiem, a dowodzenie przejęła Alicja.
 - Co to znacz, statek? - zapytała, lustrując mnie podejrzliwie.
 - Gdybym ci ja wiedziała! Nie podoba mi się. Przesyła złe wibracje…
 - Ty i ta twoja magia, kapłanko - odparła dziewczyna. - Żagle na wiatr! Do abordażu!
Nie zostało mi nic innego, jak zejść pod pokład porozmawiać z Jackiem.
 - Kapitanie, Alicja szykuje się do abordażu - zaczęłam, ale stanęłam jak wmurowana. Jack unosił się w powietrzu. Jego twarz wyrażała najgorszą agonię.
 - Ona… to… - wyjęczał. - Shellie, ona… Hel… Śmierć! - krzyknął, po czym upadł. Uklękłam i sprawdziłam tętno: żył, po prostu zemdlał. Ułożyłam go w kącie i wyszłam ze sterowni. Wpadłam na Torę.
 - Co się dzieje, Shell?
 - Nie wiem, Tora… nie mam pojęcia. Alicja szykuje się do abordażu - nagle mnie olśniło. - Tora, kim jest Hel?
 - Hę?
 - No Hel. Czy ma coś wspólnego ze śmiercią?
 - To na pół zgniła bogini śmierci naturalnej. Po co ci to wiedzieć? - zaklęłam pod nosem.
 - Właśnie się zbliża - wyszeptałam. Obie byłyśmy przerażone.