sobota, 1 lutego 2014

Od Shell

Czułam, że wydarzy się coś niedobrego. Statek pruł fale już drugi dzień, lecz jak na razie nie działo się nic niezwykłego. Było tylko przerażająco cicho. Stałam, oparta o burtę, zamyślona, wpatrzona w linię horyzontu, gdy dostrzegłam zbliżający się kształt. Po chwili zorientowałam się, że to statek.
 - Okręt na horyzoncie! - krzyknęłam w kierunku załogi. Jack wciąż na wózku, ograniczał się do kierowania statkiem, a dowodzenie przejęła Alicja.
 - Co to znacz, statek? - zapytała, lustrując mnie podejrzliwie.
 - Gdybym ci ja wiedziała! Nie podoba mi się. Przesyła złe wibracje…
 - Ty i ta twoja magia, kapłanko - odparła dziewczyna. - Żagle na wiatr! Do abordażu!
Nie zostało mi nic innego, jak zejść pod pokład porozmawiać z Jackiem.
 - Kapitanie, Alicja szykuje się do abordażu - zaczęłam, ale stanęłam jak wmurowana. Jack unosił się w powietrzu. Jego twarz wyrażała najgorszą agonię.
 - Ona… to… - wyjęczał. - Shellie, ona… Hel… Śmierć! - krzyknął, po czym upadł. Uklękłam i sprawdziłam tętno: żył, po prostu zemdlał. Ułożyłam go w kącie i wyszłam ze sterowni. Wpadłam na Torę.
 - Co się dzieje, Shell?
 - Nie wiem, Tora… nie mam pojęcia. Alicja szykuje się do abordażu - nagle mnie olśniło. - Tora, kim jest Hel?
 - Hę?
 - No Hel. Czy ma coś wspólnego ze śmiercią?
 - To na pół zgniła bogini śmierci naturalnej. Po co ci to wiedzieć? - zaklęłam pod nosem.
 - Właśnie się zbliża - wyszeptałam. Obie byłyśmy przerażone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz