Hel
zabrała nas do swojego brata. Loki, Bóg kłamstwa, ukazał nam się jako mężczyzna
z długimi blond włosami. Nie wydawał się taki zły, lecz nie dałam się zwieść
pozorom.
Zostaliśmy odesłani
do swoich pokojów, po czym mieliśmy zejść na kolację. Daeron cały czas wierzył,
że odzyska ukochaną. Było mi go nawet trochę szkoda.
Moja
komnata nie była okazała, ale mi spokojnie wystarczała. Pod mętnym oknem stało
całkiem przyzwoite posłanie. Miałam dużą, oporną szafę i małą komódkę z lustrem.
Na łóżku zastałam jasną sukienkę. Dawno nie nosiłam ubrań tego typu - zwiewnych
i lejących się. Nie było wyjścia - musiałam w końcu o siebie zadbać. Usiadłam
przy prowizorycznej toaletce i zaczęłam rozczesywać włosy. Kuferek z lekami i
mała walizeczka z moimi rzeczami stały jeszcze koło drzwi. Powinnam mieć tam
jakieś zapachy, może coś charakterystycznego... Brązowe kosmyki koniec końców
splotłam w skromny warkocz. Wiedziałam, że nim minie kolacja sam się rozplącze -
natura włosów magiczki.
Gdy zeszłam na
dół, zorientowałam się, że jestem ostatnia. Usiadłam koło Alicji wierząc, że
będziemy dla siebie wsparciem. Ona skinęła na mnie chłodno, prychnęła i zaczęła
odstawiać sztuczki.
Najpierw pojawiły
się wszelkie trunki: wina, rum, wódka, Po winie na stół wjechały potrawy -
dziczyzna wszelkiej maści, od królików, przez dziki, na sarnach skończywszy.
Sama zadowoliłam się lampką krwistoczerwonego wina i kawałkiem soczystego,
przepiórczego mięsa.
- Smakuje wam? - zapytał gospodarz. Hel tylko
prychnęła.
- Może być - rzuciła Alicja. Nie chciała
okazać, że tutaj jest inaczej niż u nich. Daeron w ogóle nie tknął sztućców, o
jedzeniu nie wspominając.
- A tobie, Sy.. Shell? - zająknął się lekko.
Otarłam chusteczką kącik i dystyngowanie skinęłam.
- Bardzo dobre, gospodarzu.
- Powinniście się trochę rozluźnić - westchnął
Loki.
- A z jakiej okazji? - zadrwiła Hel. - Nie są
naszymi gośćmi, jedynie moją załogą - prychnęła, podkreślając przed ostatnie
słowo. - Nie rozumiem nawet, z jakiej okazji siedzą z nami w jadalni - po czym
wstała od stołu i z gracją, choć stanowczo opuściła salę.
Zapadła cisza.
Drobne kropelki zaczęły uderzać o masywne szyby. Szybko skończyłam jeść,
ustawiłam sztućce i wstałam. W dłoni wciąż trzymałam czarę z winem.
- Dziękuję, gospodarzu - powiedziałam cicho,
lekko unosząc kieliszek. Tytanka patrzyła na mnie z pogardą, a dla Daerona nic
się nie liczyło. - Ale chyba powinnam już iść.
Próbowałam odejść,
ale noga krzesła stanęła mi na sukience. Zachwiałam się i wypuściłam czarę,
która z głośnym brzdękiem roztrzaskała się o marmurową posadzkę. Zaczęłam lecieć
w dół, w kierunku podłogi.
Na wojnie - zwycięstwo,
W pokoju - czuwanie,
W śmierci - ofiara.
W pokoju - czuwanie,
W śmierci - ofiara.
Czegoś nie czaję, umarłaś? O.o
OdpowiedzUsuń