środa, 26 lutego 2014

Od Shell

Hel zabrała nas do swojego brata. Loki, Bóg kłamstwa, ukazał nam się jako mężczyzna z długimi blond włosami. Nie wydawał się taki zły, lecz nie dałam się zwieść pozorom.
Zostaliśmy odesłani do swoich pokojów, po czym mieliśmy zejść na kolację. Daeron cały czas wierzył, że odzyska ukochaną. Było mi go nawet trochę szkoda.
Moja komnata nie była okazała, ale mi spokojnie wystarczała. Pod mętnym oknem stało całkiem przyzwoite posłanie. Miałam dużą, oporną szafę i małą komódkę z lustrem. Na łóżku zastałam jasną sukienkę. Dawno nie nosiłam ubrań tego typu - zwiewnych i lejących się. Nie było wyjścia - musiałam w końcu o siebie zadbać. Usiadłam przy prowizorycznej toaletce i zaczęłam rozczesywać włosy. Kuferek z lekami i mała walizeczka z moimi rzeczami stały jeszcze koło drzwi. Powinnam mieć tam jakieś zapachy, może coś charakterystycznego... Brązowe kosmyki koniec końców splotłam w skromny warkocz. Wiedziałam, że nim minie kolacja sam się rozplącze - natura włosów magiczki.
Gdy zeszłam na dół, zorientowałam się, że jestem ostatnia. Usiadłam koło Alicji wierząc, że będziemy dla siebie wsparciem. Ona skinęła na mnie chłodno, prychnęła i zaczęła odstawiać sztuczki.
Najpierw pojawiły się wszelkie trunki: wina, rum, wódka, Po winie na stół wjechały potrawy - dziczyzna wszelkiej maści, od królików, przez dziki, na sarnach skończywszy. Sama zadowoliłam się lampką krwistoczerwonego wina i kawałkiem soczystego, przepiórczego mięsa.
 - Smakuje wam? - zapytał gospodarz. Hel tylko prychnęła.
 - Może być - rzuciła Alicja. Nie chciała okazać, że tutaj jest inaczej niż u nich. Daeron w ogóle nie tknął sztućców, o jedzeniu nie wspominając.
 - A tobie, Sy.. Shell? - zająknął się lekko. Otarłam chusteczką kącik i dystyngowanie skinęłam.
 - Bardzo dobre, gospodarzu.
 - Powinniście się trochę rozluźnić - westchnął Loki.
 - A z jakiej okazji? - zadrwiła Hel. - Nie są naszymi gośćmi, jedynie moją załogą - prychnęła, podkreślając przed ostatnie słowo. - Nie rozumiem nawet, z jakiej okazji siedzą z nami w jadalni - po czym wstała od stołu i z gracją, choć stanowczo opuściła salę.
Zapadła cisza. Drobne kropelki zaczęły uderzać o masywne szyby. Szybko skończyłam jeść, ustawiłam sztućce i wstałam. W dłoni wciąż trzymałam czarę z winem.
 - Dziękuję, gospodarzu - powiedziałam cicho, lekko unosząc kieliszek. Tytanka patrzyła na mnie z pogardą, a dla Daerona nic się nie liczyło. - Ale chyba powinnam już iść.
Próbowałam odejść, ale noga krzesła stanęła mi na sukience. Zachwiałam się i wypuściłam czarę, która z głośnym brzdękiem roztrzaskała się o marmurową posadzkę. Zaczęłam lecieć w dół, w kierunku podłogi.
 
Na wojnie - zwycięstwo,
W pokoju - czuwanie,
W śmierci - ofiara.
 

1 komentarz: