W alternatywnym
świecie, gdzie nie dzieje się nic specjalnego, ale wszyscy się doskonale
znają:
Brzdęk strun
gitary Jacka rozerwał powietrze po raz ostatni tamtego wieczoru. Zakończył
właśnie cudowną balladę o rudowłosej dziewczynie, która w zaświatach spotkała
swojego ukochanego. Zapierał się, że sam wszystko wymyślił, ale parę osób
patrzyło na niego podejrzliwie. Mi samej wydawała się trochę podkoloryzowana -
syrena i elf? Dobre sobie.
- No to dobranoc, załoga. Kto… - powiedział
kapitan, tajemniczo uśmiechnięty.
- …zajmie się ogniskiem? - wtrąciłam. - Ja
mogę. I tak nie zasnę.
- To ja zostanę z tobą. - rzuciła Aarona.
- Nie, poradzę sobie. Nie takie rzeczy się
robiło.
- Jak chcesz - wzruszyła ramionami. Było
wiadome, że parę osób bardzo boi się ciemności. Wolałam nie wchodzić w
szczegóły, ale lubiłam zostawać sama w gwiaździste wieczory.
Wszyscy położyli
się spać. Ognisko pomału zaczęło rzednąć. Patrzyłam na planety jaśniejące na tle
ciemnego nieba. Półksiężyc rozświetlał morze. Zrobiło mi się błogo. Nie zasnąć,
myślałam, muszę zalać ognisko. Nim się spostrzegłam, ogień przestał palić się w
ogóle.
Gdy otworzyłam
oczy, Księżyc przesunął się kawałek na zachód. Wstałam, chwyciłam za drewniane
wiadro (dziwnym trafem jeszcze nie przeciekało) i poszłam w kierunku wody.
Napełniłam
naczynie słoną wodą. Jak dobrze, że nie musiałam daleko chodzić - kapitan
zgodził się, abyśmy obozowali bliżej brzegu z powodu odpływu. W zamian mam
chronić nas przed podlewaniem.
Nagle usłyszałam
niezidentyfikowany dźwięk. Potem kolejny. I następny - ktoś jęczał. Głos
dobiegał zza małego pagórka. Postawiłam wiadro z nadzieją, że ognisko zaraz nie
wybuchnie i z sercem w nogawce wychyliłam się.
Na skale, we
wgłębieniu w piasku, leżał mężczyzna z płetwą. Jego ciemne wilgotne włosy
oblepiały czoło, na szyi wisiał amulet o kształcie perły. Nagi tors razem z
ramionami miał poprzecinany, z ran sączyła się ciemnopomarańczowa krew.
Zamknęłam usta dłonią. Syren. Widziałam Syrena. Rannego Syrena…
- Trzymaj się - wyszeptałam, choć nie byłam
pewna czy mnie słyszał. Szybko pobiegłam do obozowiska, chlusnęłam wodą z wiadra
na wygaszone ognisko, złapałam skrzynkę z bandażami i medykamentami, i pobiegłam
w kierunku mężczyzny.
Próbowałam sobie
przypomnieć wszystko, czego nauczyłam się w akademii o syrenach - miałam
nadzieję, że dotyczyło to nie tylko płci pięknej. Jego ogon musiał być zamoczony
w wodzie. Jest. Najlepiej używać alg książęcych zamiast lnianych bandaży.
Nasączyłam materiał wyciągiem z wodorostów, musiało wystarczyć. Jego skóra była
delikatna, ślizga od wody. Zanotować - syreny cierpiące na gorączkę pocą się
potem i pachną… wcale nie brzydko. Specyficznie. Spróbowałam zanurzyć go trochę
bardziej w wodzie, zbić gorączkę.
- Em… - zajęczał przeciągle. - Emma…
- Majaczysz, już jest w porządku. - nic nie
było w porządku. Nie wiedziałam, co mu było.
- Emmaenuellae fiearte.
- Trucizna Emmanuela? Trucizna… Jad… szukać
fiolki z… tak, muszę mieć ją gdzieś tutaj… Jest! - buteleczka eliksiru
goryczanego, doskonałego roztworu zasadowego, znanego jako Antidotus Ultimatus. Wlałam mu jej zawartość
do buzi, zmusiłam do połknięcia. Skrzywił się - lekarstwo smakowało gorczycą. I
kozim mięsem.
Po godzinie
gorączka spadła. Siedziałam z nim cały czas, notując w dzienniku szczegóły
budowy anatomicznej, zachowania… Jak on cudownie spał. Jego twarz miała błogi
wyraz. Uszczypnęłam się - syreni, tak jak syreny, wpływali na płeć przeciwną.
Musiałam się pilnować. I te jego długie rzęsy… Zrobiło mi się wygodnie, na tym
piasku, koło śpiącego. Tak błogo…
- Kim jesteś? - zapytał niski, aksamitny głos.
Uchyliłam domknięte powieki - patrzyło na mnie dwoje intensywnie niebieskich,
jak niebo tamtejszej nocy, oczu. - Co tu robisz?
- Co? Ach, byłeś ranny… pomyślałam… - zaczęłam
ospale. Pomału docierała do mnie sytuacja.
- Nikt ci nigdy nie powiedział, że za dużo
myślisz? - klapnął ogonem w wodzie, po chwili byłam cała mokra.
- Przepraszam za uratowanie cię z gorączki. -
powiedziałam z ironią.
- I dobrze - odpowiedział. Był wyraźnie
obrażony. - Możesz już sobie iść.
- Że co proszę? Książe, pan i władca się
znalazł! - poderwałam się z ziemi.
- W rzeczy samej, a teraz odejdź!
- No tak niewychowanego pańczyka to ja jeszcze
nie widziałam! Nie możesz być prawdziwym księciem!
- Niewychowanego? - czerwony rumień wpłynął na
jego policzki. - To jak według ciebie wygląda książę?
- Na początku rozmowy się przedstawia,
prezentując honor swojego rodu. A gdy ratuje go niewiasta, co samo w sobie jest
absurdalne, próbuje jej się odwdzięczyć za wszelką cenę.
Zaległa niezręczna
cisza. Zaczęłam się pakować i już zamierzałam wrócić do załogi, gdy syren
wyszeptał:
- Przepraszam… zaczniemy od nowa? - nie miałam
powodów mu nie pozwolić.
- Zamieniam się w słuch. - uklękłam z powrotem
na piachu. Mężczyzna podniósł się na ramionach, jęknął cicho, po czym z
majestatem godnym błękitnej krwi wydeklamował:
- Dziękuję ci, zacna niewiasto, za uratowanie
mojego żywota. Bacz pani mą śmiałość, ale jak na imię wybawicielce księcia
Jagona z Atlantis, syna Tiernana pierwszego, króla Mórz Południowych, niech Ulmo
prowadzi go światłem?
Przez chwilę
stałam oniemiała. Ale szybko opamiętała się, dygnęłam i z uśmiechem na twarzy
odparłam:
- Lady Mishaeline, Azurytka z Herreńskiego
lenna Omm. Jestem zaszczycona.
- Shell, tak? - kiwnęłam głową. - Możemy
skończyć tę etykietę? Naprawdę to mnie trochę nudzi… - zapytał. Wiedziałam, że
był szczery.
- Jeśli tego sobie życzysz, pa… Jagonie.
- Możesz mówić Jago. Nie cierpię oficjalnej
formy.
- Jago… - uśmiechnęłam się. - Więc co
sprawiło, że znalazłeś się w takiej sytuacji, Jago?
Spojrzał na mnie
podejrzliwie, ale po chwili zaczął mówić.
- Wraz z oddziałem halabardników próbowaliśmy
pokonać krakena, który zagnieździł się w tych okolicach. Wychodzi na to, że
przeżyłem jako jedyny.
Westchnęłam.
Słyszałam o potworze, który zaatakował statek kapitana Jacka zanim do nich
dołączyłam. Panoszyło się ich coraz więcej.
- Na wodach pojawia się ich coraz więcej. -
powiedział cicho, jakby czytał mi w
myślach. - Nie lada utrapienie, bardzo trudno je pokonać.
Nie dziwię się,
skoro mają tak wielkie macki.
- To nie jest kwestia macek. - stwierdził.
- Przestań.
- Co?
- Przestań mnie czytać. To nie jest miłe.
- Co? Jakie czytanie?
- Przecież wiesz, o czym mówię.
- Nie mam pojęcia. - wyraźnie żartował.
Sypnęłam na niego piaskiem. W odpowiedzi znów byłam cała mokra. Zaczęliśmy się
śmiać, zsunęłam się do zagłębienia, prosto na niego. Jago jęknął.
- Przepraszam.
- To nic, już się goi. - spojrzeliśmy sobie w
oczy. Poczułam iskrę, która przeszła między nami. Zarumieniłam się i
wstałam.
- Nie rób tak.
Jago wzniósł ręce
do góry.
- Nie rób tak, nie rób siak… mogę
oddychać?
- Tez nie. - wyszczerzyłam równe ząbki. Nim
się spostrzegłam, złapał mnie w pół i zanurkował do morza.
- To ty też nie będziesz. - syknął. Zaczęłam
się szarpać, nie mogłam złapać powietrza. Wykiwał mnie, chciał mnie podejść.
Skubaniec. Bałam się otworzyć oczy pod wodą. Czułam, jak rozerwał moją szatę na
szyi, jak wbił zęby w moją krtań… Po chwili oddychałam swobodnie. Próbowałam
zwrócić uwagę na moją sukienkę, ale z buzi wypłynęły tylko bąbelki. Wciąż się
szamotałam. Usłyszałam jego aksamitny głos.
- Uspokój się, Shellie. Już dobrze. Znajdę ci
ładniejszą sukienkę, nie martw się. A teraz otwórz oczy. - Jago wciąż trzymał
mnie w pasie. Byliśmy pod wodą. Zmusił mnie, abym mu zaufała. Otworzyłam
oczy.
Byliśmy w małej
koralowej wiosce. Zamiast latarni krążyły tam świecące rybki, okna były z błon,
a dachy z łuski podmorskich potworów. Syreny i syreni pływali w tę i we wtę.
Jago unosił się koło mnie, bez bandaży już, zdrowy "jak ryba".
- Po co mnie tu zaciągnąłeś? - spróbowałam
powiedzieć, ale znów bez skutku.
- Możesz myśleć, toć wiesz, że cię czytam.
~ Po co mnie tu zaciągnąłeś?
- Pomyślałem, że może ci się tu spodobać.
Będziesz miała więcej materiału do notatek. - z tego, co pamiętałam ze szkoły,
tylko trzy osoby były dopuszczone do zwiedzania królestwa Syren. Byłam
czwarta.
~ Jak tutaj pięknie.
- Prawda? - Jago wziął mnie za rękę.
Zaczęliśmy zwiedzać. Mijające nas osoby co jakiś czas pozdrawiały księcia
lekkimi skinieniami głowy. Znali go tutaj doskonale. Tak samo, jak na mnie
patrzyli ze źle skrywaną podejrzliwością. Zapamiętywałam szczegóły, żebym mogła
je potem opisać.
"Przedstawiciele
tego gatunku mają podobną gospodarkę do ludzi. Budują zarówno duże miasta, jak i
małe wioski. Mieszkają zwykle w społecznościach kilku- do kilkunastu rodzin (typ
rodziny 2+2). W kontaktach z ludźmi są bezwzględne, nie lubią, jak wkracza się
na ich terytorium. "
- Nie zapomnij napisać, jak się rozmnażamy. -
wtrącił Jago, przerywając moje rozmyślania. - To chyba w szczególności
interesuje naukowców na Akademii.
Znowu się
zapomniałam i znów poleciały bąbelki. Tym razem poczułam też ukłucie w gardle.
Skrzywiłam się, a on to wyłapał.
- Pozwolisz? - zapytał, po czym nie czekając
na odpowiedź przyssał się do tego samego miejsca na mojej szyi. Odurzona teraz
jego śliną, zauważyłam że nie gryzie mnie, a wdmuchuje trochę swojego
przesączonego powietrza. - Gdybyś nie była czarodziejką, - wyszeptał, z ustami
wciąż przy mojej skórze. - zabijałbym cię w tej chwili.
Staliśmy na środku
placu, koło fontanny. Jago jedną ręką dotykał mojego policzka. Drugą włożył mi w
rozwichrzone włosy.
- Mówił ci ktoś, że masz śliczne włosy? Takie
delikatne, a za razem gęste… Syreny mają grube i kleiste, nie tak miłe w
dotyku…
Patrzyłam na niego
i nie wiedziałam co myśleć. Ludzie często lądowali zarówno na talerzach, jak i w
łóżkach syren. Krążyły legendy, że porwani marynarze byli zabierani do
królestwa, tak jak ja i odurzani. Oprawczynie zdobywały ich zaufanie, po czym
więziły i zamieniały w niewolników, po czym wchłaniały ich dusze. Ponoć miał być
to wyznacznik pozycji społecznej, ilość ludzi na usługach. Coraz bardziej byłam
ciekawa, czy nie zostałam wplątana w coś podobnego…
- Chcesz się przekonać? - uśmiechnął się Jago.
Dziwnie. Powiedziałabym, brzydko.
Po chwili
straciłam oddech. Potem przytomność.
Obudziłam się
przykuta do bambusowego łóżka. Raczej przywiązana - splecionymi krasnorostami.
Oddychałam swobodnie. Pomieszczenie było ciemne, ale na mnie padała strużka
światła. Oprócz tego nie widziałam nic.
- Chciałaś się dowiedzieć, czy te historie to
prawda. - usłyszałam jego głos z głębi pokoju. Głos Jago. - I jak, Shell,
podobają ci się wyobrażenia twoich sióstr i braci? Nie odpowiadaj, wiem, że nie
bardzo. Wiem też, że czekasz na odpowiedni moment, żeby się wydostać. Nic nie
zdziałasz, to bardzo rzadki gatunek alg: blokuje każdy transfer energii.
Szarpnęłam się
rozpaczliwie. Złapał mnie w pułapkę.
- Pytanie tylko brzmi, czy chcesz dalej to
ciągnąć? - wychwyciłam fałszywą nutę. Zawahał się. Próbował mi coś przekazać. A
ja nie wiedziałam, co. Myśl… - Czy dalej pragniesz być częścią tych samych
zdarzeń? Czy wciąż chcesz im
wierzyć?
Wiedziałam. To nie
on. Ktoś go zmusił. Ugh, nie mogłam o tym myśleć, oni mnie czytali. Blokada,
szybko. Blokada… Blokada bardzo szybko wyczerpuje czarodzieja.
- Jagonie, kończ to szybko. Zostawiam cię
samego, wciąż obserwuję. - powiedział drugi głos, równie aksamitny co głos
księcia.
- Nie zawiodę cię, Emmanuelu.
Emmanuel… Coś mi
się kojarzyło, ale nie wiedziałam co. Po chwili światło zgasło.
- Shellie, nie masz dużo czasu. - wyszeptał
Jago. - Musisz uciekać. Uważaj… - poczułam zimne srebro koło nadgarstków. -
Leć.
Nie zostawię cię,
Jago.
- Musisz. Dasz rade utrzymać blokadę? -
skinęłam głową. Nie byłam pewna, ale nie było czasu.
- Miałeś mnie nie zawieść, Jagonie. -
zagrzmiał Emmanuel obok nas. Pokój rozświetlił się ponownie, tym razem
całkowicie. Ściany były z ciemnozielonego kamienia, widziałam je wyraźnie. Obok
dużego łoża, na którym leżałam, znajdował się stół z wymyślnymi narzędziami o
niedwuznacznym przeznaczeniu. W otwartych srebrnych drzwiach unosił się czerwono
włosy tryton z trójzębem w dłoni - Emmanuel. Zaczęłam kalkulować: Emmanuel miał
Trójząb władzy, a tymczasem to Jago był księciem. Czyżby zamach stanu?
Poderwałam się z łóżka i zamknęłam przybysza w powietrznej kuli. Zaczął się
dusić, posiłki jednak zdążyły nadciągnąć. Nie mogłam skandować zaklęć pod wodą.
Emmanuel wyswobodził się spod mojej magii, rzucił się na mnie i razem upadliśmy
na posadzkę. Przygniótł mnie całkowicie, nie mogłam się ruszyć.
- Za dużo jej pokazałeś, miałeś ją
przeistoczyć. - wysyczał. - Nie chcę znać pobudek, jakie tobą kierowały, ale
widocznie będę musiał zrobić to sam. - jego zimne, brązowe oczy wbiły się w
moje. Zlustrował moje ciało, po czym powiedział - Jego książęca mość naprawdę
nieźle sobie wybrał. Będzie to dla mnie przyjemność. - uśmiechnął się
przerażająco i kazał wyprowadzić Jagona z komnaty.
- Shellie! Nie pozwól mu się dotknąć! Uratuję
cię! - drzwi zamknęły się za nim z hukiem.
- No proszę… nie chcę cię puszczać, chyba
pobawimy się na podłodze - zamruczał. Bałam się strasznie. - Zacznę od tego, -
powoli ściągał mi resztki sukni z ramion. - że wszystkie plotki, jakie
słyszałaś, to prawda. Będziesz dobrą niewolnicą, Shell - wypowiedział moje imię,
przeciągając samogłoskę. Niegdyś musiał być elfem. Ciekawe, co go zmieniło…
- Słyszę, jak szepcze twój umysł. Spuść
blokadę, słodka muszelko. - brakowało mi coraz mniej części garderoby.
Próbowałam się szamotać, ale to było na nic. W końcu nie wytrzymałam i blokada
pękła, uwalniając moje myśli. Czułam, jak mnie czytał, jak badał zarówno mój
umysł, jak i ciało. Przerażało mnie to, nie mogłam nic zrobić. Poza tym, co
jakiś czas przerywał i rzucał luźne uwagi.
- Jestem ciekaw, jak smakuje twoja dusza. Na
pewno jest słodka. Jak tyy…
Nie wiedziałam,
ile czasu minęło. Byłam wyczerpana. I przygotowana na najgorsze. Dlaczego ja
wtedy uratowałam tego syrena, czemu zachciało mi się grać bohaterkę?
- Jak przestaniesz być człowiekiem, będziesz
mogła go sama o to zapytać… - szepnął Emmanuel i była to jego ostatnia wypowiedź
w życiu.
Komnata zatrzęsła
się, drzwi zostały wywarzone. Stał w nich Jago w pełnym rynsztunku bojowym z oddziałem za plecami. Posunął się do nas,
nim Emmanuel zdążył zareagować, przeszył go żelazną włócznią. Nakrył mnie własną
peleryną i wyprowadził. Cała się trzęsłam.
- Już, maleńka, to koniec.
- Jago… on…
- Cii…
Wyszliśmy. Gdybym
się bardziej rozglądała, pewnie zauważyłabym, że byliśmy w wieży. Że trwa bunt,
król Tiernan nie żyje, a Jago próbuje przywrócić porządek. Gdybym nie była tak
zmęczona i zdezorientowana, pewnie dotarłoby do mnie, że ten kraken to była
pułapka Emmanuela, że szantażował mną Jagona, że nie powinno mnie tam być.
Tymczasem najważniejsze dla mnie było, że jestem z księciem, on mnie niesie w
swoich umięśnionych ramionach. Po prostu sen.
Powoli traciłam
poczucie rzeczywistości. Odpływałam. Nic się nie liczyło. Jago do mnie mówił, a
ja nie wiedziałam, co się dzieje.
- Shellie… proszę, nie teraz… mów do mnie…
słyszysz?... Shellie… kocham cię… nie opuszczaj mnie…
- Jago… - jęczałam. - proszę…
- Shellie? Co ci jest? Shellie… - słyszałam go
coraz dalej. Woda zamykała się nade mną. Tonęłam. Widziałam ciemność.
Nieprzeniknioną. Czułam, jak coś mnie szarpie, podrywa do góry. Jak przez mgłę
kładzie mnie na ziemi.
Aż w pewnym
momencie po moim ciele popłynęła… kropla. Potem kolejna. I następne. Rozjaśniały
mrok, cięły go i niszczyły, zostawiając tylko promienie porannego słońca.
Leżałam na plaży,
niedaleko naszego obozu, okryta tylko płaszczem Jagona. Sam książę stał, a
właściwie leżał nade mną i zanosił się płaczem.
- Jago, nie przystoi mężczyźnie… -
wyszeptałam, ale nie dokończyłam. Syren spojrzał na mnie z niedowierzaniem, po
czym mocno mnie przytulił. Chwilę później nasze usta spotkały się po raz
pierwszy, ale nie ostatni.
- Myślałem…
- Cii… Dziękuję.
- Ale przecież to ja…
- Cii… - zamknęłam mu słowa pocałunkiem.
Włożył mi rękę we włosy. Drugą rękę zsunął niżej.
- Shell…
- Hm?
- Kocham cię.
- Cii, Jago. Kontynuuj.
Było południe.
Opalałam się koło Jagona, którego fale obmywały raz po raz. Mała syrenka
dyskretnie wynurzyła się kawałek od nas.
- Ach, dobrze. - westchnął z uśmiechem syren.
Ciężko podpłynął do kurierki, odebrał zawiniątko i wrócił obok mnie. - Shell,
obiecałem ci nową sukienkę.
Sukienka
faktycznie była. I to w dodatku piękna - w morskim kolorze, z dziwnego lejącego
się materiału. Leżała na mnie doskonale, podkreślała co powinna podkreślać i
przy tym w ogóle jej nie czułam.
- Wyglądasz cudownie.
- Jago, ja… musimy porozmawiać.
- Wiem, co chcesz powiedzieć - zatroskał się.
- Czy naprawdę nie możesz wrócić do mnie? Być moją królową?
- Boję się wody. Ja… już nie chcę tam wracać.
A ty nie możesz…
- Wszystko mogę! - krzyknął zdesperowany. -
Jestem cholera królem!
- Właśnie dlatego nie możesz - powiedziałam
spokojnie. - Oni na ciebie liczą.
- Nie mogą liczyć na kogoś innego?
- Takie jest życie, Jago.
- Kocham cię, Shellie.
- Ja ciebie też. Pocałuj mnie ostatni raz.
Miał miękkie usta.
Wilgotne, nasiąknięte morską słoną wodą.
- Żegnaj, Shellie. Do zobaczenia wkrótce.
- Żegnaj, Jago. Do zobaczenia.