Doskonale…
Wszystko szło zgodnie z planem. Uśmiechnęłam się sama do siebie, gdy cofałam
efekt nieprzeniknionych ciemności. Lucjusz zabrał tę durną dziewczynę do swoje
krainy. Teraz pozostało mi tylko wrócić do załogi i…
Zastałam ich
niedaleko wraku. Tamta elfka odłączyła się na chwilę. Musiałam uważać, aby mnie
nie nakryła. Spałam w gąszczu, nie chciałam jeszcze do nich wracać. Jutro
wejdziemy do środka.
Przypomniało mi
się, że niedaleko powinna być skrytka w wydrążonym drzewie. Loki miał zostawić
dla mnie przesyłkę. Faktycznie, po dokładnych oględzinach znalazłam tam skórzane
zawiniątko. Ostrożnie odchyliłam płachtę - były tam, wypolerowane i
prawdopodobnie nabite, lśniące i wykończone drewnem, naoliwione i przygotowane
do użycia. Dwa. Uśmiechnęłam się pod nosem. Mój Lord dobrze mnie wyposażył.
Nad ranem, gdy
wszyscy szykowali się do ostatniego wyjścia, postanowiłam zawitać do mojej
kompanii. Powtarzałam sobie, że umowa, jaką zawarł ze mną Lucjusz kilka dni
przed ich przybyciem, była warta świeczki. Jednak gdy zobaczyłam ich - niewinne
ofiary mojej zdrady - zwątpiłam w słuszność mojej misji. Ale musiałam wytrwać do
końca.
- Witajcie, przyjaciele! - krzyknęłam, gdy
tylko wyłoniłam się z lasu.
- Czołem, Eleniel! - powitała mnie Tora. -
Czemu cię tak długo nie było?
- Mniejsza z tym - odparł za mnie kapitan. Nie
chciałam odpowiadać, chociaż byłam przygotowana. - Musimy już ruszać. Jak
chcesz, elfie, to chodź z nami.
- Ej, odrobinę szacunku dla elfów! - syknęła
Val, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Co ty tam niesiesz, El? - zagadnęła Cinder.
- Nie miałaś tego, gdy widziałam cię ostatnio.
- Znalazłam to w lesie. Bardzo mnie zmartwiło
- udałam zasmuconą. - Pokaże ci później.
- Pokaż teraz, nalegam.
- Nie obijać się! - uprzedził mnie Jack. I
dobrze.
Szybko dotarliśmy
do wraku. Uśmiechnęłam się, nadając oczom wyraz nieopisanego zachwytu. Byłam w
dzień przed ich przybyciem. Zapamiętałam każdy szczegół, ażeby nic nie mogło
mnie zaskoczyć. Weszliśmy do środka. Moich towarzyszy do razu uderzył
przepych.
Wszędzie było
mnóstwo złota w różnych formach. Widok nie do opisania - błyszczące pozłacane
dzbanki, szkatuły, biżuteria, jedwabne szaty, materiały, zdobione arrasy,
mnóstwo klejnotów szlachetnych i monety. Ogromne ilości monet. Na samym końcu
stała dość duża, solidna skrzynia, oświetlona promykiem słońca wpadającym przez
dziurę w burcie.
- Co za niesamowity widok. - westchnęła
Val.
- Masz rację, cudowny… - odparła Jessica i
zrobiła krok na przód. Jack nie zdążył nas ostrzec przed pułapkami, a może on
sam o nich nie wiedział. Dziewczyna momentalnie zawisnęła głową w dół.
Krzyknęła.
- Musimy uważać. Nie przejmuj się Jessica,
ściągniemy cię! - zaczęła Jessica, ale przerwał jej kapitan.
- Najpierw skrzynia. Wrócimy Jessico. - Jack
zaczął zagłębiać się w skarby, uważając na każdy krok. - Co tak stoicie?
Z miejsca nie
ruszyłam się tylko ja, udając oniemiałą. Czasami bycie głupią się opłaca, tak
jak w tym przypadku. Widziałam, jak na Val spada ostra sieć rybacka. Parę innych
osób również padło ofiarą pułapek Ponce de Leona. Jack z Torą zatrzymali się
przy skrzyni.
- Tylko jej nie otwieraj! - uprzedził
mężczyzna. - A teraz złap i wychodzimy…
- A złoto? - zapytała dziewczyna.
- Pal złoto, jeszcze tu wrócimy. I raz… I dwa…
I trzy! - podnieśli ciężką skrzynię i wynosili ją pomału do wejścia. Zdążyłam
się przygotować - ukradkiem wyjęłam pistolety ze skóry i czekałam na nich przed
wyjściem.
- Eleniel, co ty… ouh… - na twarzy Tory
malowało się zdziwienie. Jack zachował pokerową minę.
- Hah, dziękuję bardzo za pomoc. A teraz, z
łaski swojej, - wymierzyłam bronią w ich stronę. - odstawcie skrzynię.
- Spokojnie, Eleniel. Tylko spokojnie. Odłóż
broń. - powiedział zimno kapitan.
- Czy nie wyraziłam się dostatecznie jasno? Na
ziemię, ale już. Załatwiliście za nas wszystkie pułapki. Jesteśmy wam
wdzięczni.
- "Nas"? Co masz na myśli? - zapytała
przestraszona Tora.
Nagle Jack puścił
skarb i skoczył na mnie. Strzeliłam, a on zajęczał i upadł na stos złotych
monet. Z jego kolana pociekła szkarłatna krew.
- Kto następny? - uśmiechnęłam się paskudnie.
Tora puściła drugi uchwyt i cofnęła się.
- Wyśmienicie. - podeszłam do skrzyni i
odsłoniłam rękaw. Na przedramieniu wypalony miałam tatuaż teleportacyjny. - A
teraz, jeśli pozwolicie, już was opuszczę.
Zbliżyłam rękę do
znaku, ale nie poczułam ssania charakterystycznego dla teleportacji. Zobaczyłam
za to ciemność i upadłam na ziemię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz