- W sumie to masz rację, nie możesz pozwolić na jakiekolwiek zamieszki no i dobrze że się nie mścisz. - na chwile umilkłam. - Pewnie i tak zrobisz po swojemu, ale mógłbyś dać jej lżejszą pracę, np. ugotowanie czegoś. Rozumiem, że masz swe obowiązki, ale w takim razie teraz mam prośbę ogólną. Rób co chcesz ale nie zmieniaj się na zawsze, Jack. Nie mam pojęcia czy cię to obchodzi, ale zależy mi na tym. - Cierpko się uśmiechnęłam. - Mi ledwo udało się wyjść z żałoby. Nie chcę, byś stał się żywym zombie. I tyle. Dalej nie wnikam, to ty jesteś kapitanem.
Jack także wykrzywił usta w parodii uśmiechu.
- To nie jest takie łatwe.
- Wiem. Wiem aż za dobrze.
I znów zapadła chwilowa cisza.
Jack...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz