- No no no… -
syknęłam cicho. - Paskudna rana. Kto cię tak urządził?
- Nie pytaj.
- wydukał Jack. - Głupia krowa zrobiła nas w wała. Pojawiła się krótko po
twoim odejściu… właściwie, gdzie zniknęłaś?
- Prawdę powiedziawszy, nie mam pojęcia co się
stało. A może raczej nie pamiętam… Uważaj, zaboli - ostrzegłam, gdy mocniej
ścisnęłam bandaż. Kapitan stęknął. - Na razie musi wystarczyć. Gdy wrócimy na
statek, wyjmę kulę i opatrzę to jak należy. Nie ruszaj się…. TOĆ MÓWIĘ, NIE
RUSZAJ! - podniosłam głos, gdy mężczyzna zamierzał wstać. Zaraz zwalił się z
powrotem na ziemię. - Ugh, będziemy musieli zrobić prowizoryczne nosze… Ciężki
to ty jesteś, kapitanie?
Jack zaczerwienił
się lekko, choć może to z bólu. Rozejrzałam się po komnacie wypełnionej
złotem.
- To jest ten skarb Ponczo le Darena?
- Ponce de Leona, kapłanko…
- Nie jestem już kapłanką. - poprawiłam go,
odwracając wzrok.
- Tak? A to niby dlaczego?
- Naprawdę chcesz znowu słuchać o Białej
Damie? Wydawało mi się, że jej nie… - słowo to z trudem przechodziło mi przez
gardło. - nie lubisz.
- Skoro to coś na tyle ważnego, abyś zmieniła
swoją profesję.
- Dostałam pewną misję. Coś związanego z
Ragnarokiem…
- Znowu Ragnarok… tylko "Koniec Świata! Koniec
Świata!"
Spojrzałam na niego zdziwiona. Jak na rannego, miał dość
siły, żeby energicznie wymachiwać rękoma.
- Ostrzegałam. Moja misja, nie chcesz słuchać,
łaski bez… Tymczasem… Czy coś się zmieniło, gdy mnie nie było?
Jack zrobił kwaśną
minę. Zdecydowanie nie chciał mi o czymś powiedzieć. Nie ufał mi.
- A może jednak jestem w stanie Ci z tym
pomóc, co? - zaproponowałam. Chyba właściwie odczytałam jego sygnały, ponieważ
zastanowił się nad tym dokładniej i wyszeptał:
- Marta nie żyje. - zrobiłam głupią minę.
Marta? Ta jego siostra? Mała strata, jak dla mnie. Chociaż zlecenie było niegdyś
na niego… - Poza tym chyba szykuje mi się bunt…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz