Jasność. Cudowna
jasność, biała i nieposkromiona. Unosiłam się w jasności, tonęłam w świetle. Nie
liczyło się nic, cudowne zawieszenie, cudowna jasność. Oddychałam, chociaż nie
musiałam oddychać, moje dłonie były delikatne, a szata lekko falowała. Czy byłam
w raju?
- Jeszcze nie nadszedł twój czas, Mishaeline.
- usłyszałam delikatny, aksamitny głos. - Shell… obudź się.
- Kiedy ja naprawdę nie chcę. Tu jest tak
cudownie… - wyszeptałam wolno, na jednym wydechu.
- Zaprawdę powiadam ci… Oto nadchodzi twój
czas, czas Raana Isilme, czas Blasku Księżyca. Oto nadchodzi Ragnarok, Zaranie
Dziejów, któremu musicie zapobiec - Ty oraz Feainneweddin, Dzieci Słońca,
obiecane i zapowiedziane.
- Ale… dlaczego ja?
- Bo jesteś najbliżej nich, Moje dziecko.
Droga będzie długa i żmudna, a wielu rzeczy nie dane ci wiedzieć. Jednak
pamiętaj, że Biała Dama czuwa, a Bogowie Światów są po Mojej stronie. A teraz
idź i głoś potęgę, albowiem Zbuntowany Czarodziej o Wielu Twarzach zaczął już
swój plan. Nie pozwól im zginąć.
- Tak się stanie, Najjaśniejsza.
- Atra esterní ono
thelduin, Mor'ranr lífa
unin hjarta onr, Un du evarínya
ono varda.
- Elaine
khest!
Poczułam, że
spadam. Że jak kometa z pięknym ogonem, tak i ja leciałam w dół, na świat, z
którego mnie zabrano. Zobaczyłam najpierw morze, porem zarys klifu. Coraz
szybciej zbliżałam się do ziemi, haftowane rękawy białej szaty podzwaniały
lekko. Dostrzegłam wrak statku, z którego biło światło złota. Wszystko zdawało
się być jasne, promieniować własnym blaskiem. Włosy rozwiały się, uciekły spod
opaski, a w dłoni trzymałam… miecz. Na chwilę wzrok mi się zaćmił, wpadłam przez
burtę do wraku i upadłam na stojącą koło kufra dziewczynę z ciemnymi włosami.
- Ugh… - jęknęłam i podniosłam się na
łokciach. - Boli…
- Shell? - usłyszałam damski głos kawałek ode
mnie. - Shell! - to była Tora, przytuliła mnie, podniosła lekko i położyła
kawałek od miejsca na którym wylądowałam.
- Kapłanka? - zastękał kawałek dalej Jack. -
Jeszcze jej tutaj brakowało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz