Czułam się
strasznie zagubiona, ponieważ działo się naprawdę dużo. I jeszcze Marta… Nie
wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Gdy Kapitan wydał rozkaz zejścia na ląd,
postanowiłam iść razem z nimi. Pierwszej nocy, gdy wszyscy już spali, ja nie
mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w gwiazdy i dumałam nad różnymi rzeczami, kiedy
czerwona mgła zasnuła mi oczy. Zawirowało mi w głowie. Usłyszałam głos - niski i
aksamitny, przesycony jadem, ale przyjemny. Szeptał, że Aarona uda się do lasu,
odłączy od wszystkich. A ja mam iść za nią. Reszta sama się wyjaśni.
Faktycznie,
niedługo potem Aarona wstała i poszła w chaszcze. Nie zwlekałam długo i
podniosłam się z posłania. Dogoniłam ją na jakiejś polance i złapałam za ramię.
Odwróciła się płynnie, z zacięciem w oczach.
- Pomyślałam, że przyda ci się pomoc. Nie
powinnaś włóczyć się sama po puszczy o tej porze.
- Bo co, bo jestem w ciąży? - fuknęła na mnie.
- Czy może myślisz, że znowu coś planuję?
- Nie, wcale nie o to chodzi. Po prostu
martwię się. - uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
Aarona tylko
wzruszyła ramionami. Dalej szłyśmy razem, jedna obok drugiej, dopóki nie zaległy
nieprzeniknione ciemności bezksiężycowej nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz