W końcu coś zaczęło się dziać. Jack zarządził, że powinniśmy
rozpocząć wyprawę. Na ląd nie zeszli tylko: Kath, John, Amber i Daeron...
Daeron... Nie wiedziałam co robić. Ale on chciał się gdzieś osiedlić... To nie
dla mnie. Chciał podarować mi pierścień z głową smoka ale tuż przed odpłynięciem
wsunęłam mu go do jego dłoni. Teraz stał przy burcie i patrzył jak się oddalamy.
Dobiliśmy do brzegu. Wszyscy szeptali do siebie podekscytowani. Poczułam senność
i po wykonaniu paru rozkazów kapitana zdrzemnęłam się chwilę. Śniło mi się to co
powiedziałam Daeronowi wsiadając do szalupy: To twoje pragnienia. Tylko, że ty
nie zwracasz uwagi na to czego pragnę ja- szepnęłam mu do ucha i odwróciłam się.
Przebudziłam się i znów zasnęłam. Teraz nawiedził mnie inny sen. Ciut niejasny.
Droga. Ale jakaś inna. Jakby powietrzna. I statek. Który latał. I Kerte.
Przyśniła mi się droga do Kerte. Wiedziałam jak ją odnaleźć. Ale widziałam też
coś niewyraźnego. Obudziłam się. Wyglądało na to, że choć jeszcze nie teraz to
niedługo będziemy się zbierać. Ale będą zbierać się beze mnie. I tak mnie nie
lubią. Zabrałam swoją torbę i nie zauważona ruszyłam do lasu. Po kilku krokach w
głąb głuszy ktoś złapał mnie za ramię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz