niedziela, 19 stycznia 2014

Od Aarony i za razem qest "Magia wokół nas"

Pobyt u Lokiego dłużył mi się niemiłosiernie. Siedziałam właśnie przy oknie podziwiając masyw gór rozpościerający się za oknem gdy ten podszedł do mnie i zagadnął.
-Cieszę się, że w końcu cię odnalazłem droga siostro.- wyszczerzył zęby.
-A ja niezbyt- odparłam. Loki pozwala mi przejmować ciało każdej z naszych potomkini więc tak naprawdę to nie przedłużamy rodu tylko tworzymy dla mnie nowe ciało. A on cały czas siedzi tutaj. A może by tak porzucić taki styl życia?- Wybieram się w góry.
-Nie zapomniałaś o czymś?- zastanawiałam się chwilę. Loki przejechał mi dłonią przed twarzą i poczułam lekkie mrowienie na skórze. Spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam już jak Aarona tylko jak ja. Ciemne włosy i szaro-zielone oczy. Poważny wyraz twarzy i szlachetne rysy. Nasza potomkini musiała być albinosem. Zresztą ten jej ojciec... Szkoda słów. Splamił boską krew. Zapłodnił prostytutkę. Ehh. Narzuciłam na ramiona płaszcz, wzięłam kilka rzeczy do torby i ruszyłam ku drzwiom. Zatrzymałam się przy małym pokoiku zalanym przez światło. Dwa dziecięce łóżeczka stały pod oknem kołysząc w miękkich pościelach chłopca i dziewczynkę. Moje dzieci. Zrobiłam coś co nie stało się od dawna. Urodziłam bliźniaki. Nie nadaliśmy im jeszcze imion. Choć Loki na pewno będzie chciał nadać im imiona na naszą cześć. Wyszłam z pałacu. Wyrzeźbione w kamieniu gargulce skrzyżowały za mną halabardy. Czerwone i złote liście pływały pod moimi stopami. Oddychałam czystym, górskim powietrzem. Wiatr był silny. Pomyślałam o załodze. Obserwowałam ich razem z Lokim. To jak Eleniel się zbuntowała i Val poświęciła się ratując załogę. Nie widzieliśmy co stało się z nimi później ale podejrzewałam, że Loki coś knuje. Widziałam nowego kapitana "Żałoby"- Daerona. Niech się cieszy. Dzieci nigdy nie zobaczy. Widziałam powrót Shell. Nagle usłyszałam dźwięk. W pierwszej chwili go nie rozpoznałam ale po krótkim czasie już wiedziałam- rżenie. rozsunęłam gałęzie i zeszłam z górskiego szlaku. Moim oczom ukazała się polana. A na niej stał jednorożec. Ogromny śnieżno-biały rumak biegał w kółko po łące.


 Z pęciny ściekała szkarłatna krew. Zaczęłam posuwać się w stronę stworzenia. Gdy mnie zauważył ruszył szarżując w moim kierunku. Uskoczyłam w ostatniej chwili. Pędził wprost na drzewo nie mogąc wyhamować... Ale udało mu się. Zawrócił. Ale mnie nie znalazł. Schowana za ogromnym dębem oddychałam głęboko. Słyszałam ciszy stukot kopyt na kamieniach i głośne sapanie rannego zwierzęcia. Podszedł do potoku i zaczął pić. Przyglądałam mu się strwożona. Krople krwi mieszały się z płynącą nieprzerwanie wodą. Wstałam i podeszłam do niego. Gdy mnie zobaczył stanął dęba. Wyprostowana wyciągnęłam rękę w jego stronę. Uspokoił się i wtulił pysk w moją dłoń. Pogłaskałam go. Staliśmy tak dłuższy czas. Ja zachwycając się pięknem rumaka a on oddychając nierównomiernie. Wyjęłam z torby bukłak z Whisky a mój nowy znajomy jakby wiedząc co chcę zrobić położył się. Ukucnęłam i polałam ranę alkoholem. Pociągnęłam długi łyk. Wyjęłam z torby to co miałam a mogło pomóc jednorożcowi. Owinęłam skaleczenie bandażem, który wzięłam na wypadek gdybym to ja się zraniła. Skończyłam. Ale wtedy zauważyłam coś jeszcze. Róg. Wyglądał... nie tak jak powinien. Był... Zarysowany. Groziło mu wręcz pęknięcie... a potem śmierć. Tu potrzeba było więcej czasu. I więcej pracy. Poszłam w las. Rumak ruszył za mną. Musiałam znaleźć Królewskie Ziele. Tylko to mogło mu pomóc. Poszukiwania były bezowocne. Gdy przyszedł wieczór, usiadłam zrezygnowana na kamieniu. Jednorożec szturchnął mnie nosem. Spojrzałam mu w oczy a on zabrał głowę... i odsłonił roślinę. Rosła zasłonięta przez chwasty. Podbiegłam i odcięłam łodygę. Wróciliśmy na polanę. Podeszłam do dużego kamienia i zaczęłam rozgniatać ziele dodając trochę wody co jakiś czas. Gotową maść nałożyłam na róg i patrzyłam. Spodziewałam się kolorowej, magicznej mgły, która naprawi pęknięcie ale nie pojawiła się. Za to maść zaczęła wsiąkać. Róg teraz był taki jak powinien. Spojrzałam mu ponownie w oczy i rozpoznałam w nich mądry wzrok Skadi- bogini łowów i gór. Jak mogłam się nie domyślić? Pożegnałam przyjaciółkę i ruszyłam w dół góry. Do pałacu weszłam niezauważona i od razu poszłam spać. Nie licząc ucałowania moich dzieci.
-Hel*, nie ładnie tak po cichu wracać.- Zbeształ mnie brat.
-Mam wrażenie, że śmierć może chodzić tam gdzie chce i kiedy chce.- Uśmiechnęłam się zawadiacko i zamknęłam drzwi mojej komnaty.


Proszę, a oto i drugi qest. Nie jestem pewna czy to dobrze, że qest jest połączony z normalną historią, ale niech będzie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz