wtorek, 11 lutego 2014

Od Shell

- Hel… - wycedziła Tora na widok przegniłej kobiety. - I jak, dogadałaś się z Jackiem?
 - Oczywiście - zaświergotała Bogini. - Nie miałyście co do tego wątpliwości, prawda?
Nagle coś mi zaświtało. Jej oczy… nie miały jednego koloru. Miały ich tysiące. Tysiące dusz, tysiące wcieleń. Wyciągnęłam zza pasa kartkę i ołówek, i napisałam krótki liścik: "Tora, cokolwiek się zdarzy, nie pozwól mnie zatrzymać. Musimy utrzymać ze sobą kontakt za wszelką cenę". Wręczyłam kartkę przyjaciółce, po czym zwróciłam się do przybyszki.
 - Hel, ja wiem - powiedziałam powoli. - Nie jestem pewna, czy Tora już skojarzyła. Nie oddasz nam jej, prawda?
 - Hah, jakaś ty domyślna! - parsknęła kobieta. Do Tory powoli docierała prawda: że Hel to tak naprawdę Aarona. - Masz rację, na razie nie zamierzam.
W tym momencie zawołał nas Jack. Stwierdził, że musi oddać Hel trzy osoby ze swojej załogi. Zaczęłam myśleć gorączkowo. Jak utrzymać kontakt z Torą? Najlepiej przez pierścień telepatyczny - byłam pewna, że bogini zablokuje większość przekazów. Płynny artefakt to najbezpieczniejszy sposób. Tora musiała zostać na pokładzie.
Zgłosił się Daeron. Nie spodziewałam się po nim takiej odwagi, a może głupoty. Pewnie chciał być bliżej ukochanej. Szkoda, że czekało go aż takie rozczarowanie.
 - Ktoś jeszcze? - zapytał Jack. Głos łamał mu się smutno.
 - Ja pójdę z Hel - wystąpiłam dumnie. Przez chwilę reszta obserwowała mnie niepewnie. Kobieta przerwała cisze śmiechem.
 - Kapłanka? Ze mną? - lustrowała mnie oczami zimnymi jak lód. Syknęła, jakby się oparzyła. - Cóż, niech będzie.
Stanęłam za nią. Jack nic nie powiedział. Wysłałam mu nieme: "przepraszam" i wśrubowałam wzrok w Torę. Oby zrozumiała. Najjaśniejsza miej ich w opiece…
 - Nie zmuszajcie mnie, żebym sam wybrał trzecią osobę - jęknął Jack. Sprawiało mu to ból większy niż noga, ale nie chciał pozwolić przybyszce decydować. Ostatni ochotnik zgłosił się sam.

2 komentarze: