niedziela, 9 marca 2014

Od Elune

Ciemność. Oplatająca mnie, rozrywająca na strzępy i dostająca się we wszystkie zakamarki mojego ciała i umysłu Ciemność. Ból na zewnątrz i w środku, niczym nie zmącona Cisza. Czy tak wygląda Piekło? Nie, Piekła nie ma - musiałam być w Niebycie, czekać na wskrzeszenie przez jakiego Boga. Byłam elfką, nie wierzyłam w Piekło. Ale jednak to miejsce kipiało Cierpieniem, rozlewało się na wszystkie strony. Istniałam w jednym ciele i jednocześnie byłam rozbita. A wokół mnie jak dzwon rozbrzmiewały słowa Upadłych: "Zdradziłaś ich!" oraz "Zabiłaś!".
Nie wiem, ile czasu wisiałam w Niebycie, między Sklepieniem a wymiarem zwanym Ziemią. Któregoś razu - bo dni się tam nie liczy - usłyszałam głos, niby błyskawica przecinająca czerń nocnego nieba. Głos stworzenia, przejmujący mnie do szpiku niewyczuwalnych kości. Głos męski, głęboki i aksamitny, przemawiający w nieznanym mi języku. Poczułam, jak Ból ustępuje, a moje ciało z powrotem nabiera kształtu, wypełnia się Energią. Nie byłam już istotą, o nie - stawałam się Cieniem, Duchem, jednym z Upadłych. Nie miałam materialnej postaci, jedynie zarys, kontur.
Zaczęłam spadać w dół, jak niegdyś przed czasem, zanim trafiłam do Niebytu. Czułam, jak przenikałam przez warstwy, które oplatały mnie jak folia. Powłoki, które pozwalały mi egzystować na Ziemi. Były ciasne, niewygodne i sztuczne, ograniczały moją Energię. Nie było to tradycyjne ciało, miało kolor nieba.
Uderzyłam głucho w trawiastą ziemię. Poczułam lekki ból, rozchodzący się wzdłuż moich pleców. Dopiero teraz otworzyłam oczy - świat wokół mnie był wyraźny. Widziałam energię emanującą z drzew i roślin, świetliste oczy dzików i innych zwierząt w głuszy. Znajdowałam się w lesie. Niebo miało fioletowy odcień, mnóstwo gwiazd zaczynało błyszczeć - trwał zmierzch.  Spojrzałam na swoje dłonie - gładkie, błękitne, z równymi paznokciami, delikatnie objęte niebieską poświatą.
Spróbowałam wstać, o dziwo nie kręciło mi się w głowie. Rozmasowałam sobie krzyże, ale nic to nie pomogło - byłam skazana na ból. Skrzywiłam się na samą myśl Niebytu. Gdzie właściwie się teraz znajdowałam? To nie była Ziemia, ona nie była taka piękna jak to miejsce.
Ruszyłam w głąb lasu. Szłam bezszelestnie, nie budząc zasypiających stworzeń. Puszcza żyła własnym życiem, a po zmroku było tu szczególnie niebezpiecznie. Znalazłam bystry strumyk, wokół którego zbierały się błędne ogniki. Nie rozpierzchły się, gdy podeszłam - stworzone z Energii, tak jak ja. Nie byłam głodna, ani spragniona, moja uwagę przyciągnęło krystaliczne odbicie - dziewczyny z długimi uszami i aksamitnie czarnymi włosami, splecionymi w finezyjne wzory i puszczonymi na ramiona. Elfka miała czyste, jarząco zielone oczy i wyglądała, jakby płakała Aurą. W okolicach mostka widniało Znamię w dziwnym kształcie - Runa Naznaczonej. Wiedziałam, że kolejne mam między biodrami. Słyszałam opowieści o Okaleczonych, ale stać się jedną z nich… - wzdłuż karku przeszedł mnie lekki dreszcz.
O świcie doszłam do pałacu. Widziałam go w pełnej okazałości, ale na pewno większość była ukryta przed wzrokiem postronnych. Gdy zbliżałam się do drzwi, one otworzyły się. Zamarłam - stanęłam naprzeciwko kobiety i dwójki małych dzieci, dziewczynki i chłopca. Dama była zaskoczona, a malcy uśmiechnęli się od ucha do ucha.
 - Elune! - powiedziała dziewczynka. Podeszła do mnie i zaczęła oglądać mnie ze wszystkich stron.
 - To nie było jej imię - wtrącił chłopiec.
 - Ale już jest! - pisnęła mała z radością, po czym zaczęła skakać dookoła mnie. - Elune! Elune!
Stałam jak skamieniała. Kobieta zaczynała dochodzić do siebie, i zapytała:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz