niedziela, 9 marca 2014

Od Shell

Po przejściu Hel siedzieliśmy z Lokim jeszcze chwile. Krew sączyła się lekko przez bandaż, ale zbagatelizowałam to - zaraz powinna zaschnąć. Ciekawiło mnie, co robił teraz Jack i reszta załogi, jak sobie bez nas radzili…
 - Ja chyba już pójdę - powiedziałam, po czym spróbowałam wstać, tym razem uważając na sukienkę. Zachwiałam się.
 - Zaczekaj, odprowadzę cię - zasugerował, podtrzymując mnie za zdrową rękę. Nie chciałam od niego pomocy. Sam fakt, że przypominałam mu jego żonę, denerwował mnie.
Zaprowadził mnie do mojej komnaty - sama na pewno zgubiłabym się w tych korytarzach. Już miałam wejść do pokoju, gdy zatrzymał mnie, obracając w swoją stronę za ramię.
 - Wiesz, nie chciałbym, aby moje konszachty z aniołami zostały ujawnione reszcie…
 - Rozumiem - rzuciłam krótko, po czym otworzyłam drzwi. Loki został po drugiej stronie, wydawało mi się, że słyszę zgrzytanie jego zębów.
W moim pokoju panował półmrok. Zaczęłam się rozpakowywać, zmieniając w komnacie co jakiś czas drobne szczegóły. Przywołałam też parę unoszących się w powietrzu kul światła, co na pewno nie uszło uwadze gospodarza.
W pewnym momencie wszystko zgasło. Na moim łóżku zmaterializował się kształt - najpierw zbroja, potem zmierzwione czarne włosy i jarzący się na czerwono płomień, na końcu białe skrzydła.
 - No proszę, sądziłem że wyląduje koło Lokiego - powiedział anioł, patrząc na mnie jasnymi oczami. - Najwidoczniej ty przyciągasz mnie bardziej…
 - Shell. Jestem Shell. Loki znajduje się…
 - Za twoimi drzwiami - dokończył przybysz. Z niedowierzaniem wyjrzałam na zewnątrz, ale nikogo tam nie było. Moja komnata też była pusta, a kule świeciły jak wcześniej. Jedynie na łózko leżało małe, lekko przejrzyste piórko.
Tej nocy miała dziwne sny - Loki przykuty do kamienia i ja, trzymająca czarę nad jego głową, do której kapała dziwna zielonkawa ciecz. Wielki pożar, bitwa między olbrzymami a ludźmi. Anioł z ogniem na policzku i w oczach, dzierżący zapalony miecz. Biała Sama stojąca na klifie, patrząca na rzeź. Pieśń rozbrzmiewająca dookoła:

Ruszacie w bój
Tam gdzie wasze miejsce
Daleko stąd
Dalej niż me serce

Obudziłam się zlana potem. Wstawał świt. Usłyszałam pukanie - nie, walenie do drzwi.
 - Shellie, wstawaj! - to był Loki, robił dzienny obchód. - Wbijam za pięć minut, masz być uszykowana i schodzić na dół. Mamy gościa!
Podniosłam się i na krześle zobaczyłam kolejną sukienkę, tym razem związaną w talii, w głębokim fiolecie. Wzdrygnęłam się na myśl, że Loki mógł tu wejść i obserwować, jak miotałam się w koszmarach… Szybko się uszykowałam, a pióro schowałam między warstwy dekoltu. Gdy zeszłam na dół, byli tam już gospodarz, Hel i Daeron. Czekaliśmy na Alicję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz