niedziela, 9 marca 2014

Od Annamarii

W gardle mi zasychało, a mięśnie bolały potwornie. Cisza na morzu to najgorsza z możliwych rzeczy. Stałam za sterem próbując ruszyć statek z miejsca, ale nic z tego. Na pokładzie rozbrzmiało głośne - puk - puk. To kapitan opuścił swoja norę. Z drewnianą nogą wyglądał na o wiele mniej pewnego siebie. Podszedł do burty gdzie stałą Tora. Przyglądałam się im z zaciekawieniem. Szybko się tym znudziłam i przeniosłam wzrok na horyzont. Floryda była naszym celem, chodź nie byłam pewna czy go osiągniemy. Ostatnio dużo się wydarzyło. Ta cała Hel.... Skrzywiłam się mimowolnie.
- I w butelce rum... - zakołysałam się w takt melodii, która wyryła się w mojej pamięci.
Wtem wszystko uległo zmianie. Kapitan zaczął coś krzyczeć. Kazał zejść wszystkim do wioseł.
- A ster?! - krzyknęłam ze swojego miejsca.
- Do wioseł! - nie ugiął się w swoim zamyśle.
Niechętnie opuściłam mostek i zeszłam pod pokład. Wszyscy siedli do wioseł i zaczęła się mordęga. Mięśnie i tak mnie bolały, ale teraz palił je żywy ogień. Włosy szybko zaczęły zlepiać sie od potu i straciły cały swój urok. 
- Cholera - zaklęłam pod nosem, czując pot spływający mi po skroniach.
Wkładałam w wiosłowanie całe swoje siły, ale nie miałam pojęcia przed czym uciekamy. Mogliśmy przecież spokojnie zaczekać na wiatr. Chyba, że...... Szybko wyrzuciłam tę okropna myśl z głowy i ze zdwojoną siłą przyłożyłam się do wiosłowania. 

1 komentarz: