czwartek, 10 kwietnia 2014

Od Kerte

 - Ciągnij liny, Jonathan! - krzyknęłam, lekko utrzymując ster. Mój syn zakrzątnął się po pokładzie. Żeglowaliśmy już kilka dni, niebo było bezchmurne i czyste. Jak to dobrze, że nie pozwoliłam Marcelowi go spieniężyć - "Skała" pruła zarówno fale, jak i powietrze. Marcel nie był zachwycony faktem, że wypływamy, ale uparłam się, żeby wprowadzić Jona w życie żeglarza.
Mały chłopiec wyrósł, nie ma co… Nie chciał obciąć włosów przed wyjazdem, dlatego teraz sięgały mu za ramiona. Jego oczy miały jasnobrązowy, hazelowy kolor - odziedziczył po mnie parę cech Jasnookich, ale sporo więcej dostał po Jacku.
 - A smak waszych ust… - zaczął szantę, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Tak, miał dryg do muzyki.
Zeszliśmy na morzę, ponieważ zaczynało się ściemniać. Byliśmy tylko we dwoje, Skałka nie była przystosowana do większej ilości osób. Jon przejął ode mnie stery, a ja poszłam się zdrzemnąć.
Już kiedy się kładłam, wyczułam dobrze znaną mi esencję. Płynęliśmy w dobrym kierunku - Perła znajdowała się już tylko dzień drogi od nas.
Zmienialiśmy się z Jonathanem kilka razy, zanim wstał świt. Na wschodzie zbierały się chmury. Płynęliśmy w kierunku Florydy. Zastanawiałam się, co też Jack kombinuje.
 - Dlaczego właściwie płyniemy w tamtą stronę, matko? - zapytał chłopak po raz nie wiadomo który.
 - Mam co do tego dobre przeczucia, Jon - odpowiadałam za każdym razem. Nikomu nie opowiedziałam, jak którejś nocy odwiedziła mnie Calypso. Mówiła, jak to Kapitan potrzebuje załogi i szykuje się wielka bitwa, zapobiegająca końcu świata. Nie mogłam przegapić takiej okazji. Nie powiedziałam też Jonathanowi o Jacku. Oboje nie chcieliśmy, aby się dowiedział. Miałam też cichą nadzieję, że Młody czegoś się od ojca nauczy, ale wiedziałam, że nie mam na co liczyć.
Stojąc za sterem i patrząc na widnokrąg, poczułam ukłucie w okolicach żołądka. W tym samym momencie syn zawołał:
 - Statek na horyzoncie!
 - Jonathan, to nie jest jakiś tam statek. To "Perła", legendarna łajba Kapitana Jacka! - powiedziałam z namaszczeniem. - Chodźmy się przywitać.

[W ramach ścisłości kochana. Ostatnie zdanie musiałam poprawić, bo to jest "Perła". Kiedyś będzie Czarna, jeśli blog nie umrze wcześniej, ale nazwiska kapitana też nie podawałam i podkreślam - źle skojarzyłaś. Ten Jack to nie wróbelek ;) ]

3 komentarze:

  1. Do Jack'a: czy mogę napisać opowiadanie, w ktprym nie będzie tamtego potwora? Nie za bardzo wiem jak i o co ci chodziło, więc - albo napisze takie z innej beczki albo napiszesz jak uciekamy przed monstrum, a ja co było potem. Ok?

    OdpowiedzUsuń
  2. Parodne, troszku mnie poniosło x). Ale zawsze do przodu ^_^ Dzięki, za zmianę... a tak BTW, pisz pisz Torciu :)

    OdpowiedzUsuń