niedziela, 13 kwietnia 2014

Od Tory

Cisza na morzu zawsze budziła we mnie niepokój. Była znakiem niebezpieczeństwa, śmierci i ataku. Nie żebym nie lubiła walki i ryzyka, ale mimo to wolę pożyć jeszcze kilkadziesiąt lat. A do tego ten mróz...
Przy sterze stał Jack. Widok jego drewnianej protezy powodował, że ściskało mi się serce. Nadal będzie mógł biegać, walczyć, ale nie w 100% tak jak kiedyś. Z bladym uśmiechem wspomniałam naszą ćwiczebną walkę, w dniu, kiedy pojawiłam się na Perle. Wydawało mi się, że to zdarzyło się lata temu. Westchnęłam, spoglądając na Jack'a jeszcze raz. Nie ma jednej nogi. To tak okropnie brzmi.
- Co tak stoisz i się gapisz? Pogadaj jak człowiek. - zawołał kapitan, nie odwracając się.
Jako odpowiedź podeszłam do niego. Trzęsąc się z zimna, z ramionami splecionymi na piersi, spytałam, a z moich ust wydobył się obłoczek pary:
- Jak nastrój? - kichnęłam i wtuliłam głowę w ramiona.
(Jack? Tak, wiem, wspaniałe opowiadanie Xd)

1 komentarz:

  1. Cisza na morzu potrafi być zarówno stronniczką, jak i wrogiem. Masz rację. Obraz Jack'a tylko napałał ją smutkiem, choć może z drugiej strony cieszyła się też w głębi, że może być wśród tej ciszy choć z nim. Tym, który się odezwie. Nowe wiersze już są, zapraszam

    OdpowiedzUsuń