poniedziałek, 28 października 2013

Od Aarony

Droga była zimna jak wszystko co nas otaczało. Mijane przez nas drzewa miały powykręcane gałęzie jak potępieńcy wyciągający ręce w nadziei, że ktoś się nad nimi zlituje. John przez całą drogę milczał. Próbowałam zagadywać go co jakiś czas ale na daremno. -John dlaczego właściwie jesteście na tej wyspie?- cisza... - John dlaczego nie jesteś z resztą załogi?- cisza... -John czy zawsze gdy grasz męczennika tak posępnie milczysz?- złapał mnie za gardło, koń, na którym mnie wiózł zarżał. Uznałam, że chyba go irytuję. Po niekończącej się śnieżycy nagle zaczęło padać. Chyba jeszcze nie widziałam wszystkiego na tym świecie. Droga bardzo mi się dłużyła i próbowałam sobie wmówić, że to wcale nie dlatego, że mój przyjaciel był taki rozmowny. Wyszliśmy z gąszczu roślin i zobaczyliśmy grupkę ludzi. Pierwsza odezwała się ruda dziewczyna o ciekawej barwie oczu. -Jack, zobacz to John.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz