niedziela, 27 października 2013

Od Kerte

Uciekałam na Bystrej. Byle jak najdalej od nich. Byle tylko uciec.
 - Gdzie się tak spieszysz, Jasnooka? - usłyszałam głos.
Wstrzymałam konia. Przede mną na drodze stała niezadowolona - to mało powiedziane! Wściekła - Calypso z kompasem w ręce.
 - Może mi wytłumaczysz, - zasyczała. - dlaczego on nie działa?
 - A skąd ja mam to niby wiedzieć? Zejdź mi z drogi, albo cię rozjadę. - I zaczęłam biec w jej  stronę. Po chwili wiedźma znalazła się ze mną w siodle.
 - Spokojnie, spokojnie, moja czempionko.
 - Twoja, stara babo? Nigdy w życiu!
 - Możesz zginąć, martwą łatwiej będzie mi się sterować.
Wystraszyłam się tej groźby. Coraz ciężej było mi utrzymywać barierę.
 - Wiesz przecież, że mogę pozbyć się twojego problemu… Pytanie tylko, czy tego chcesz.
Czy chciałam pozbyć się dziecka? Nie wiem… Jack… to od niego tak wiele zależy. Och, jakże bym chciała, by mnie znaleźli.
 - Jack, jeśli mnie słyszysz, skubany piracie! - krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam. - Uratuj mnie z rąk tej siksy!
Calypso tylko się śmiała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz