poniedziałek, 28 października 2013

Od Jack'a

John odłączył się od nas. Jechaliśmy ciągle naprzód. Kerte leżała omdlała w moim siodle. Zaczęło mnie to nudzić. Nigdy więcej mnie nie zostawiaj? A co ja? Opiekunka? Zbyt delikatna jest. Nawet tawerniane kobiety z Tortugi są twardsze. A ona jest damulką. Nie. To nie dla mnie. Choć nie powiem, jakoś tak wyszło, że jesteśmy razem. Skrzywiłem się na to. Usłyszałem jak Alicja się ze mnie zaśmiała. Wystawiłem do niej język i uśmiechnąłem się. Ona zrobiła to samo.
- Obyś z konia nie spadla ze śmiechu Alicjo.
Zaczęła jeszcze bardziej się śmiać. Kerte zaczęła się przeciągać i moja uwaga skupiła się na niej. Otworzyła oczy i mnie przytuliła.
- Witaj mój zbawco - pocałowała mnie.
Spojrzałem na Alicję, która przestała się śmiać i wywróciła oczami. O co chodzi?
- Jack?
- Tak?
- A może jednak......
- Co?
- A nic.
Wtuliła się w moje ramię. Zatrzymałem konia.
- Może jednak wsiądź na swojego konia? Mój jest bardzo narowisty.
Spojrzała na mnie dziwnie i zsiadła posłusznie. Wskoczyła na swojego konia i jechała tuż obok mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz