sobota, 26 października 2013

Od Edwarda Teacha

Po kolacji zaproponowałem Marcie spacer. Chciałem pokazać jej nasze włości. Calypso uparła się, żeby pójść z nami, a Maleńka nie miała większego wyboru.
Obeszliśmy pałac. Piękny, lodowy, otoczony zimowym ogrodem w stylu Feng Szui. Wiedziałem, że jej się podoba. Wiedźma kręciła się koło nas, tańczyła, bawiła się… wydawać by się mogło, że wspaniale. Nie zapomniałem o naszej umowie:
" - Kompass… ma ogromną moc." - zasyczała, gdy Marta jadła u siebie kolacje. - CHCĘ GO!"
Powiedziałem jej wtedy, że ma zdjąć klątwę z mojej Maleńkiej. Oczywistym było, że go jej nie dam, ale musiała spróbować. Chęć posiadania artefaktu była silniejsza. Kazała nam iść do Szklanego Piedestału, wielkiego kamiennego ołtarza na wulkanie, i tam żeśmy się wybrali zaraz po wieczerzy.
Nic nie powiedziałem Marcie. Moja Maleńka - o świcie będzie wolna.
Po drodze dostałem wiadomość o dziwnym, pustym statku, który nagle pojawił się w na wybrzeżu. Postanowiłem, że nadłożymy drogi i zobaczymy, co tez tam się dzieje.
 Gdy dotarliśmy na miejsce, zobaczyliśmy Perłę… Tak, pamiętam ten jacht… Kapitanem był niejaki Jack, straszna oferma. Nigdy go nie lubiłem, może dlatego że pięć lat temu uciekł z moją Martusią… Chętnie będę przy jego torturach. Okazało się, że na statku bynajmniej nie ma Jacka. Była za to rudowłosa dziewczyna, szamocząca się z jedną z moich kotek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz