czwartek, 31 października 2013

Od Aarony

Staliśmy na plaży. Jack patrzył na statek o czarnych żaglach, który był jeszcze dalej niż przed chwilą. Statek, którym mieliśmy odpłynąć. Westchnął. Rozumiałam go. Jego siostra zabrała ich statek i od tak odpłynęła. I tak dobrze to znosił. Przynajmniej na razie. Postanowiłam, że zostawię go samego. Ruszyłam w stronę obozu. Zebrałam trochę w miarę suchych gałęzi i dorzuciłam je do ogniska. Przy lesie pasły się konie. Wśród nich był ten, na którym jechałam razem z kapitanem. Kapitanem bez statku. Studnią bez wody. Ptakiem bez skrzydeł. Podeszłam i pogłaskałam zwierzę po szyi. Rumak był piękny. Czarna sierść lśniła w promieniach zachodzącego słońca. Jego oczy płonęły złotym ogniem. Dmuchnął mi w twarz i zaczął przeżuwać. Usiadłam przy palenisku i zaczęłam strugać nowe strzały. Jack zajął miejsce obok. W moim nożu odbijały się języki ognia.
-Wiesz co?- zaczęłam.-Muszę ci coś wyznać.- Jack spojrzał na mnie podejrzliwie.- Tylko obiecaj, że mnie nie wyśmiejesz.
-Trochę się boję no ale mów.- W jego oczach widziałam coś na kształt prośby, jakby bał się, że... że wyznam mu miłość. Nie. Nie mogłam zniszczyć tej przyjaźni. Była mu potrzebna tak samo jak mi.
-Jack ja... ja nie umiem jeździć konno.- Kapitan zamilkł. Ale nie na długo. Po chwili śmiał się tak głośno, iż bałam się, że konie uciekną.- Miałeś się nie śmiać!- skrzyżowałam ręce na piersi. Gdy Jack w końcu przestał rechotać powiedział:
-Więc chyba czas się nauczyć.-Lekcja była cudowna. Czuć pod sobą konia było czymś o czym zawsze marzyłam. Ćwiczyliśmy dopóki widzieliśmy polanę, na której rozbiliśmy obóz. Potem zaczęłam smażyć wiewiórkę.Zastanawiałam się jak wydostaniemy się z wyspy.
-Więc co zamierzamy?-zapytałam.Nie oczekiwałam odpowiedzi. Chciałam mu tylko uświadomić, że trzeba coś wymyślić. On jednak odrzekł:
-trzeba znaleźć Kerte... a potem Martę.- Miał rację. Trzeba je znaleźć. Ale jak?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz