Staliśmy na brzegu morza, na koniach. Edward odjechał. Ach.. Nawet mi go nie żal. Zasłużył sobie na to. Ale czuję, że jeszcze go spotkamy. Spojrzałam na załogę. Uspokoiłam się i rzekłam:
- To zapraszam na pokład. Po przygody!
Weszli na Perłę. John i Alicja wnieśli Kath. Penelopa weszła dumnie rozmawiając z Amber, a Vici wkroczyła na statek ze swoim naturalnym entuzjazmem. Zeszłam z konia.
- Będzie mi cię brakować - wyszeptałam koniowi do ucha.
Zarżał radośnie. Ucałowałam rumaka w chrapy. Ten stanął dęba i pogalopował w głąb wyspy. Zatrzymał się na skraju lasu i spojrzał na mnie. Patrzyłam w głąb lądu jeszcze chwilę. Zostawiam tu tak wiele. Brata, przyjaciela, bo mogę tak nazwać Ediego, te piękne konie i wspomnienia, te dobre i złe. Weszłam powoli na Perłę. Masz nowego kapitana stateczku.
- Wciągać kotwicę, rozprostować żagle! Dalej ruszać się! - krzyczałam wesoło ze śmiechem.
Gdy już trochę oddaliliśmy się od wyspy, wzięłam lunetę. Spojrzałam w stronę wyspy. Na brzegu zobaczyłam dwie małe postacie. "Żegnaj braciszku. Jeszcze się kiedyś spotkamy. Uważaj na Ediego. I wszystkiego dobrego, obyś nie wpadł na rodziców". Alicja podeszła do mnie i stanęła obok. Uśmiechnęłam się do niej.
- Pamiętasz jak to się zaczęło? I jak płakałam?
Skinęła głowa.
- To zapamiętaj tamten moment, bo to się nie powtórzy. Prawdziwa Marta wróciła - złożyłam lunetę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz