Kiedy powiedział o ich rodzicach trochę posmutniał. Otworzyłam usta by pytać
dalej... ale po chwili je zamknęłam. Lepiej nie drążyć tematu... Przynajmniej na
razie". Wstałam.
-Hej a ty gdzie?- zapytał Jack. Rozejrzałam się.
-Gdzie
nogi poniosą- uśmiechnęłam się i podałam mu rękę. Chwycił ją i wstał. Poszliśmy
w las. Wiatr świszczał między drzewami. Srebrno-złote włosy zawiewały mi się na
twarz. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Powietrze było takie czyste.
Zapach wilgotnej trawy napływający do moich nozdrzy sprawił, że pierwszy raz od
bardzo dawna szczerze się uśmiechnęłam. Rozchyliłam powieki. Kapitan przyglądał
mi się wyraźnie zaciekawiony.
-Czujesz ten zapach? Jest piękny.- jeszcze raz
wciągnęłam powietrze. Z nadmiaru szczęścia zakrztusiłam się i zaczęłam kaszleć.
Po chwili mi przeszło. Parsknęłam śmiechem. Jack popatrzył na mnie i po chwili
też zaczął się śmiać.
-Jestem dziwna. Ale mam wrażenie, że się dogadamy.-
uśmiechnęłam się.
-Też tak myślę.-odwróciłam się tyłem do mojego rozmówcy. Po
chwili zrozumiałam, że to był błąd. Oberwałam w głowę czymś wilgotnym i
wylądowałam w śniegu. Spojrzałam rozwścieczona na Jack'a i zobaczyłam, że lepi
następną śnieżkę. Poderwałam się na nogi i zaczęłam szykować własny arsenał. Po
chwili bitwa się rozpoczęła. Chowałam się za drzewami i unikałam większości
pocisków ale Jack miał cela i parę razy dostałam w twarz. Lądowałam wtedy na
pupie a Kapitan zasypywał mnie prawdziwą śnieżycą. Po jakimś czasie wokół nas
było wydeptane pole jak po prawdziwej wojnie. Zaczęliśmy się śmiać. Jack pomógł
mi wstać.Potem wpakował mi w twarz garść pełną lekkiego, białego puchu.
Rechocząc popędził w stronę obozu a ja puściłam się za nim w pogoń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz