niedziela, 27 października 2013

Od Marty

To była chwila i nawet przez myśl mi nie przemknęło, żeby się im pokazać. A przecież to mnie szukają. Pewnie to wola zemsty. Zostawili mnie sama, a oni świetnie się bawili. Nie wybaczę im tego. Pozwolili mnie porwać. Ktoś mógł zostać ze mną, ale nie. Wszyscy poszli się bawić. Gdy zobaczyłam Kerte w siodle z Jackiem omal nie zbzikowałam. A więc tak braciszku? Nabrałam ogromnej ochoty sprawienia, żeby to on był zazdrosny. Spojrzałam kontem oka na Ediego. Wybacz słonko, ja cię nie kocham. Jednak przydasz się do zemsty na moim bracie. Gdy odjechali zaśmiałam się.
- Jakie tumany.
- Nie najbystrzejsi ci twoi przyjaciele Martusiu.
- No niezbyt - uwiesiłam mu się na szyi - To gdzie teraz?
- Do pałacu.
- Znowu zima. Chyba się nie przyzwyczaję.
Wróciliśmy do "letniego" domku i dosiedliśmy koni. "Znajomi" Ediego pojechali już wcześniej. Wzięliśmy płaszcze. Jechaliśmy spokojnie. Nagle zaczęło padać. No tak granica ciepło - zimno. Pogoda musi bzikować. Edi zatrzymał się zsiadł z konia i uniósł twarz do góry. Patrzyłam na niego.
- No dosyć tego - powiedziałam - Jedziemy dalej.
Zaśmiał się i wrócił na siodło. Wjechaliśmy na zimne tereny. Jechaliśmy tak chwilę, rozmawiając. Dawno się nie widzieliśmy. On nie zmienił się wcale. Ja - nie licząc klątwy - też. Było jak dawniej. On mnie kochał, ja go lubiłam. I tyle. Ale teraz go wykorzystam, co przysporzy mu troszkę przyjemności, a potem go załamię i pewnie się pokłócimy. Trudno. Ja i tak zawsze będę w nim widzieć przyjaciela. Przeklęta byłam bliska zadurzenia się w nim - wzdrygnęłam się na tę myśl - ale teraz jestem z powrotem nieczującą. Może jednak się nie obrazi. Ten mój "syreni śpiew". Zostaniemy przyjaciółmi.
- Może małe wyścigi? - zaproponowałam.
- Czemu nie?
I ruszyliśmy. Galopowaliśmy po stromych stokach.

                                                 

Gdy nagle mój koń stanął dęba zrzucając Ediego z jego konia. Ten wstał zrobił zdziwioną minę. Uśmiechnął się niemrawo i wrócił na swojego rozbawionego konia.        


Koń Ediego w ogóle był dziwny. Ciągnął i parł do przodu. Choć nie jestem pewna czy Edi nie pozwalał mu na to celowo. Wszystko to było bardzo śmieszne i dziwne. Jechaliśmy we dwójkę
śmiejąc się i pijąc z jego manierki wiski. Czułam się dzięki niej bardziej rozgrzana. Było mi przyjemnie. "Jak tylko wrócimy wkręcę Ediego w mój plan, żeby on nie myślał, że to z powodu Jack'a" pomyślałam. Stanęliśmy przed pałacem. Teraz nie wydawał się taki straszny. Wyglądał pięknie. Podjechałam do Ediego i wypiłam resztki wiski z jego manierki. Wjechaliśmy do stajni. Tam oporządziliśmy konie. Daliśmy im siana i marchewek. Jak ja kocham konie!
- Dziękuję za przejażdżkę - powiedziałam i dałam mu całusa.
"Bleeee...."pomyślałam. Jeszcze gorzej gdy się wie, że to tylko podstęp. Jak on mnie, to przynajmniej wiem, że szczerze. Ale jak ja dla jego radochy i podstępu. Aż rzygać mi się chce. Nie dałam jednak tego po sobie poznać i uśmiechnęłam się słodko.
 
 
<Masz te 9 linijek Edi XD jeśli pamiętasz o co chodzi>

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz