sobota, 26 października 2013

Od Kerte

Obudziłam się w kajucie Alicji. Bolała mnie głowa. Nie wiedziałam, co się stało. Pamiętam, że pokłóciłam się z Jackiem o… a potem zrozpaczona chciałam się upić z Tytanką… Skubana, dała mi środek nasenny! Co za wredna… i dzięki jej za to.
Ogarnęłam się, przebrałam. Powinnam wyprać suknie, zostały mi tylko spodnie. Przytroczyłam bułat z zamiarem "rozmowy" z Kapitanem, zawiązałam chustę Marcela i ukryłam pod nią busolę ojca. Do pasa z tyłu przytroczyłam lutnię i wyszłam na pokład.
Oślepiło mnie jasne światło. Odbijało się jakby… od lodu. Cholera, dobiliśmy! Ale super. Tylko gdzie są wszyscy? Usłyszałam szelest - ktoś kręcił się koło wejścia do sterowni. Pełna nadziei, że to ktoś z załogi poszłam tam, nie spodziewałam się znaleźć JEJ. Brązowa kocica w jasnożółte łaty próbowała się włamać do sterowni. Gdy mnie zobaczyła, rzuciła się na mnie z nożem.
 - Zostaw ją, Shalla. Nie zrobi nam krzywdy.
Zobaczyłam trzy nadchodzące postacie - wysokiego, brązowowłosego, całkiem przystojnego pirata, czarną jak noc czarownicę i brązowowłosą siostrzyczkę Jacka. Dookoła kręciły się kotki i wilczury.
 - Kerte? Kerte… KERTEE!!! - krzyknęła Marta na mój widok. Wyraźnie chciałaby mnie poćwiartować. Przystojny pirat objął ją umiejętnie, aby nie czuła się powstrzymywana, ale też nie mogła się ruszyć. Calypso chichotała.
Zanim ktokolwiek zdołał się ruszyć, dobyłam bułatu i wbiłam go Calypso w brzuch. Ta rozpłynęła się w czarny pył i odleciała.
 - Założę się, że jeszcze tu wróci. - powiedziałam, po czym stanęłam lekko, przerzucając ciężar ciała na prawą nogę. Jedna chwila i ktoś mógł zginąć.
 - Ach, Jasnooka… No proszę, jak ja dawno nie spotkałem nikogo z WAS… - powiedział pirat z naciskiem na ostatnie słowo. Puścił naburmuszoną Martę i podszedł do mnie. - Teach. - pocałował moją dłoń na powitanie. - Edward Teach.
 - Kearte Feartellie. Cóż za niezwykłe spotkanie, panie Teach…
 - Edwardzie, Jasnooka.
 - Edwardzie…
 - Ach, czy moglibyście już przestać!? Rzygać mi się chce od tych waszych uprzejmości! - powiedziała Marta i weszła między nas. Nie naciskałam, Edward też ochłonął.
 - Właśnie oprowadzam Martę po wyspie…
Dotarło do mnie, że to może on ją porwał. Że to przed nim chciała uciekać… Ale była dziwnie stabilna, jak na obarczoną klątwą. I nijak nie mogłam się z nią skontaktować. Blokada…
 - Czy mogłybyśmy porozmawiać na osobności? - zapytałam. Może by nam się udało…
 - Przykro mi, nie mogę na to pozwolić. Nie chcę, aby moja maleńka uciekła z tego azylu. I obawiam się, że także tu zostaniesz.
 - Rozmawiać? Ze mną?! Jak śmiesz, dziewczyno, po tym, co zrobiłaś mojemu bratu!...
 - Cicho, Martusiu, cicho… - powiedział Teach.
A więc oni wiedzą? Jack. Muszę znaleźć Jacka…
 - Zostaniesz z nami dobrowolnie, Kerte, albo poprosimy Shalle i jej koleżanki o pomoc. Ale zaręczam, nie będzie to przyjemne. Calypso wie, jak postępować z niesfornymi  Jasnookimi. - powiedział pirat, po czym chwycił Martę za rękę i zaczął prowadzić ją ścieżką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz