poniedziałek, 28 października 2013

Od Marty

Zaprowadził mnie do pokoju na poddaszu. W co ja się wpakowałam? I po co? Dla zemsty. Muszę się stąd wynieść. I najlepiej zwalić na któreś z tych zwierząt. Podeszłam do okna. Było maleńkie. Ale mogłabym się zmieścić. Muszę się śpieszyć. Wyszłam przez okno. Usłyszałam jak otwierał drzwi łazienki. "Nie wyglądaj przez okno, nie wyglądaj przez okno" pomyślałam. Wyjrzał.
- Co tu robisz?
- Oglądam gwiazdy - odparłam.
- Ach - uśmiechnął się - Ale już wracaj - i podał mi rękę.
Dość tu wysoko. A ja mam lęk wysokości. No trudno. Udałam, że podaję mu rękę i celowo poślizgnęłam się na lodowym dachu. Chwyciłam się rynny piętro niżej.
- Marta! - usłyszałam z góry.
Ufff - odetchnęłam. Byłam bezpieczna od niego i żyję. A on pomyśli, że to przypadek. O tak! Wspięłam się po rynnie do okna. I przeszłam przez nie. Pokój był pusty. Usłyszałam kroki na korytarzu. Schowałam się. Jednak Edi nawet tu nie wszedł. Wyszłam. Rozejrzałam się po korytarzu. Schowałam się w małej klitce na korytarzu. Rano wyszłam z niej. Nikogo nie było. Poszłam do pokoju Ediego. Spał spięty. Usiadłam na brzegu jego łóżka. No to pierwsza jego próba za mną. Muszę się gdzieś wymykać na noc. Obudził się.
- Gdzie byłaś?
- Spadłam z dachu w dziwnym miejscu i próbowałam dostać się do ciebie - skłamałam z uśmiechem.
Spojrzał mi w oczy. Zaczęłam bawić się jego włosami.
- Biedna. Szukałem cię.
- Wiem. Słyszałam i krzyczałam. Musiałeś mnie nie słyszeć.  Wiem, że zrobiłeś wszystko co w twojej mocy.
uśmiechnął się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz