Marta… moja kochana Martusia. Tyle bym dla niej zrobił. Nareszcie możemy być razem.
Pocałowałem ją - czule, namiętnie. Tak bardzo jej chciałem. Czekałem od pięciu lat…
- Eddie, proszę. - przerwała Maleńka. - Nie jestem gotowa…
- Na to nigdy nie jest się gotowym, Martusiu…
- Ale… Eddie!
- Kochanie, pięć lat…
- Wiem i rozumiem, ale nie tutaj. Jak konie… się gapią.
- Wolisz wrócić do domu i w pokoju na poddaszu, z widokiem na gwiazdy…?
- Tak, tam jest cieplej i przyjemniej.
- Zapalimy sobie świece…
Tak dumając weszliśmy do pałacu. Zabrałem ją do najwyższej komnaty w najwyższej wieży.
- Idę wziąć prysznic, Maleńka. Będzie słodko.
Po czym wszedłem do łazienki i straciłem kontakt z rzeczywistością. Martusia - nareszcie cała moja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz