wtorek, 12 listopada 2013

Od Aarony

Wróciła Amber. Wcześniej nie znałam jej zbyt dobrze ale nie miałam o niej zbyt dobrego zdania. Przecież porzuciła swojego kapitana. To mówi o niej wystarczająco wiele. Jack kazał mi zrobić kolację. Było więcej ludzi niż zazwyczaj więc miałam mniej czasu. Mięso było odrobinę krwiste bo cały czas mnie pospieszano, ale chyba im smakowało. Kapitan zaczął rozmawiać z nowym członkiem załogi "Żałoby". Wyznaczył nowy kurs i znów stanął za sterem. Mnie wysłał z powrotem na gniazdo. Zaczęłam nucić pieśń. 

Do bogów Północy, modlę się
Wznoszę mój kielich do upadłych 
I płaczę
W Valhalli będą śpiewać

Deszcz
Czerwona krew leje się z nieba, 
Chodźcie, Walkyrie, dołączcie do mnie w tej ostatniej podróży

Tu leżę, krwawiąc, 
Odynie, czekam na ciebie

Bitwa się zaostrza

Tkają nowe linie
Przyszłość, przeszłość, teraźniejszość
Są jednością
Odkryją swoją maskę
Aby pokazać mi drogę do przetrwania
Gorzka wojna

Wkrótce to się skończy,
Stanie się jedynym
Zwiążemy się

A strach opanuje ich ziemie

Kiedy zwycięstwo jest niemożliwe
A zabici są wybrani 
Walkyrie doprowadzą nas do domu
Kiedy zwycięstwo jest niemożliwe
A zabici są wybrani 
Walkyrie doprowadzą nas do domu

-Aarona!- krzyknął ktoś z dołu. Amber. Złapałam linę i popisowo zjechałam na dół. Dobrze, że miałam rękawice. W przeciwnym razie mogłabym nie mieć teraz wewnętrznej części dłoni. Moje buty stuknęły głośno o pokład a dziewczyna odskoczyła do tyłu.-Co jest?- zapytałam. Wyprostowała się i uniosła głowę. Nie zrobiło to na mnie zbyt dużego wrażenia.-Jack mówi, że powinnaś zająć się czyszczeniem pokładu.- Uśmiechnęła się triumfalnie. Ciekawe co ona mu nagadała. Poszłam do kapitana. Rzeczywiście wydał takie polecenie. Poczułam się poniżona ale nie można mnie tak łatwo pokonać. Okazało się, że nie memy mopa. Musiałam chwycić szmatę i szorować na kolanach. Widziałam swoje odbicie w świeżo wylanej wodzie. Zaplotłam warkocz gdy wypłynęliśmy. Dlaczego właściwie moje oczy są czerwone? I mam jasne włosy. Wyglądam jak albinos. Mój ojciec miał szare oczy a matki nie znałam, ale nie sądzę, żeby pracowała w tym "zawodzie" mając takie oczy. Zauważyłam Daerona idącego w stronę kajut. Nagle stanęła przed nim Amber. Machała tymi swoimi rzęsami i w dodatku ściskała ręce tak, że jej biust wydawała się dwa razy większy. Walnęłam szmatą o podłogę i szorowałam dalej. Dziewczyna zaczęła się śmiać. Daeron szczerzył zęby w (mam nadzieję) wymuszonym uśmiechu.  Byłam wdzięczna bogom gdy przeszłam dalej i nie musiałam ich słuchać. Kiedy skończyłam moje kolana były zdarte i lekko krwawiły. Starłam ją ręką i poszłam na dół. Położyłam się na hamaku w głównej sypialni a nie w mojej kajucie. Zdrzemnęłam się tylko chwilkę. To wystarczyło. Ujrzałam twarz dziewczynki. Miała jasne włosy i fioletowe oczy. Niemowlę wyciągnęło do mnie rączkę. Obudziłam się. "Cholera co tym razem?". Nie lubiłam gdy zaczynał się nowy sen. Na początku nigdy nie wiedziałam co oznacza. Wstałam. Było ciemno i cicho. Prawdopodobnie wszyscy już spali. Zajrzałam do mojej kajuty. Daeron leżał na łóżku. Poszłam na górę. Na pokładzie nie było nikogo. Ster poruszał się prowadzony myślami przez Jack'a. Stanęłam na dziobie. Uklękłam i zaczęłam się modlić. Nie do Białej Damy do, której przekonywała na Shell. Starałam się nie wchodzić jej w drogę bo cały czas próbowała nas nawrócić. Ale ja wierzyłam w Bogów Północy. "Bogowie sprawcie abyśmy bezpiecznie dopłynęli do celu... dokądkolwiek zmierzamy. Nie pozwólcie by Ognisty Wąż wypełzł z Asgardu. I obyśmy wszyscy mogli po śmierci ucztować z naszymi przyjaciółmi i ponownie zmierzyć się z naszymi wrogami w Valhalli." Wzięłam głęboki wdech. Czułam morze. Tylko morze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz