Siedziałam w
pokoju bardzo długo. Myślałam nad Marcelem. Wolałam nie narażać się Calyspo,
łamiąc jej rozkaz. Korciło mnie niesamowicie, aby wymknąć się ukradkiem i
odnaleźć Beduina. W końcu zasnęłam. Śniła mi się pustynia, dźwięki skrzypiec
chłopaków, dogasające ognisko, świt… i Wellson, który wtargnął tamtego dnia do
mojego życia. Chyba się wtedy utopił… a może nie?
Obudziłam się z
krzykiem, gdy usłyszałam pukanie do mojego pokoju. A właściwie walenie - ktoś
perfidnie dobijał się do moich drzwi.
- Kerte, wstawaj! Łap, co cenniejsze i spadamy
stąd! - to był Marcel.
Świat trząsł się w
posadach. Za oknem coś płonęło. Każdy uwijał się jak mógł. Chwyciłam lutnię i
wybiegłam z pokoju. Marcel czekał z małym tobołkiem na ramieniu.
- Co się dzieje? - usiłowałam przekrzyczeć
narastający zgiełk. Zbiegaliśmy na dół. Część domu się zawaliła.
- Nie wiem, Kraina Cieni szaleje. Ktoś wdarł
się tutaj bez zezwolenia. Świat rozbłysnął na zielono, a potem wszystko zaczęło
płonąć.
Wyszliśmy z
posiadłości w ostatnim momencie. Konstrukcja runęła w dół, wzniecając ogromną
kulę pyłu. Calypso leżała niedaleko, poskręcana w niewyobrażalnych bólach. Wiła
się na ziemi, niby ryba wydobyta z wody.
- Nie możemy jej tak zostawić! - krzyknęłam do
Beduina.
- Co proponujesz?
- Osłaniaj mnie!
Podeszłam do
wiedźmy. "Zostaw mnie!" - jęczała. Nie byłam pewna, czy kierowała to do mnie,
czy do intruza. Złapałam ją za ramiona. "Pozwól mi sobie pomóc." - szeptałam.
Rozluźniła się. Wszechobecna mgła nabrała różowego koloru. Usłyszałam w tle
dźwięki skrzypiec Marcela. Ale one się nie liczyły.
Wchłonęłam w umysł
Calypso. Doświadczyłam incepcji, jednego wielkiego deja vu. Widziałam ten świat,
ale inaczej - szaro, ledwie dostrzegalnie. Dookoła przemykały białe nitki myśli.
Jedna z nich była złota. Inna, tuż pode mną miała żółty kolor. "Chłopczyk, -
pomyślałam z uśmiechem - całkiem duży już". Niedaleko dostrzegłam czerwoną
smugę. Intruz.
Wypłynęłam z
umysłu wiedźmy.
- Marcel, koło jeziora!
- Dalej, szybko! - odparł mężczyzna, po czym
rozdzielił robotę służbie i razem popędziliśmy nad jezioro. Złapał mnie skurcz.
Poczułam, że coś cieknie mi po udzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz