niedziela, 3 listopada 2013

Od Kerte

Siedziałam w pokoju bardzo długo. Myślałam nad Marcelem. Wolałam nie narażać się Calyspo, łamiąc jej rozkaz. Korciło mnie niesamowicie, aby wymknąć się ukradkiem i odnaleźć Beduina. W końcu zasnęłam. Śniła mi się pustynia, dźwięki skrzypiec chłopaków, dogasające ognisko, świt… i Wellson, który wtargnął tamtego dnia do mojego życia. Chyba się wtedy utopił… a może nie?

Obudziłam się z krzykiem, gdy usłyszałam pukanie do mojego pokoju. A właściwie walenie - ktoś perfidnie dobijał się do moich drzwi.

 - Kerte, wstawaj! Łap, co cenniejsze i spadamy stąd! - to był Marcel.

Świat trząsł się w posadach. Za oknem coś płonęło. Każdy uwijał się jak mógł. Chwyciłam lutnię i wybiegłam z pokoju. Marcel czekał z małym tobołkiem na ramieniu.

 - Co się dzieje? - usiłowałam przekrzyczeć narastający zgiełk. Zbiegaliśmy na dół. Część domu się zawaliła.

 - Nie wiem, Kraina Cieni szaleje. Ktoś wdarł się tutaj bez zezwolenia. Świat rozbłysnął na zielono, a potem wszystko zaczęło płonąć.

Wyszliśmy z posiadłości w ostatnim momencie. Konstrukcja runęła w dół, wzniecając ogromną kulę pyłu. Calypso leżała niedaleko, poskręcana w niewyobrażalnych bólach. Wiła się na ziemi, niby ryba wydobyta z wody.

 - Nie możemy jej tak zostawić! - krzyknęłam do Beduina.

 - Co proponujesz?

 - Osłaniaj mnie!

Podeszłam do wiedźmy. "Zostaw mnie!" - jęczała. Nie byłam pewna, czy kierowała to do mnie, czy do intruza. Złapałam ją za ramiona. "Pozwól mi sobie pomóc." - szeptałam. Rozluźniła się. Wszechobecna mgła nabrała różowego koloru. Usłyszałam w tle dźwięki skrzypiec Marcela. Ale one się nie liczyły.

Wchłonęłam w umysł Calypso. Doświadczyłam incepcji, jednego wielkiego deja vu. Widziałam ten świat, ale inaczej - szaro, ledwie dostrzegalnie. Dookoła przemykały białe nitki myśli. Jedna z nich była złota. Inna, tuż pode mną miała żółty kolor. "Chłopczyk, - pomyślałam z uśmiechem - całkiem duży już". Niedaleko dostrzegłam czerwoną smugę. Intruz.

Wypłynęłam z umysłu wiedźmy.

 - Marcel, koło jeziora!

 - Dalej, szybko! - odparł mężczyzna, po czym rozdzielił robotę służbie i razem popędziliśmy nad jezioro. Złapał mnie skurcz. Poczułam, że coś cieknie mi po udzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz