Obudziłam się na
kolanach, wciąż z piórem w dłoni. Przebrałam się i ogarnęłam, wyczyściłam
resztki kadzidła odpowiednim zaklęciem - mam nadzieję, że nikt mnie w nocy nie
odwiedzał. Przebrałam się w szatę roboczą, w takim przydymionym niebieskim
kolorze. Lubiłam ją, bo była wygodna, ale niestety nie odzwierciedlała kolorów
Białej Damy. Schowałam pióro za dekoltem szaty.
Jack jest moim
celem. Moją ofiarą. Miałam dostać się na Kubę w poszukiwaniu pewnej kobiety, a
tymczasem dostaję swojego kapitana. I kto przejmie kradziony statek? Okropność.
Zmówiłam poranną
modlitwę i przygotowałam codzienną dawkę maści dla Jacka na bliznę. Używa jej
pewnie do innych celów (jest całkiem niezła na potencję), ale i tak mu ją robię.
Mój cel musi się nieźle trzymać do Dnia Sądu.
- Witaj, Jack. - powiedziałam wchodząc do jego
kajuty. Właśnie kończył się ubierać - miał jeszcze rozpiętą koszulę i
niezałożone buty.
- Czołem, Shell. Jak noc?
- Uch, okropnie. Ale co tam. Przyniosłam ci
maść na bliznę.
- Daj spokój, już prawie jej nie ma.
- Posmaruj ją jeszcze z dwa dni - nie
zaszkodzi, a może pomóc.
- Skoro tak mówisz… - odparł, po czym wziął
ode mnie słoiczek.
Wyszłam i
skierowałam się do kuchni. Aarona już coś pichciła. Poprosiłam o jakieś
przyzwoite śniadanie - otrzymałam kolejną klejącą breję.
- Nie możesz choć raz zrobić czegoś bardziej
jadalnego?
- To jest jadalne.
- Kaszka. No nic. Dzięki.
- Myślę zrobić placek… jak zdążysz, to może
zdobędziesz kawałek.
- Dzięki, Aarona.
Poszłam zobaczyć,
jak się czuje Daeron. Dopiero się budził. Zapukałam i weszłam.
- Wiijjdź Sheell… - wysapał, gdy mnie zobacz
spod na wpół przymkniętych powiek. - Nie jesteeem ubłaanyyyy… Woaah… I zawołaaaj
Aaroonee… Omnomom… - po czym przewrócił się na drugi bok i zaczął smacznie
pochrapywać.
Pięknie. I na kim
mam teraz prowadzić swoje badania? Każdy jest czymś zajęty. Zobaczyłam, a raczej
usłyszałam, że ktoś wskoczył do wody. Poszłam to sprawdzić. Amber wylądowała w
wodzie. Niech sobie popływa, a jak. Na otwartym morzu. Nie, na pewno jest tutaj
płytko. Woda sięga do kolan.
Tak sobie marudząc pod nosem, weszłam do
pustej obecnie kajuty Kapitana. Miał okropny bałagan, ale mnie nie zraził.
- Zobaczmy… - zaczęłam szukać czegoś
charakterystycznego. Oczywiście uważałam, aby wszystko zostawić na swoim
miejscu. W pewnym momencie usłyszałam kroki. Było za późno, żeby uciekać. Szybko
usiadłam na łóżku i zaczęłam udawać, że tylko sobie siedzę.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał zaskoczony
Jack, gdy otworzył drzwi i przekroczył próg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz