środa, 13 listopada 2013

Od Shell

Obudziłam się na kolanach, wciąż z piórem w dłoni. Przebrałam się i ogarnęłam, wyczyściłam resztki kadzidła odpowiednim zaklęciem - mam nadzieję, że nikt mnie w nocy nie odwiedzał. Przebrałam się w szatę roboczą, w takim przydymionym niebieskim kolorze. Lubiłam ją, bo była wygodna, ale niestety nie odzwierciedlała kolorów Białej Damy. Schowałam pióro za dekoltem szaty.
Jack jest moim celem. Moją ofiarą. Miałam dostać się na Kubę w poszukiwaniu pewnej kobiety, a tymczasem dostaję swojego kapitana. I kto przejmie kradziony statek? Okropność.
Zmówiłam poranną modlitwę i przygotowałam codzienną dawkę maści dla Jacka na bliznę. Używa jej pewnie do innych celów (jest całkiem niezła na potencję), ale i tak mu ją robię. Mój cel musi się nieźle trzymać do Dnia Sądu.
 - Witaj, Jack. - powiedziałam wchodząc do jego kajuty. Właśnie kończył się ubierać - miał jeszcze rozpiętą koszulę i niezałożone buty.
 - Czołem, Shell. Jak noc?
 - Uch, okropnie. Ale co tam. Przyniosłam ci maść na bliznę.
 - Daj spokój, już prawie jej nie ma.
 - Posmaruj ją jeszcze z dwa dni - nie zaszkodzi, a może pomóc.
 - Skoro tak mówisz… - odparł, po czym wziął ode mnie słoiczek.
Wyszłam i skierowałam się do kuchni. Aarona już coś pichciła. Poprosiłam o jakieś przyzwoite śniadanie - otrzymałam kolejną klejącą breję.
 - Nie możesz choć raz zrobić czegoś bardziej jadalnego?
 - To jest jadalne.
 - Kaszka. No nic. Dzięki.
 - Myślę zrobić placek… jak zdążysz, to może zdobędziesz kawałek.
 - Dzięki, Aarona.
Poszłam zobaczyć, jak się czuje Daeron. Dopiero się budził. Zapukałam i weszłam.
 - Wiijjdź Sheell… - wysapał, gdy mnie zobacz spod na wpół przymkniętych powiek. - Nie jesteeem ubłaanyyyy… Woaah… I zawołaaaj Aaroonee… Omnomom… - po czym przewrócił się na drugi bok i zaczął smacznie pochrapywać.
Pięknie. I na kim mam teraz prowadzić swoje badania? Każdy jest czymś zajęty. Zobaczyłam, a raczej usłyszałam, że ktoś wskoczył do wody. Poszłam to sprawdzić. Amber wylądowała w wodzie. Niech sobie popływa, a jak. Na otwartym morzu. Nie, na pewno jest tutaj płytko. Woda sięga do kolan.
 Tak sobie marudząc pod nosem, weszłam do pustej obecnie kajuty Kapitana. Miał okropny bałagan, ale mnie nie zraził.
 - Zobaczmy… - zaczęłam szukać czegoś charakterystycznego. Oczywiście uważałam, aby wszystko zostawić na swoim miejscu. W pewnym momencie usłyszałam kroki. Było za późno, żeby uciekać. Szybko usiadłam na łóżku i zaczęłam udawać, że tylko sobie siedzę.
 - Co ty tutaj robisz? - zapytał zaskoczony Jack, gdy otworzył drzwi i przekroczył próg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz