niedziela, 17 listopada 2013

Od Tory



- Ty i Daeron. W sumie, to dlaczego na "Żałobie" przeważają kobiety?
Kapitan wzruszył ramionami.
- Jakoś tak wyszło... - nagle udał olśnienie - Pewnie to Shell odstrasza wszystkich mężczyzn. - zachichotał.
- A może to pewien Jack lubi kobiety? - szturchnęłam go łokciem.
- Nie wykluczone. - wymamrotał.
- A zatem... Stawaj do walki. Wysunęłam szablę z pochwy. - Muszę lepiej poznać załogę, a próba szabli integruje. - tym razem to ja zachichotałam i skoczyłam do przodu.
- Świetnie, zatem ćwiczmy.
Jack już zdążył chwycić własne ostrze i także ruszył do boju. Na jego wargach błąkał się uśmieszek determinacji. W ułamku sekundy oceniłam jego broń. Jego szabla była cięższa i mocniejsza, ale o parę centymetrów krótsza od mojej. Do szumu fal, wycia wiatru, krzyku mew i skrzypienia statku dołączył brzęk metalu. Kapitan był silniejszy niż przypuszczałam. Mocniej ścisnęłam rękojeść i wężowym ruchem cięłam po skosie w jego lewe biodro. Zaskoczony zwinnością ataku, szybko sparował uderzenie i błyskawicznie zamachnął się, celując w moje ramię. Zachwiałam się od siły ciosu, ale odskoczyłam na lewo, zrobiłam krok do przodu i zaatakowałam. Jack chciał skrzyżować nasze klingi, ale w ostatniej chwili zmieniłam tor ciosu, pochylając się. Szabla mężczyzny trafiła w pustkę, ale doświadczony, nie stracił równowagi. Chciałam podciąć go płazem ostrza, ale uchronił się od ataku. Zrobiłam piruet i skomplikowaną sekwencją prawie udało mi się wytrącić mu broń z ręki. Zaskoczony, uniósł brwi.
- Gdzie się nauczyłaś tak walczyć, kobieto?! - uderzył z prawej, ale zmienił kierunek w ostaniej chwili.
- Tu i tam. - sparowałam cięcie i pchnęłam go w brzuch. Ten zszedł z linni ataku i zablokował wąską klingę. Uśmiechnęłam się i szybkim, wyćwiczonym ruchem nadgarstka uwolniłam szablę, płynnie przechodząc w podstawowy atak znad ramienia.
Walka stawała się coraz trudniejsza, na nazych czołach perlił się pot. Walka była niesamowicie wyrównana. On był silniejszy, ja zwinniejsza. Nasza szybkość, wytrzymałość i doświadczenie były na podobnym poziomie.
Atakowaliśmy się płynnymi, zaciętymi ruchami, obrona była coraz bardziej pomysłowa. Oboje używaliśmy najbardziej zaawansowanych ruchów, jakie znaliśmy. Miałam lekkie zadrapanie na prawym udzie, on na policzku. Nagle ktoś mnie zawołał, ale nie rozproszyło mnie to. Nadal niezłomnie walczyłam. Spod pokładu, za plecami mojego przecienika wychyliła się kobieca postać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz