niedziela, 3 listopada 2013

Od Kerte

Zgięłam się w pół. Marcel nie zatrzymując się, wziął mnie na ręce i biegł dalej.
 - Co się dzieje, skarbie? Dlaczego cię boli? - zapytał naiwny.
 - Ja… - wyjęczałam. - chyba rodzę…
 - Jesteś w ciąży? Jasnooka? Niech to szlag… nie mamy teraz czasu… och, Izydo, wspomóż! - szeptał modlitwy.
Zatrzymaliśmy się na brzegu jeziora, tuż przed ogromną bramą, jarzącą się błękitnym blaskiem - portalem do innego świata, innej krainy. Marcel się zawahał. Intruz musiał przejść przez bramę, nigdzie go nie widzieliśmy.
 - Wchodź, nie marudź… - wyszeptałam.
Marcel wkroczył w portal ze mną na rękach.
 
 
Wylądowaliśmy w dziwnym świecie. Przypominał tropikalną część wyspy Edwarda, ale był jakby przekoloryzowany, bardziej jaskrawy i krzykliwy. Beduin położył mnie pod drzewem.
 - I co ja mam zrobić, co ja mam zrobić. - szeptał spanikowany.
 - Czekaj… Zaraz pojawi się Starszy, aby obwieścić nowego dziedzica…
 - Kerte, zaraz to ty umrzesz! I tyle będzie z nowego dziedzica!
 - Cii… - wyszeptałam. Skurcze się nasilały. Czułam, jak chłopiec próbuje wyjść na świat.
Usłyszeliśmy ciche PYK! - tuż obok pojawiła się Penelopa.
 - Pene.. Ugh!
 - Odsuń się, Tehtarze. I najlepiej odwróć. - powiedziała Starsza spokojnie. Po czym zabrała się za odbieranie porodu.
Marcel co jakiś czas był proszony o przyniesienie jakiś rzeczy. Największy problem miał z wodą, ale i z tym sobie poradził. Poród przebiegł bez komplikacji. Gdy było już po wszystkim, usłyszałam tylko znamienne: "SYN" i zemdlałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz