Dzień na statku…
bleh! Jak ja nie lubię pływać! Od razu dostaję choroby morskiej. Ale muszę,
wymaga tego moje zadanie. Na szczęście bardzo długo nikt ode mnie niczego nie
chciał. Nie ręczyłabym za siebie, gdybym nagle musiała się odezwać. Uch!
Tak, czy inaczej,
dzień na statku to ciekawe przeżycie. Obserwowałam załogę i kapitana. Jack
spędzał czas zamyślony w sterowni.
- Jak się czujesz, kapitanie?
- A co to ma do rzeczy?
- Nic, po prostu żeglarze mnie intrygują. W
ogóle nie chorujecie na chorobę morską.
- Myślałem, że to normalne.
- Ja tam mam ogromny problem z wytrzymaniem
tutaj.
- Niech ci pomoże ta cała Biała Dama, którą
tak uwielbiasz.
- Widzę, że ona wam nie leży, więc daruj.
Nikogo nie zmuszam na siłę. Jest praktycznie równoległa z tymi wszystkimi
bogami, jej kult nie ingeruje w żaden inny. Nie ma monopolu.
- Mówisz?
- Ano… tymczasem wróćmy do tematu. Nie masz
żadnych mdłości.
- Ech… - kapitan tylko westchnął. Odprawił
mnie ruchem ręki. Postanowiłam, że jeszcze wrócę i poszłam się przejść po
pokładzie.
Zobaczyłam Aaronę,
która szorowała pokład. Kawałek dalej Daeron flirtował z tą nową… jak ona ma…
Amber, tak, Amber. Dziwna dziewczyna. Poproszę Najjaśniejszą, aby jedna z jej
Słuchaczek nawiedziła Amber we śnie. Aarona szybko skończyła i poszła na dół,
mężczyzna wciąż rozmawiał z Amber. Czuła niewypowiedzianą satysfakcję, gdy udało
mi się im przeszkodzić.
- Amber, mogłabym cię prosić na sekundę na
dół?
- Poczekaj moment, Daeron. Zaraz pewnie do
ciebie wrócę. - powiedział do dziewczyny, po czym zszedł za mną.
- Wyświadczyłabyś mi pewną przysługę?
- No co się stało, kapłanko?
- Prowadzę pewne bardzo skomplikowane badania
i chciałabym, abyś pozwoliła mi się przebadać.
- Ja? A po kiego ci?
- Też mówię, że bardzo skomplikowane. Nie
każdy rozumie… Tak, czy inaczej, połóż się - popchnęłam ją energią na hamak.
Znajdowaliśmy się blisko śpiącej Aarony. Rzuciłam parę luźnych zaklęć, takich
jak detekcja magii, czy kontrola pracy organizmu. Zauważyłam, że Aarona śni
proroczy sen. Niech jej się spełni, a co mi tam.
Wieczorem
wypuściłam Amber do swojej kajuty. Była lekko zakręcona po tych wszystkich
niepotrzebnych testach, ale przerwałam jej romantyczny wieczorek. Jakże mi z
tego powodu miło.
Wracając do siebie
usłyszałam, jak czerwonooka szepcze modlitwy do Bogów Północy. Ach, Odyn… Moja
koleżanka z Akademii była im oddana. Ciekawa kultura. Zamknęłam za sobą drzwi,
zapaliłam kadzidełko magicznym ogniem - na pewno nie zająłby statku. Pogrążyłam
się w transie. Słyszałam głosy, słodki zapach odurzał mój umysł i ciało.
- Maszzz koleeejny ceel… - usłyszałam syczący
głos w mojej głowie. Przemawiała Kirke, nasz Kontakt, Nieśmiertelna Słuchaczka.
Przed oczami zobaczyłam twarz Jacka. - Ktooś baardzoo pragnie jeegooo śmierciii.
Kontrakt zossstaał zawarty.
Wyczerpana padłam
na podłogę. W ręce trzymałam białe pióro - po skończonej robocie powinnam
skropić je krwią ofiary. Zabić kapitana… szaleństwo, nie kontrakt!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz