wtorek, 12 listopada 2013

Od Shell

Dzień na statku… bleh! Jak ja nie lubię pływać! Od razu dostaję choroby morskiej. Ale muszę, wymaga tego moje zadanie. Na szczęście bardzo długo nikt ode mnie niczego nie chciał. Nie ręczyłabym za siebie, gdybym nagle musiała się odezwać. Uch!
Tak, czy inaczej, dzień na statku to ciekawe przeżycie. Obserwowałam załogę i kapitana. Jack spędzał czas zamyślony w sterowni.
 - Jak się czujesz, kapitanie?
 - A co to ma do rzeczy?
 - Nic, po prostu żeglarze mnie intrygują. W ogóle nie chorujecie na chorobę morską.
 - Myślałem, że to normalne.
 - Ja tam mam ogromny problem z wytrzymaniem tutaj.
 - Niech ci pomoże ta cała Biała Dama, którą tak uwielbiasz.
 - Widzę, że ona wam nie leży, więc daruj. Nikogo nie zmuszam na siłę. Jest praktycznie równoległa z tymi wszystkimi bogami, jej kult nie ingeruje w żaden inny. Nie ma monopolu.
 - Mówisz?
 - Ano… tymczasem wróćmy do tematu. Nie masz żadnych mdłości.
 - Ech… - kapitan tylko westchnął. Odprawił mnie ruchem ręki. Postanowiłam, że jeszcze wrócę i poszłam się przejść po pokładzie.
Zobaczyłam Aaronę, która szorowała pokład. Kawałek dalej Daeron flirtował z tą nową… jak ona ma… Amber, tak, Amber. Dziwna dziewczyna. Poproszę Najjaśniejszą, aby jedna z jej Słuchaczek nawiedziła Amber we śnie. Aarona szybko skończyła i poszła na dół, mężczyzna wciąż rozmawiał z Amber. Czuła niewypowiedzianą satysfakcję, gdy udało mi się im przeszkodzić.
 - Amber, mogłabym cię prosić na sekundę na dół?
 - Poczekaj moment, Daeron. Zaraz pewnie do ciebie wrócę. - powiedział do dziewczyny, po czym zszedł za mną.
 - Wyświadczyłabyś mi pewną przysługę?
 - No co się stało, kapłanko?
 - Prowadzę pewne bardzo skomplikowane badania i chciałabym, abyś pozwoliła mi się przebadać.
 - Ja? A po kiego ci?
 - Też mówię, że bardzo skomplikowane. Nie każdy rozumie… Tak, czy inaczej, połóż się - popchnęłam ją energią na hamak. Znajdowaliśmy się blisko śpiącej Aarony. Rzuciłam parę luźnych zaklęć, takich jak detekcja magii, czy kontrola pracy organizmu. Zauważyłam, że Aarona śni proroczy sen. Niech jej się spełni, a co mi tam.
Wieczorem wypuściłam Amber do swojej kajuty. Była lekko zakręcona po tych wszystkich niepotrzebnych testach, ale przerwałam jej romantyczny wieczorek. Jakże mi z tego powodu miło.
Wracając do siebie usłyszałam, jak czerwonooka szepcze modlitwy do Bogów Północy. Ach, Odyn… Moja koleżanka z Akademii była im oddana. Ciekawa kultura. Zamknęłam za sobą drzwi, zapaliłam kadzidełko magicznym ogniem - na pewno nie zająłby statku. Pogrążyłam się w transie. Słyszałam głosy, słodki zapach odurzał mój umysł i ciało.
 - Maszzz koleeejny ceel… - usłyszałam syczący głos w mojej głowie. Przemawiała Kirke, nasz Kontakt, Nieśmiertelna Słuchaczka. Przed oczami zobaczyłam twarz Jacka. - Ktooś baardzoo pragnie jeegooo śmierciii. Kontrakt zossstaał zawarty.
Wyczerpana padłam na podłogę. W ręce trzymałam białe pióro - po skończonej robocie powinnam skropić je krwią ofiary. Zabić kapitana… szaleństwo, nie kontrakt!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz